Natalcia, wracaj już.
Nie było jej tylko trzy dni, ale to było wystarczające, żeby miała już dosyć wspólnego mieszkania z patologiczną młodzieżą. Nie ukrywała, że nie lubiła Charlesa, ba! Nie tolerowała go i nie akceptowała jego towarzystwa. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Natalka tak bardzo stara się mu pomóc.
Jej zdaniem Karolek potrzebował psychiatry albo zakładu karnego.
Uważała go za chodzącą patologię, emocjonalne zero, intelektualną amebę oraz, jak się dziś rano okazało, psychopatę.
— Ej, Lolita! — zawołał chłopak, kiedy ta zbierała się do pracy. — Znasz piosenkę o motylku?
— Jakim motylku? — Spojrzała na niego z niechęcią.
— Tym. — Wskazał palcem w powietrzu, a kiedy podążyła we wskazanym kierunku, Charles złapał wyimaginowanego motylka w palce i położył go sobie na dłoni. — Widzisz? — Pokazał jej otwartą dłoń, na której nic nie było.
— Y?
— Wyobraź sobie, że tu jest motylek.
— No i? — Zniecierpliwiła się.
— I to — mruknął i ku jej zgrozie przyłożył wskazujący palec do ręki i zaczął nim wiercić, jakby ubijał tego niewidzialnego owada, śpiewając przy tym wesoło: — Już nie będziesz motylku skrzydlaty! Przelatywał z kwiatka na kwiatek!
— Jesteś głupi...
— Patrz, motylek dalej żyje — mruknął i nagle zaczął uderzać w dłoń pięścią. — Już nie będziesz motylku skrzydlaty! Przelatywał z kwiatka na kwiatek!
— Przestań! — Zdenerwowała się, bo oczami wyobraźni faktycznie widziała już biednego motyla w rękach tego psychopaty.
— Dalej żyje... — mruknął i udał, że rzucił nim o podłogę. Po chwili zaczął dość brutalnie deptać nogą podłogę. — Już nie będziesz motylku skrzydlaty! Przelatywał z kwiatka na kwiatek!
— Skończ, cholerny idioto! To nie jest śmieszne!
— Kurczę, dalej żyje... — burknął, jakby jej nie słyszał. — No to łopatą go! — I pozorując uderzanie wspomnianym narzędziem o ziemię tak, jakby kogoś niemiłosiernie tłukł, zaczął śpiewać jeszcze głośniej: — JUŻ NIE BĘDZIESZ MOTYLKU SKRZYDLATY...!
— WSZYSTKO POWIEM NATALCI! — wrzasnęła bliska płaczu. — Jesteś nienormalny! Biedny motylek!
Karolek uspokoił się w jednej chwili, wyprostował i spojrzał na nią ze stoickim spokojem.
— Przecież ja tylko żartowałem.
— Skończony kretyn — warknęła pod nosem, kiedy przemierzała chodnik szybkim krokiem.
Lubiła swoją pracę, choć marzyła o tym, żeby założyć w końcu własną kawiarnię.
Mam dzisiaj zły dzień...
Znalazła nawet idealne miejsce, w którym mogłaby działać, a był to opuszczony budynek z czerwonej cegły. Nie wiedziała, co się tam kiedyś znajdowało i nie interesowało jej to.
Pragnęła tylko zdobyć pieniądze i otworzyć CaféCorn, którego logiem byłoby nie co innego, tylko jednorożec.
Wszystko miała zaplanowane.
Oczami wyobraźni widziała już wystrój kawiarni, maskotki oraz menu. Wiedziała, że kawa sprowadzana byłaby od samego Włocha Północnego, bo Południowy był zdecydowanie za głupi na tak ważną współpracę.
CZYTASZ
Hetalia Axis... World! - Tom 4
FanfictionPolska odrodził się po stu dwudziestu trzech latach zaborów. Ja odrodziłam się po trzydziestu trzech i nie napawało mnie to radością. Życie personifikacji samo w sobie nie było proste i pomimo pokoju w Europie, wciąż zmagałam się z demonami wojny...