przewodnik • [awesamponk]

116 18 0
                                    

  Sam od niedawna był tutaj. Musiał przyznać, iż żałuje, że tak daleko był poza zasięgiem tego miasta — było ono nieideałem samym sobie.

  Jednakże mieszkając tu, dalej miał problem z odnajdywaniem kilku osób. Dziś pomagał w nakładaniu systemu czerwonego kamienia w tajnym bunkrze Puffy, gdy ta poprosiła go, czy mógłby poprosić Philzy o drobną pomoc — ten już miał wiedzieć o co chodzi.

  Tak oto wylądował na szmaragdowych równinach za ostatnimi budynkami centrum. Szedł ku wielkiemu drzewu, wyglądającego na cytrusa. Potrzebował chwili odpoczynku, by móc w końcu zdjąć drugą powiekę. Karnacja sama za siebie mówiła, że ma coś związanego z nieludzmi, oraz właśnie oczy o czarnych białkach. Jedyny, kto miał takie, to był Technoblade. Tamten jednak pogłębiał grozę swej osoby czerwonymi tęczówkami i nieakceptacją bądź niezainteresowaniem jego osobą. On sam miał zielone tęczówki, ale i tak miał dość luźny krąg znajomych, jakby się go obawiano. Większość chyba nie rozumiała, iż musi w ostro słoneczne dnie nakładać dodatkową, przyciemnianą powiekę.

  Gdy tylko padł w cieniu rośliny z westchnieniem świadczącym o tęsknocie za robotą u pani Kapitan, usłyszał kroki na trawię. Nie zrobił nic jednak w tej sprawie. Mógł to być każdy, ale na pewno przejdzie obok niego. Nie miał nawet energii by się rozpytywać o Philzę Minecraft.

  Zamiast tego obok jego głowy opartej o korzeń pojawiła się para stół w sportowych, czarnych butach. Tommy wolał żywe, swoje kolory, ale może ten dzieciak dzisiaj wolał to i już.

— Błagam cię, idź... — poprosił, zamykając oczy.

  Usłyszał zamiast tego cichy, miły śmiech. Część jego duszy zauroczyła się w tym dźwięku.

— Hej, spokojnie, coś się stało?

  Otworzył delikatnie oczy, pamiętając, iż słońce teraz może zranić mu wzrok. Przyczyna hałasu na trawie kucnęła przed nim, a on ujrzał przykulonego młodego mężczyznę, z twarzą pod luźną maską wraz z wyklinowym koszykiem na kolanach. Musiał być dość niski, zważając że pojął jego osobę całym wzrokiem.

— Jeśli chcesz, możesz u mnie odpocząć nieznajomy — zaproponował zamaskowany, mrużąc oczy ciemnymi, u nikogo tutaj nie widział innej karnacji niż ludzka biel czy nienaturalność Technoblade'a lub Ranboo, powiekami, jakby się uśmiechał. Poczuł się pokrzepiony.

  Te oczy. Były cudowne. Nie chciał ich nigdy opuścić.

— Szukam Philzy, muszę mu powiedzieć, że... — próbował się podnieść poprzez podepszenie się ręką, ale ta załamała się pod nim i nieprzyjemnie obił sobie płuco, tracąc dech. Mroczki pojawiły mu się przed oczami.

  Nieznajomy odbiegł, a on poczuł się opuszczona. Niby ledwo chwila, a on nie chciał cierpieć takiego zmęczenia sam. Już nie.

  Ten jednak powrócił, po poczuł pod nosem przesłodki, ale orzeźwiający zapach, na co zauroczony zamrugał. Nietypowe sole trzeźwiące, ale zadziałało, by znów otworzył oczy i ujrzeć ulgę w źrenicach ciemnoskórego. Teraz zauważył, że maska miała czerwoną warwę, z złotymi, czarnymi i białymi liniami jak muśnięcia pędzla. I że nie mógł spojrzeć na usta.

— Czy to werbena? — zapytał, znów próbując powstać na klęczki.

  Ten włożył mu dłoń pod pachę, co przyjął z wdzięcznością, by móc oprzeć się o pień drzewa. Nie miał siły opuścić dodatkowej powieki, ale otworzył szeroko oczy. Chłonął widok dobrodusznego.

  Który znów się zaśmiał. Miał przyjemmy, męski tembr głosu, choć nie taki niski, przez co brzmiał jak wiatr w trawie.

— To trawa cytrynowa. Eret kiedyś przyniósł mi z innych części jego władztwa, przez co mam tą cudowną roślinę w ogrodzie, jak inne.

  Cytryny. To teraz jego ulubiony zapach.

— Ah, mówiłeś że Phil? — nieznajomy zmienił temat.

  Skinął głową delikatnie, by nie nabawić się bólu głowy. Godziny emanacji kamienia i te szukania na serio były dla niego złe.

— Phila, nieznajomy, to ty musisz szukać na niebie — wskazał palcem w górę w uniósł oczy ku banderze liści, by podkreślić swoje słowa.

— Dziękuję przewodniku.

  Znów śmiech. I pomocna dłoń.

— Chodź, odpoczniesz u mnie. Jak Philzy nie ma u góry, to go nie znajdziesz, a na pewno nie bez maści szałwiowej pod oczy. Znieczula skórę, a ty chyba masz mocny wzrok.

  Oplutł się więc wokół niższego nowopoznanego, kuśtykając do domku między dwoma innymi, mniejszymi cytrusami, ale wielkimi jak jabłonie. Ku nowemu domu, maści szalwiowej i trawie cytrynowej schnącej na sznurku na drewnianym progu drzwi.

Anxiety WavesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz