Rozdział 3 - Bieszczadzkie Anioły

91 26 12
                                    

[15 października 125 – czwartek]

Patrzyłam w okno w milczeniu, podczas gdy siedzący naprzeciwko mnie młody mężczyzna zapisywał coś w swoim notatniku.

Czułam ulgę, że nie musiałam niczego przed nim ukrywać. Michał Leśniowski, bo tak nazywał się mój psychoterapeuta, znał tajemnicę moją i Feliksa. Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myślał, ani jak zareagował, ponieważ od dekady, czyli odkąd tylko skończył studia, pracował u Polski na wyłączność.

Cieszyłam się, że nie musiałam kłamać. Mogłam być w końcu szczera i choć pracowałam z nim już odkąd tylko pojawiłam się u progu brata, to wciąż nie widziałam w sobie żadnej poprawy.

Przeniosłam wzrok z błękitnego nieba na terapeutę i zlustrowałam go wzrokiem. Chłopak bardziej przypominał wyglądem drwala, zamiast psychologa. A może ja miałam jakiś spaczony obraz przedstawicieli tego zawodu? Nie wiem.

Drgnęłam, gdy zauważyłam, że skończył i podniósł na mnie wzrok. Po chwili zapytał:

— Co mu powiedziałaś?

— Nic. — Wzruszyłam ramionami. — Puściłam go przodem do pokoju. A potem...

***

Kiedy Francis wszedł do mojej sypialni, ja zrobiłam coś głupiego, lekkomyślnego i zupełnie nieprzemyślanego.

Trzasnęłam za nim mocno drzwiami i rzuciłam się szaleńczym biegiem wzdłuż korytarzyka, by po chwili zbiec na dół po schodach. Samej siebie nie podejrzewałam o taką szybkość, to się chyba Moc Otaku nazywała, czy jakoś tak.

Tak czy owak, dezercja się powiodła, a ja wypadłam na podwórko, machając rękoma na boki jak debil. Wiedziałam, że Francja biegł za mną, jego zdolność jarzenia faktów była sprawniejsza i szybsza od mojej, więc pewnie siedział mi na ogonie, jak pies za kotem.

Chryste, jak on mnie dorwie, to już się nie uwolnię od tej blond naklejki!

Myśl, że uciekałam przed własnym mężem, za którym tęskniłam i którego kochałam, skłoniła mnie do wyciągnięcia wniosku, że ja faktycznie miałam coś z mózgiem mocno nie tak.

Wbiegłam zdyszana do stajni i otworzyłam boks mojego konia na oścież. Nie czekając, aż mi koń wyjebie z kopyta w twarz, złapałam za ogłowie, założyłam je na szybko i wskoczyłam z trudem na Ferdka. W momencie, kiedy koń wyparzył ze stajni, o mało nie potrąciliśmy zaskoczonego blondyna.

Obejrzałam się do tyłu, jak sylwetka mężczyzny znika w ciemności, a ja sama skierowałam się w stronę znajdującego się przy willi Feliksa lasu.

***

Nie potrafiłam ocenić wzroku psychoterapeuty. Wpatrywał się we mnie z pewnym mindfuckiem i przeczuwałam chyba, co myślał.

„Ona jest nienormalna."

— Dosiadłam konia — ciągnęłam — i pognałam galopem przed siebie w stronę lasu. Na oklep. Moje nogi i schizofrenia cierpiały na tej szalonej jeździe po nocy w ciemnym lesie. — Zachichotałam.

— Dlaczego schizofrenia?

— Bałam się.

— Czego? — drążył Leśniowski.

— No... — mruknęłam i podrapałam się w głowę z lekkim zażenowaniem. — Duchów i potworów...?

Psychoterapeuta znowu popatrzył na mnie chwilę z jeszcze większym mindfuckiem, po czym zaczął szybko coś notować.

Hetalia Axis... World! - Tom 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz