2 cz 3.

692 79 16
                                    

- Jedziemy na posterunek? - Zapytałam spoglądając na zegarek, zostało mi niewiele czasu aby ogarnąć obiad dla małej i odebrać ją z przedszkola. - Niedługo muszę odebrać dziecko. - Gliniarz potarł czoło patrząc na mnie jakoś dziwnie. Westchnął ciężko.

- Możemy porozmawiać u ciebie w domu. - Sama nie wiem kiedy zaczął do mnie mówić na ty. To pewnie przez to, że widywaliśmy się kilka razy w tygodniu. Nikt nie rozumiał jak wiele pytań pojawiało się po drodze w tym śledztwie i jak to zmuszało Kalińskiego do potwierdzania każdej wersji. To skutkowało ciągłymi wizytami w moim domu lub ściganiem mnie po mieście. Obraz mojego męża wyłaniający się z tego wszystkiego nie był zbyt ciekawy. O tym, że brał dla siebie większość pieniędzy już wiedziałam dawno. Gdyby to było wszystko, nie czułabym się poniżona aż tak bardzo. Michał lubił drogie rozrywki. Grywał w karty, miewał kochanki.  Chociaż to raczej kiepskie określenia na faceta wynajmującego drogie prostytutki. Najgorszym zaskoczeniem było to, że miał z jedną z nich syna. Co prawda chłopczyk żył tylko kilka miesięcy bo urodził się z ciężką wadą serca ale mimo wszystko to była kolejna bolesna zadra jaka tkwiła w moim boku. 

Miałam synka w tym samym czasie co ta druga kobieta. Obie straciliśmy dzieci a mój mąż dwóch dziedziców nazwiska. Przerażające doprawdy.  Tego mu współczułam, bo wiem jak bardzo pragnął syna. Kiedy tak stałam analizując to co wiedziałam, policjant złapał mnie za łokieć i pociągnął mnie w kierunku radiowozu. Kilka minut później gotowałam wodę na kawę, której zażyczył sobie mój gość. Próbowałam uniknąć patrzenia na niego. Miałam już dość współczucia widocznego w jego oczach. Dla niego byłam słabą istotką zgnębioną przez męża tyrana. 

Nie zdawał sobie sprawy, że wytrwanie w takim związku wymaga więcej siły niż słabości. Nie miał pojęcia, że dwa razy odchodziłam. Za każdym razem dałam się przebłagać i złapałam się na obietnicę zmiany jak ryba na nagi haczyk. Wierzyłam w moc przebaczenia i drugich szans. Jedni dobrze wykorzystywali takie sytuacje a inni powracali do swoich zwyczajów równie szybko jak zamykały się drzwi za powracającą małżonką. Otrząsając się z tego wszystkiego postanowiłam skupić się na robieniu obiadu. Odruchowo obierałam i siekałam warzywa na lekki biały sos do makaronu.  Miałam kilka plasterków wędzonego boczku w zamrażalniku, które zamierzałam do niego zużyć. 

- Powie mi pan w końcu co to za wieści? - Spojrzałam na niego a on żachnął się w reakcji na moje słowa.

- Mam na imię Adam, prosiłem cię już kilka razy, żebyś go używała. Zapatrzyłem się na to jak sprawnie czujesz się w kuchni, od lat nikt przy mnie nie gotował, to miłe uczucie. - Puściłam jego komplementy mimo uszu, facet miał dziwną zdolność do wprawiania mnie w zakłopotanie.  Gdy nie zareagowałam na zaczepkę westchnął. - Wiem kim był typek, który wykorkował na konto twojego męża. Miałem niezły kłopot z namierzeniem typa, chociaż urodził się niedaleko. Mogę nawet sądzić, że oni się znali. Karol Trzmieliński pseudonim Pszczoła, poszukiwany listem gończym. 

- Przestępca? - To mnie zaskoczyło. - Uważasz, że Michał miał z nim jakieś konszachty? 

Zaparzyłam kawę i podsunęłam mu ją wraz z cukiernicą. Spokojnie posłodził i pomieszał kawę. 

- Niekoniecznie. Znali się jako dzieci, Pszczoła od lat tu nie bywał. Miał kilku ludzi i kroili bryki za granicą. Ostatnio coś poszło nie tak i niestety zginęło dwóch ludzi, stąd międzynarodowy list gończy. Wypłynęło to gdy wysłałem jego DNA do badania. Trochę mi to zajęło bo musiałem ściągnąć ekspertów. Dlatego tu jestem, potrzebuję próbki jego włosów i może wymaz z buźki twojej córeczki. Znaleziono niewielką ilość krwi w bagażniku. - Resztka złudzeń jakie miałam licząc, że mój mąż żyje opadła. Ścisnęło mi się serce na myśl o tym co będę musiała powiedzieć moim dzieciom. Będę musiała zadzwonić do Kasi, odwlekanie tego dłużej nie miało sensu. 

- Czy tej krwi było dużo? - Zapytałam. Adam pochylił głowę w kierunku kawy. 

- Sporo Aniu. On może. - Nie dałam mu skończyć.

- Nie będę nic zakładała i ty nie powinieneś. - Oboje zatopiliśmy się w myślach. 

- Dobrze, nie będę tego robił. Chcę pobrać próbki od twojej małej. Nauczyłem się jak to się robi, nie mam zamiaru jej denerwować. Mogę jej powiedzieć, że badamy czy się nie zaraziła jakimś wirusem w przedszkolu. - Pokręciłam głową.

- To zły pomysł, powtórzy to nauczycielce i będziemy obie miały nieprzyjemności. Wytłumaczę jej to inaczej. - Obiecałam mu. - Kiedy chcesz to zrobić? Oderwał wzrok od okna i uśmiechnął się delikatnie.

- Dzisiaj. Mam dla ciebie jeszcze inną nowinę i to dużo gorszą niż ta. Pracuję społecznie jako kurator sądowy. Czasami muszę kontaktować się z opieką społeczną, bo moją specjalnością są nieletni. Przypadkiem usłyszałem rozmowę. Twoja teściowa zgłosiła, że zaniedbujesz dziecko. Musisz się spodziewać odwiedzin pracowników MOPSu. - Mój tyłek opadł na krzesło a mózg zamarł.   Potoczyłam wzrokiem po moim mieszkaniu, sprawdzając czy mieli by się do czego przyczepić. Może nie mieliśmy luksusów ale bez przesady nie było tu tak źle, małej niczego nie brakowało i nie głodowała. - Ania, cholera dziewczyno. Popatrz na mnie. - Oderwałam wzrok od przetartego dywanika przy szafce ze zlewem. - Powiem ci czego możesz się spodziewać, o co będą pytać. Dobrze, że znalazłaś sobie pracę. Obejrzą pomieszczenia, sprawdzą szafy Michalinki. Zapytają ją o kilka rzeczy i na tym koniec. Nikt na podstawie takich bzdur jakie sączy twoja teściowa nie odbierze ci dziecka. Wszyscy wiedzą, że nie imprezujesz, jesteś trzeźwa i solidna. - Zerwałam się ze stołka i wstawiłam makaron. Skupiłam się na przygotowywaniu posiłku odcinając się od obecności gliniarza przy moim stole. Wiem, że stara się mi pomóc ale byłam o krok o załamania. Pozwolił mi na to przez chwilę. Gdy odmierzałam makaron zaskoczył mnie zupełnie.

- Poczęstujesz mnie tym? Pysznie pachnie. - Pokiwałam głową i dosypałam kolejną garść makaronu. Byłam mu to winna za ostrzeżenie o tym co może mnie spotkać. 

Zaginiony. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz