14 cz 1.

640 78 18
                                    

Są czasami takie dni kiedy marzysz aby tylko zasnąć i obudzić się w nowej lepszej chwili. Ten dzień taki właśnie jest, nawet nie dzień to te ostatnie siedem dni. Dzisiejszy to wszystko sumuje.

Tamtego dnia wylądowałam z Misią na pogotowiu, żeby pół godziny później chodzić niecierpliwie pod śluzą prowadzącą do bloku operacyjnego. Małej pękł wyrostek. Nikt nie spodziewał się takiej akcji u sześciolatki. Na szczęście pediatra dość szybko to wyłapał. Ten wieczór sprawił, że czułam się samotna jak nigdy w życiu. W końcu nie mogąc znieść strachu złapałam słuchawkę automatu wiszącego w korytarzu i zadzwoniłam do ojca. On zawiadomił Kasię i Mirka. Dwie godziny później wszyscy pojawili się na tym samym korytarzu. Przez ten czas zgryzłam paznokcie do krwi, bo ile może to wszystko trwać? Brakowało mi w tym momencie Adama, ale gdy próbowałam się z nim połączyć operator informował mechanicznym głosem, że telefon jest poza zasięgiem sieci. Znając życie właśnie rozpoczął swoje zadanie pod przykrywką.

Zmęczony lekarz wyszedł ze śluzy poprawiając biały fartuch. A ja na drżących nogach podążyłam w jego kierunku.

- Pani jest matką? - Zapytał szorstkim głosem.

- Tak. - Odpowiedziałam modląc się w duchu, żeby wszystko było dobrze.

- Dziewczynka ma się dobrze. Trochę nam zeszło bo znaleźliśmy niewielki guz. - Te słowa mnie zatrzymują w miejscu, zastygam jak słup soli. Guz, kojarzy mi się z jednym. Rak. Mroczki latają mi przed oczami i prawie mdleję. Tata podtrzymuje moje ciało, zanim osunę się na ziemię. - Usunęliśmy go i przekażemy do badania, żeby stwierdzić czy jest złośliwy. - Przeczesuje posiwiałe włosy dłońmi. - Państwo wybaczą jestem zmęczony, to był długi dyżur. Dziecko zostanie przeniesione do sali pooperacyjnej. Pielęgniarka przyjdzie po was gdy już będzie w sali dziennej. Może lepiej żeby państwo pojechali do domu i wrócili tu za jakieś sześć godzin? Tu nie ma warunków do wypoczynku, to mały szpital.

- Nie mogę do niej wejść? - On kręci głową.

- Nie, nie na tym etapie. - Jego głos jest pełen zrozumienia. - Porozmawiamy z państwem za kilka godzin, jeżeli nam się uda ściągnąć kogoś do laboratorium będziemy wiedzieli czy w narośli są komórki rakowe. To nie jest profesjonalny wynik ale daje jakiś wgląd w sytuację. - Zamieram bez tchu. On to widzi i stara się mnie uspokoić.

- Proszę posłuchać, to może nic nie znaczyć. To wcale nie musi być guz złośliwy, ale należy to zbadać. Być może ten wyrostek uratował jej życie. Na razie skupmy się na tym co możemy zrobić. Dziecko musi dojść do siebie po operacji. To co najmniej tydzień. Później zdecydujemy co dalej. - Kiwam głową. - Proszę iść do domu. Zjeść coś, wypić kawę, spakować jakieś piżamki dla małej. - Ten facet stara się mi znaleźć zajęcie.

- Chodź Aniu. Daj panu doktorowi odpocząć, teraz nic więcej nie da się zrobić. - Tata odciąga mnie stamtąd. - Jedziemy do ciebie. - Ja wcale nie chcę opuszczać tego miejsca. Mam ochotę przykleić się do tych drzwi i czekać na moją córkę.

- Mamo, chodź musisz spakować kilka rzeczy. - Kasia mnie popędza. Niechętnie podążam za nią. Oni są silniejsi niż ja, piją kawę, jedzą. Ja nie przełknęłam nawet wody. Miotam się po mieszkaniu zbierając to czego będę potrzebować przez najbliższe kilka dni, bo nie zamierzam zostawiać mojego dziecka samego. Ten chaos powstrzymuje Mirek.

- Mamo chodź usiądź, widzę co robisz. Nie wprowadzisz się do szpitala. Będziemy dyżurować, żebyś też mogła odpocząć. Pozwól nam pomóc. - Prosi mnie. Patrzę mu w oczy i otwieram usta, żeby mu odmówić. - Będzie tak jak powiedziałem. - Oświadcza mi. - A teraz musisz się posilić. Już świta. Dziadek zrobi jakieś zakupy, kupi ci książki, żebyś się nie nudziła. Kasia znajdzie włóczki i to czego potrzebujesz aby się uspokoić a ja zajmę się naszym księciem. - Ten facet zawsze panuje nad sytuacją, jest wsparciem i teraz rozumiem czemu mimo przeszkód ta dwójka jest razem.

Zaginiony. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz