Dream zajęczał cicho, budząc się z męczącego snu. Zasnął myśląc o bólu, czując ból, pragnąc końca bólu.
Zdziwił się, gdy otworzył oczy z cichym westchnieniem z powodu światła. Było to białe, ciepłe światło, którego nie zaznał od dawna. Chłodne powietrze opatuliło jego policzki.
Zerwał się szybko. Rozejrzał się wokół. Leżał u brzegu rzeki, która miała barwę bieli z złotymi przebłyskami jak marmur. Widok był oszałamiający.
Zaśmiał się i podskoczył. Nie czuł bólu! Podniósł koszulkę i spojrzał na tors. Zamiast krwawych plam poprzez brak wielu kawałków skóry były tylko blade plamy, jak blizny. Zostawił swą zieloną koszulkę w spokoju i poluzował rzemienie od pochew mikstur — miał na sobie stary, nostalgiczny stój — by ujrzeć białe, złudnie wyglądające jak piegi, nieregularne dziurki, po tym jak Quackity wbijał czubek miecza.
Przyglądał się swemu ciału z zaniemówieniem. Czyżby rany się zagoiły i kara została zniesiona, a on nie pamięta?
Nie, to raczej nie możliwe. Wszak nikt nie uważał go za niewinnego.
Wtedy usłyszał ciche, dźwięczne słowa. One jakby go otrzeźwiły, studząc euforię, ale dalej w nim nie budząc typowego mu insynktu. Jakby się nie bał, nie martwił, nie pilnował.
Słowa znów rozbrzmiały, a on spojrzał w taflę mleczno–złotej rzeki.
— Clay, chodź odpocząć — poprosiła go melodyjnie rzeka.
Nagle skusiło go, by zamoczyć stopę w wodzie. Aż go przebiegł przyjemny dreszcz.
— Nie jestem zmęczony — odpowiedział rzece, potężnej i łagodnej.
— Twe blizny mówią co innego — zanuciły wody. — Twoi przyjaciele mówią co innego.
Uderzył go w twarz wiatr. A z wiatrem przybyły śmiechy, szczęśliwe i swobodne, aż sam się uśmiechnął.
Patrzył w wodę, ale skupiał się i wpuszczał śmiechy do serca.
Śmiech George'a i Sapnapa, te najbardziej znane, te takie rodzinne.
Śmiech Bada i Skeppy'ego, dzikie równie jak ich dusze.
Śmiech Tommy'ego, Tubbo i Ranboo, których tak zranił, ale miał nadzieje przeprosić.
Śmiech Karla i Alexa, tego nie będącego jeszcze potworem, dwójki nierozerwalnych przyjaciół.
Śmiech Wilbura oraz Techno, dwóch braci. Może nawet słyszał z nimi Philze.
Śmiech Ereta, chłopaka pokojowego z słuchawkami w uszach oraz flagą na plecach.
Śmiechy Sama i Ponka, Punza, Nikachu.
Tych najważniejszych, jak i przyjaciół.
Rzeka zabłysła. Gdy wszedł w nią swym półprzezroczystym ciałem, ta nawet nie wzburzyła się. Zanurkował.
I nigdy nie wypłynął.
•
przedstawiam wam eden jako rzekę, rzeka zmarłych.
jutro dokładnie to znajde.
CZYTASZ
Anxiety Waves
Fiksi Penggemarone-shots book „𝙼𝚊𝚗𝚋𝚎𝚛𝚐? 𝙿𝚘𝚐𝚝𝚘𝚙𝚒𝚊? 𝚆𝚑𝚘 𝚌𝚊𝚛𝚎𝚜! 𝚆𝚎 𝚓𝚞𝚜𝚝 𝚔𝚎𝚎𝚙 𝚝𝚑𝚎 𝚌𝚘𝚗𝚏𝚕𝚒𝚌𝚝 𝚐𝚘𝚒𝚗𝚐! 𝙸𝚝'𝚜 𝚐𝚛𝚎𝚊𝚝!" -𝙱𝚊𝚍𝙱𝚘𝚢𝙷𝚊𝚕𝚘 «Technoblade, nosząc pod sercem sztylet, w sercu przysięgę, a nad sercem koron...