[15 stycznia 128 – niedziela]
Dwa tygodnie minęły pod szyldem cichych dni.
Wiktoria mnie unikała, więc ja również się zdystansowałam, choć męczyło mnie wewnętrznie to, do czego to wszystko doprowadziło. Mój cham-głos kłócił się ze mną non stop odnośnie wyboru Wiki, gdzie cham był po jej stronie, a ja egoistycznie po swojej.
Skomplikowane i nieco popieprzone.
Karolek nie odzywał się do Wiktorii oraz do Arthura, gdy z podwiniętym ogonem zaakceptował nasz warunek odnośnie zakazu alkoholu. Nawet nie próbował się stawiać, tylko z pokorą przyjął swoją karę. Czasami rzucił jakimś obraźliwym tekstem do Arcia albo do Wiki, która otwarcie okazywała chłopakowi niechęć i nie odzywała się do niego, jeżeli nie zmuszała jej do tego sytuacja.
Jeśli chodzi o mnie, to ja zaś zdystansowałam się do swojego mężczyzny. Zawiesiłam wszystkie żarty, zaczepki, porady psychologiczne oraz, a raczej szczególnie, sprawy łóżkowe na czas nieokreślony. Bardzo często moje myśli wypieprzały mnie w eter, a sam Anglia zaczął mnie uważnie obserwować.
Źle czułam się z tym, że moja energia nie łączyła się już z Wiki i chociaż z poziomu ezoterycznego byłam totalnym tępakiem, to wewnętrznie czułam, że było to nie w porządku. Tak szczerze, to rozważałam nawet chwilową separację w związku.
Kto dał Anglii prawo, żeby eksperymentować na nas za pomocą magii? Nikt.
Papuga była moja, została mi przydzielona przez coś, czego nie ogarniałam swoim Kubusiowym rozumkiem, więc powinna wrócić do mnie, do tego stanu, co wcześniej. Bałam się, że ją stracę tak, jak straciłam resztę przyjaciół. A tego bym nie przeżyła.
Byłam nawet w trakcie pakowania się pod nieobecność Brytyjczyka, żeby wyjechać na samotne wakacje na Malediwy, byle tylko odpocząć od tego pierdolnika. Korzystając z tego, że Arthur został wezwany do Króla z jakąś pierdołą związaną z protestami Szkotów na ulicach Londynu, postanowiłam po prostu zwiać z Wysp. Jednak widząc przez okno, jak dziewczyna ze śmiechem bawiła się z Ariochem, zrezygnowałam.
Nigdy nie sądziłam, że głupia zabawa z psem wyprowadzi mnie z równowagi tak potężnie. Pomimo tylu lat na karku wciąż byłam miękką pipą.
Długo mi zajęło, żeby chociaż w ułamku sekundy zaakceptować taki stan rzeczy, dodatkowo moje zaufanie względem Arthura zostało poważnie zaburzone. Łapałam się na tym, że niektóre jego ruchy odbierałam jako podstęp i jedyne, na co miałam ochotę, to po prostu odwrócić się na pięcie i dać pokaz profesjonalnego odwrotu.
Trudno było mi zrozumieć, dlaczego nie rozwaliłam mężczyzny o ścianę i nie przegryzłam mu tętnicy, ale prawda była taka, że ja nawet nie czułam ani gniewu, ani złości. Ja czułam bezsilność. I chyba to mną równie mocno wstrząsnęło, co samo rozszczepienie dusz na dwie osobne jednostki.
Nie mogłam mieć pretensji do Wiki, że pomyślała o sobie i byłabym bezduszną egoistką, gdybym próbowała wymusić na niej zmianę zdania dla własnej wygody. Nie robiło się takich rzeczy, a dobre przysłowie mówiło, że jak się kogoś kochało, to należało dać temu komuś wolność.
Idąc tym tokiem rozumowania, powinnam Arthurowi pokazać drzwi i zaprosić do wolnego (lub szybkiego) wypierdalania z tej wspólnej piaskownicy.
A może tylko przesadzałam? Mętlik w mojej głowie był wręcz nie do zmierzenia.
Zachowanie Rosji również potrafiło spędzić mi sen z powiek. Przyznać musiałam, że miał, Wania, tupet, i to na równi z Francją. Jeden mi podrzuca stringi, a drugi nabój, który mu rozwalił połowę mózgu. No nienormalni ludzie.
CZYTASZ
Hetalia Axis... World! - Tom 4
FanfictionPolska odrodził się po stu dwudziestu trzech latach zaborów. Ja odrodziłam się po trzydziestu trzech i nie napawało mnie to radością. Życie personifikacji samo w sobie nie było proste i pomimo pokoju w Europie, wciąż zmagałam się z demonami wojny...