17 cz 1.

663 75 47
                                    

6 miesięcy później.

- Zgodnie z Polskim prawem i z życzeniem małoletnich Aldony i Mateusza zmieniamy ich nazwiska na Kalińscy. - Reszta to tylko bełkot prawniczy. Pół roku temu rozpoczęliśmy trudną drogę uzyskania opieki nad Mateuszkiem. Adam idąc za ciosem dwa dni po naszej wizycie u onkologa z Michaliną rozpoczął poszukiwania naszego małego chłopczyka. Tydzień później tuż po odebraniu zezwolenia na wizytę u niego pobraliśmy się. I to nie on mi to zaproponował ale ja jemu. Określenie, że był w szoku to za mało. Zamilkł i patrzył się na mnie jak cielę na malowane wrota, a później wybiegł z domu. Wrócił trzy godziny później, cały nakręcony. Mruknął coś na mój widok i popędził do naszej sypialni. Mówi się, że zdesperowany mężczyzna jest w stanie wiele dokonać. Mój najwyraźniej był bardzo zdesperowany. Nie poszłam za nim tylko spokojnie ugniatałam ciasto na pierogi. Taką mnie zastał kiedy wrócił wystrojony w ciemny garnitur. Z szokiem na mnie spojrzał.

- Dlaczego tu stoisz? - Uniosłam brwi i popatrzyłam na niego jak na przysłowiowego wariata. Uniosłam w górę oblepione mąką dłonie.

- Robię pierogi, chyba widać. - Wskazałam na przygotowaną już do gotowania partię. - Będą na obiad i chyba część zamrożę. - Wróciłam do swojego zajęcia.

- Ania, za godzinę bierzemy ślub. I jeżeli chcesz go wziąć taka. - Tym razem to ja zamilkłam. Na kilka sekund. A później wrzasnęłam.

- Jak to za godzinę? A co z rodziną? Kasią i tatą? - Machnął ręką lekceważąc sytuację.

- Wszyscy wiedzą i będą na miejscu, więc lepiej zacznij się ogarniać. Bo pociągnąłem za wszystkie dostępne sznurki, żebyśmy to mogli zrobić. - Oznajmił mi. - Miesiąc się czeka na to. Dokonałem cudu. - Najwyraźniej zachwycał sam siebie i podziwiał własną przedsiębiorczość. Poddałam się i zaczęłam się śmiać.

- Ubieraj się, albo nie. Masz pół godziny, bo jeszcze musimy dojechać na miejsce. - Popatrzyłam na te rozłożone na stole dobroci i na tego szalonego faceta. Po prostu je zamrożę. Spakowanie wszystkich gotowych już pierożków zajęło mi jakieś dwie minuty. W tym czasie on stał i stukał butem jak niecierpliwa panna młoda. Szalony człowiek. Jak szalona biegałam po zawalonej kartonami sypialni. Bo nadal czekaliśmy na szafy. W tym domu urządzone były dwa pomieszczenia. Kuchnia i pokój Michalinki. Reszta była w rozsypce. To oznaczało wygniecione ciuchy i buty upchnięte pod łóżkiem. Jedyną rzeczą nadającą się jako tako na strój ślubny była kremowa zwiewna sukienka, która kończyła się na wysokości kolan. Grześ mi ją podarował gdy po raz pierwszy wyjeżdżałam do Wrocławia. I o dziwo nie wymagała prasowania. Biłam rekordy prędkości w braniu prysznica, suszeniu włosów i robieniu czegoś co od biedy można by było uznać za makijaż. Na szczęście moja fryzura była jedną z tych, którą układała się w kilka chwil, delikatnie podkreślając naturalne skręty. Dzisiaj moje loki uznałam za błogosławieństwo. trochę gumy fryzjerskiej na końcówki, delikatne uniesienie ich nad czołem i po akcji. Kiedy wklepywałam podkład w skórę Adam pojawił się w drzwiach łazienki patrząc na mnie skupionym wzrokiem.

- Pośpiesz się proszę kobieto. - Warknął na mnie. Miałam mu ochotę przyłożyć. Z desperacji użyłam brzoskwiniowego różu nie tylko na policzki ale i w zagłębienie powieki. Drżącą ręką podkreśliłam górną powiekę szarą kredką nadając oczom lekko senny wyraz. Omal nie wymazałam sukienki mascarą ale dzięki bogu udało mi się dokonać niemożliwego. Gdy pokrywałam usta cielistą pomadką on się już gotował.

- A obrączki i kwiaty? - Musiałam mu dać zajęcie, bo zaczynał mnie doprowadzać do szału.

- Kwiaty? - W tym momencie wyglądał na przerażonego. - Dam ci po ślubie. - Zapewnił mnie gorliwie.

Zaginiony. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz