16 cz 2.

621 77 22
                                    

- Wszystko jest dobrze, to nie jest zmiana nowotworowa. - Twarz młodej lekarki rozjaśniła się szerokim uśmiechem. Nie mogłam w to uwierzyć. - Jednak należałoby przebadać wszystkie pani dzieci, być może to jakaś dziedziczna przypadłość i najprawdopodobniej to ta zmiana doprowadziła do rozlania wyrostka robaczkowego. - Te słowa mnie zastanowiły.

- W rodzinie mojego byłego męża, ojca Michaliny bardzo często umierają chłopcy. Czy to może być przyczyna? - Zaskoczyłam ją tym pytaniem. Zastanowiła się przez chwilę.

- Myślę, że płeć nie ma nic do rzeczy. - Powiedziała nam. - Tylko prawdopodobnie jeżeli było mniej dziewczynek to nie zaobserwowano tego. Lub dziewczynki żyły dłużej. Nie jestem gastrologiem, wiem tylko, że to mogło spowodować problemy z wchłanianiem pokarmu. - Przytaknęłam jej.

- Przekażę córce by przebadała siebie i swojego syna. - Powiedziałam wstając. Adam siedział cicho wytwarzając przyjazne wibracje. Mój facet znając nasze plany pławił się w czystej radości. Ta rozmowa stanowiła posumowanie jego radości. Usadził Michalinkę na swoich kolanach, obdarował ją całusem w czoło i czekał na znak do wyjścia. - Bardzo dziękuję pani doktor. - Podałam jej dłoń i skierowałam się do wyjścia. - Do widzenia i jeszcze raz dziękujemy.

Na korytarzu Adam otulił moją szyję ramieniem i przytulił do swojego boku. Podniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się zatapiając w jego ciemnym spojrzeniu. W oczach tańczyły mu chochliki.

- To co? Idziemy na obiad i lody? A może zabierzemy wszystkich na coś pysznego? - Oboje uśmiechamy się do siebie.

- Mamo. - Michalina ciągnie moją dłoń. - Tato. - Wypala. Adam zamiera i z szokiem patrzy na naszą małą dziewczynkę i ciężko przełyka ślinę. - Zadzwoń do Kasi. - Mówi do mnie. - Jestem głodna a tata obiecał mi lody. - Jeżeli Adam myślał, że mała się pomyliła to teraz jest pewien, że działa celowo.

- Tak mamo, zadzwoń do Kasi. - Przytakuje Michalinie z tak szerokim uśmiechem, że zaczynam się obawiać, że pęknie mu twarz. Wyciągam moją komórkę i dzwonię do starszej córeczki i przekazuję jej dobre wieści. Ten dzień z najgorszego przekształcił się w najlepszy. Owszem martwiłam się o to czy Kasia i Gniewko nie odziedziczyli tej przypadłości co Michalina ale cieszmy się ze zwycięstw nad losem. To było jedno z nich.

Świętowaliśmy tak bardzo, że Adaś chwiał się na nogach. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Obydwaj z Mirkiem podtrzymując siebie wzajemnie wtaczali się po schodach, uciszając się a my z Kasią i dziećmi zaciskałyśmy wargi usiłując powstrzymać śmiech. Co minutę oznajmiali nam, że nas kochają i mają najlepsze kobiety pod słońcem i jacy są szczęśliwi.

- Boże ale się skuli. - Kasia usiłowała kaszlem pokryć śmiech. - Może położę ich razem na kanapie, skoro tak siebie lubią. Niech odeśpią to święto.

- Adama wzruszyła Michalina i chyba sobie z tym całym szczęściem nie umiał poradzić inaczej. W końcu wszystko się układa. Prawie wszystko. Jeszcze szukają Bartosza i jego dzieci. Mamy zamiar adoptować chłopczyka. - Katarzyna zatrzymała się tuż koło swojego mieszkania.

- Ty wiesz, że nie dadzą dziecka parze bez ślubu mamo. - Tu mnie zagięła. Takiej rzeczy nie brałam pod uwagę. - Kalińska to ładne nazwisko.

- Przeskoczę to gdy przyjdzie pora. - Oświadczyłam mojej dziewczynce.

- No cóż, myślę, że mój świeży tata będzie miał coś tu do powiedzenia. - Chichotała mówiąc to. Adam proponujący jej, żeby mówiła mu tato był zdrowo zalany, przez co nieprzeciętnie słodki. Pierwszy raz widziałam na oczy tak zachowującego się pod wpływem alkoholu mężczyznę. Większość stawała się agresywna i nieprzewidywalna. On co najwyżej mógł zagłaskać na śmierć. A mój zięć dzielnie mu w tym towarzyszył. Może taka sytuacja była mi potrzebna, żeby mogła zobaczyć, że moja przyszłość z nim bez względu na zdarzenia będzie dobra. Dobrym ludziom nie odwala po pijanemu, co najwyżej wtedy płaczą lub cieszą się bardziej. Dla mnie jako kobiety to była ważna lekcja.

- Też tak myślę. - Wyszeptałam sama do siebie. Zostawiłam roztkliwiających się panów razem w salonie Kasi i poszłam z młodszym dzieckiem na górę.

- Kocham tego tatusia. - Michalinka oznajmiła mi, gdy okrywałam jej drobne ciałko kołderką. - Jest milszy niż tamten. On nie wróci prawda? I tata Adam z nami zostanie?

- Tak kochanie. Tata Adam będzie z nami już zawsze. - Uśmiechnęła się szeroko aby po chwili zmienić to w potężne ziewnięcie.

- To dobrze. - Wymruczała zasypiając.

Następnego dnia spodziewałam się marudzenia i wymiotów. A on biegał po mieszkaniu wesoły jak szczygiełek. Zrobił mi kawę i popędził po bułeczki na śniadanie. Później z Mirkiem wyszedł na siłownię, mnie nakazując odpoczynek.

- Stresowałaś się tyle czasu, odpocznij. Jutro zaczniemy szukać kogoś kto ułatwi nam kontakt z małym Szymczakiem. Wkurza mnie, że nawet nie wiem jak on ma na imię. - Powiedział zabierając małą torbę. - Kocham cię. - I tyle go widziałam. - Kasia wpadła do mnie jakąś godzinę później.

- Poszli wypocić alkohol. To sposób Mirka na kaca. Zawsze działa. - Podałam jej kubek świeżej kawy i wystawiłam rogaliki i torbę papierową zawierającą porcję dla niej i Mirka.

- Rozpieszczasz nas. Przez ciebie to ja będę musiała biegać na siłownię. Nie mam ochoty, żeby mój facet poszukał sobie nowszego modelu. - Uniosłam brwi na jej słowa. Zaczerwieniła się.

- Mirek to nie Michał. Nie możesz na niego przekładać swoich lęków Kasiu. - Przypomniała mi się rada Grzesia. - Mój przyjaciel mi to kiedyś uświadomił, że to podłość.

- Wiem. Chodziłam na terapię. Mirek kilka miesięcy szukał kogoś z kim będę się dobrze czuła rozmawiając o przeszłości. Kocham go i ufam mu ale ostatnio czuję się mniej atrakcyjna. - Rozumiałam to. Mieli małe dziecko i często konali ze zmęczenia, to prawdopodobnie wpływało na ich życie seksualne.

- Mam pomysł, może zostaw tu naszego cennego chłopczyka i leć do fryzjera i kosmetyczki. Kup sobie jakiś nowy ciuch. Ja przygotuję dobry obiad i zostawię ci w lodówce do odgrzania. Zrobisz mu niespodziankę. Kolację przy świecach. Co? - W jej oczach pojawiły się łzy. Spojrzała na swojego śpiącego synka. - Zbieraj się stąd dziewczynko. - Ponagliłam ją. Zebrałam z portfela kilka stów i wcisnęłam jej w dłoń. - Nigdy nie miałam okazji dać ci pieniędzy, żebyś wyszła na randkę. Pozwól mi na to.

- Mamo ja mam pieniądze. - Broniła się. Przytuliłam ją do siebie.

- To nie jest ważne, to jest jedna z tych rzeczy, które matki robią dla swoich córek. Leć Katarynko. - Wypchnęłam ją z mieszkania. Teraz wystarczy przygotować coś dobrego. A ja i Adam wieczorem pobawimy się wnukiem tak jak tego chciał.

Zaginiony. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz