Rozdział 63 - Najważniejsza w życiu jest tradycja

12 3 3
                                    

[10 lipca 128 rok – poniedziałek]

Nie wiem, czego w sumie oczekiwałam od tej rozmowy.

Nakłamałam w swoim curriculum vitae lepiej, niż nie jeden student po zarządzaniu i czułam, że nie ma chuja, by to przeszło. Nawet nie ubrałam się elegancko, założyłam jedynie ciemne jeansy, trampki i jakąś zwykłą koszulkę z nadzieją, że chociaż wpuszczą mnie do gabinetu.

Po zakładzie pracy przemieszczałam się z ochroniarzem na karku. Nie ukrywałam, że byłam szczerze zainteresowana butlami wszelkiego rodzaju w wielkościach, kolorach i oznaczeniach, więc rozglądałam się wkoło niczym przedszkolak na wycieczce.

Zdecydowałam się spróbować z prostej przyczyny. Z nudy. Z przyczyn całkowitego letargu. Niczego nie traciłam idąc do ludzkiej pracy choć wiedziałam, że Arthur raczej nie poprze tego pomysłu. Nawet mu nie mówiłam gdzie dokładnie idę, tylko biedak jest przekonany, że jestem w drodze do marketu.

Posmutniałam na myśl o Arthurze. Mężczyzna wyzdrowiał całkowicie, ale po tej dziwnej wymianie zdań nie czułam się zbyt komfortowo. Zdawałam sobie sprawę, że słowa kierował wtedy głównie do siebie (a może próbowałam w to wierzyć), ale niesmak pozostał. Wika miała rację, ja i Anglia mieliśmy kryzys w związku, a kiszenie dupy w domu i warczenie na siebie w niczym nie pomoże.

Minęliśmy dwa pomieszczenia, które pierwsze robiące za kuchnię działową było puste, a w drugim zgromadzonych było czterech facetów, w tym i Chris, czyli znajoma morda z podwórka. Cała czwórka zamilkła i wlepiła we mnie zaciekawiony wzrok, a znajomy z baru posłał mi szeroki uśmiech, lustrując mnie od stóp do głowy.

— Tędy — mruknął ochroniarz i poprowadził mnie dalej korytarzem, aż doszliśmy na sam koniec. — Pani Dust — powiedział ochroniarz, otwierając drzwi z biura. — Pani przyszła na rozmowę.

— Zapraszam. — Usłyszałam z głębi pomieszczenia i na luzie z wielkim uśmiechem weszłam do środka.

Za biurkiem siedziała chuda kobieta podchodząca pod sześćdziesiątkę, ze zdecydowanie za małymi okularami na nosie, ubrana w czerwoną garsonkę. Jej brązowe włosy wyglądały na suche i zaniedbane, przez co na ich widok Wiktoria pewnie dostałaby zawału jajników.

— Helen Dustin, dzień dobry. — Wstała, podała mi rękę i zamknęła za nami drzwi.

— Natalia Kirkland.

Wiedziałam, że z moim polskim nazwiskiem mógłby być problem i pierdoliliby się z tym na tyle długo, że trafiłby mnie szlag. Zlecając więc wykonanie fałszywych papierów wybrałam nazwisko mojego wybranka.

Teraz to już będzie musiał mnie poślubić.

Ale czy ty byś tego chciała?

— Proszę, niech pani usiądzie.

Usiadłam i rozejrzałam się z ciekawością po białych ścianach i surowym umeblowaniu.

— Kawy? Herbaty? Wody?

— Nie, dziękuję — Uśmiechnęłam się szeroko, niemal psychopatycznie.

To będzie szybki szpil.

— Pani CV najbardziej mnie zainteresowało. — Spojrzała na mnie przenikliwie. — Ma pani dwadzieścia pięć lat, czyli jest pani w wieku reprodukcyjnym. Skończyła pani studia w...

— W Polsce — nadmieniłam widząc, że zacięła jej się płyta główna.

— W Polsce. Logistyka, bardzo dobrze — dodała, jakby fakt, że studiowałam na jakimś zadupiu był całkowicie nieistotny. — Zna pani system SAP oraz języki. Rozumiem, że nie byłoby problemu, gdyby pani miała skontaktować się z Niemcami, prawda? — zapytała nagle po niemiecku, co mnie zaskoczyło.

Hetalia Axis... World! - Tom 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz