Ranboo spojrzał na Toby'ego, który sprawdzał, czy któryś z jego dwóch kilofów nie ma zgubnego uszczerbku. On sam miast żelaznych szpicy, miał jeden, niezbyt ciężki ale skutecznie dobry diamentowy oskard. On jednak nie mógł oderwać wzroku od fioletowych, kwadratowych płytek umiejętnie rozmieszczonych na ciele. I samo ciało. I dusza.
Wiedział, jak wiele razy Phil przyłapał go na wpatrywaniu się mglistym spojrzeniem w jego przyszywanego syna. Nie mógł jednak być daleko od Tubbo już od wtedy, pierwszego spotkania. Przepadł w tym uroczym, lekko dzikim, i dzięki temu wspaniałym charakterze. Przepadł w brązowych tęczówkach jak dopiero co zaorana gleba.
Wszyscy go uważali za niesamowicie pomocnego i otwartego chłopaczyne, ale był nikim, gdyby patrzeć przez pryzmat zachowania do Toby'ego.
- Ran, idziemy! - krzyknął podekscytowany młodszy, podskakując w miejscu, pomimo ciężaru kilofa na plecach i w rękach.
Automatycznie Enderboy zaraził się pozytywną energią. Zawsze go zadziwiało, że nawet pomimo zamiłowania do światła słonecznego i kwiatów, ten umiał także bezproblemowo opuścić ulubione tereny dalej pełen optymizmu.
Uroczy, pomyślał. Taka pszczółka w shulkerboxie. Nie byłbym zdziwiony, kiedy pewnego dnia odpadną mu purpurowe płytki i rozwinie skrzydła.
Rozciągnął się, wyciągając ręce ku górze, wykorzystując ostatnią okazję nieograniczonej przestrzeni. Miał wielką nadzieje na wysokie tunele w nowoznalezionej przez nich jaskini.
- No to lecimy - skinął głową i wchycił wcześniej ułożone u stóp narzędzie.
Już po kilku krokach w głąb pojawił się skręt. Za zaułkiem przystanął na chwilę i poprosił Tubbo o krzesiwo. Rozpalili trzy pochodnie - jedną położyli na gzymsie, a pozostałymi się podzielili na osobe.
- Mamy niewiele pochodni długotrwałych - uznał Tubbo, zaglądając do plecaka.
Ranboo pokazał mu wnętrze własnego plecaka, ukazując latarnię ropową. Ten wydał z siebie cichy dźwięk zachwytu, na co enderboy się zaśmiał.
- Nie wiem, jak ją zakosiłeś Tommy'emu, nawet ja nie umiem! - krzyknął rozemocjowany chłopak, wywołując głośniejszy śmiech u drugiego, który zarzucił plecak na ramię i popukał go palcem w czoło.
- Jestem endermanem, pszczółko.
Ten zrobił obrażoną minę, wydymając dolną wargę i tupiąc cicho nogą.
Właśnie takimi gestami mnie w sobie rozkochujesz. Niemalże wypowiedział Ranboo te słowa.
Nie powstrzymał się jednak, by przeczesać brązowe pukle niziutkiego chłopaka. Dalej się szykował do arcymistrzowskiego żartu, gdy ten zapyta się czy ma kwiaty, a on schyli się wyzywająco i zapyta, jak to jest być śladowej wysokości.
Czy endermany mają sarkastyczne poczucie humoru? I dwukolorowe oczy? Przyjaźnią się z innymi rasami, tworząc cudaczną kolonię? Zakochują się?
Odrzucił drażniące wyśli, poprawił chwyty na pochodni i kilofie, ruszając u boku Tubbo w odłamy korytarzy jaskini.
Toby był świetnym towarzyszem. Umiał gawędzić i komentować drobne skrzydła Tommy'ego nawet kiedy wyrąbywał rudy żelaza z skał. Ranboo chętnie odpowiadał oraz ciągnął, pomagając w wymyślaniu to nowych komentarzy do osoby ich przyjaciela. Najbardziej mu się podobał "pszenicowłosa kuropatwa".
Schodzili to coraz głębiej, a przy stromym spadku w dół przybili hak i zrzucili linę, po której zwinnie zjechali, wcześniej wybijając w ścianie dziurę i chowając wydobyte już surowce, schodząc znów jedynie z kilofami i plecakami.
Był to szeroki, wysoki wąwóz. Pod dość wysoko wybitym przez naturę sklepieniem, który pękał.
Tubbo z przerażeniem spojrzał na Ranboo, który śmiał się sam z siebie, patrząc na zmianę na wysokość w kordach, to w grupkę świecących pnączy. Mu nie było do śmiechu.
Spojrzał nad głowę znów dokładnie w momencie, kiedy odpadł stalagmit na drugim końcu wąwozu, a za nim jego czaszka.
Wykrzyknął imię Enderboy'a, skacząc w jego stronę. Kawałki pancerza, zeszły z jego ciała, rozszerzając się jak napój w butelce przez zimno.
Ranboo nie zdążył się do niego obrócić, kiedy złapał oburącz w pasie. Woda uderzyła Tubbo w plecy, ale natychmiastowo straciła z nim kontakt. Nie dosięgła nawet Ranboo, który skręcił się w jego objęciach ku twarzy wybawiciela, spoglądając wokół.
Zamknięci byli w ciemnym shulkerze, słychać było uderzenia agresywnej wody o ściany. Wyjął z kieszeni wyrwane pnącza, które w srebrnym blasku pozwoliły ujrzeć oczy Tubbo.
Usiedli bardziej normalnie, po czym się przytulili.
- Nawet nie wiedziałem, czy zadziała tak wielki, uroniony plan - powiedział Tubbo.
- Zadziałał - odparł Ranboo, uśmiechając się do pierwszego. - I uratował mnie.
Siedzieli tak długo.
A kiedy Birdza oddał ostatnią gąbkę do wysuszenia Manifoldowi, dotknął twardej jak adamant fioletowej skorupy, ta samoistnie się otworzyła. Pot spływał po plecach między skrzydłami strugami, na dowód ciężkiej pracy, ale nie mógł obudzić śpiących we własnych objęciach chłopców.
CZYTASZ
Anxiety Waves
Fanfictionone-shots book „𝙼𝚊𝚗𝚋𝚎𝚛𝚐? 𝙿𝚘𝚐𝚝𝚘𝚙𝚒𝚊? 𝚆𝚑𝚘 𝚌𝚊𝚛𝚎𝚜! 𝚆𝚎 𝚓𝚞𝚜𝚝 𝚔𝚎𝚎𝚙 𝚝𝚑𝚎 𝚌𝚘𝚗𝚏𝚕𝚒𝚌𝚝 𝚐𝚘𝚒𝚗𝚐! 𝙸𝚝'𝚜 𝚐𝚛𝚎𝚊𝚝!" -𝙱𝚊𝚍𝙱𝚘𝚢𝙷𝚊𝚕𝚘 «Technoblade, nosząc pod sercem sztylet, w sercu przysięgę, a nad sercem koron...