kostucha • [ghostbur, wilbur fucking soot]

176 25 1
                                    

  Ghostbur czuł od kilku dni — które nauczyli go rozróźniać Tubbo i Tommy, a także zawsze wspierający Ranboo — dziwne uczucie. Jakby ktoś próbował zdjąć pionek z szachownicy, kiedy to on był tym pionem.

  Zawsze czuł się w stanie takiej nieświadomej entropii. I nigdy o tym nie myślał, nie wyczuwał. Nie miał powodów. Jednak za fasadą zwyczajnej szczegółowości oraz mglistych, ale wesołych uśmiechów czuł, jakoby Kostucha uderzała go delikatnie, ale nieprzerwanie w żebro. Wystukiwała powolny, nękający go w każdej chwili rytm.

  Ten dzień był najgorszy. Miał pomóc Tommy'emu, będąc sobą. Przyprowadzili mu nawet Frienda!

  Dlaczego więc, gdy wszedł do wody, do bólu doszło nie uczucie, a czyn? Jakbg Kostucha chwyciła go na ostatnie żebro i zaczéła ciągnąć w dół?

  Tylko dzięki skupiającym słowom, przypominającym o barwach, które ten duch pokochał, oraz obecności owieczki udało mu się.

  Nie mógł się powstrzynać od przeczytania całycg regulaminów. Tak odskupiało go od innych boźdzców, dawało namiastkę tegl, iż ma prawo zrobić coś jeszcze, niż słuchać oczekiwania Kostuchy.

  Jednakże zapomniał o wszystkim w momencie, gdy stał pod płaczącym obsydianem, naprzeciwko Dreama. Przeraził się. Czuł rozpacz bijącą z myśli o niewoli, fioletowego obsydianu oraz tegl czegoś, co zaczęło go ciągnąć za szyję.

  I niech go piekło pochłonie, poddał się brutalnemu gestu Kostuchy. Szarpnął się, gdy zobaczył opadającą lawę i ostatni błysk przerażonych oraz rozzwłoszczonych, noe na niego chyba, oczu. Nie dał rady, jako duch nigdy nie posiadał refleksu.

  Wywrócił oczami jam najbliżej czoła, by ujrzeć Dreama. Ale to nie była Kostucha, a coś, co próbowało się w nią zabawić.

  Przypomniał sobie, jak Tommy mówił Tubbo, iż więzień ma coś. Książkę? Kafelkę? Kaniak?

  Napewno jednak nie o to chodziło. Kostucha chciała czegoś innego. Może chłopaka? Zabierała go, by potem zabrać Dreama?

  Nic nie miało znaczenia, gdy niebieskie łzy popłynęły z jego oczu, a sam rozerwał się, parując jak zwykła ciecz ze szklanki.

  I mógłby przysiąc, że nim pustka go pochłonęła, nim pomyślał o osamotnionej owieczne, głos obok jego ucha wyszeptał podziękowania.

  Jego własny głos.

— Już wolę tu umrzeć, niż iść do Tubbo i mówiąc, że Wilbur idzie nas zabić.

  Przepraszam, Tommy.

Anxiety WavesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz