[4 lipca 128 – wtorek]
Mój dług, jako Państwa, mały nie był.
Ale po szopce, jaką odstawili pseudokibice, dług publiczny Księstwa Śląskiego wzrósł jeszcze bardziej.
Tak, zostałam ukarana grzywną w wysokości siedmiuset tysięcy złotych za spowodowanie zadymy i bójki na trybunach, oraz zostałam obciążona kosztami ewakuacji normalnych ludzi z obiektu. Interweniowała oczywiście rosyjska policja i chociaż minęły już ponad dwa tygodnie, ten temat wciąż był ciągnięty przez media, robiąc ze mnie bydło i brutala. Owszem, szkoda mi było tej setki rannych osób, ale i tak cudem było, że nikt nie zginął.
A, i jeszcze wypierdolili mnie z Mistrzostw, żeby było ciekawiej. Nawet Wiktoria z kamienną twarzą skomentowała jedynie: „Żałosne".
Widząc, jak kwota zadłużenia finansowego wzrasta i jak bardzo boli mnie budżet, całkiem poważnie brałam pod uwagę wypowiedzenia wojny Norwegii i poddanie się, żeby mnie przejął. W końcu skoro nie było Kraju, to nie było również i długu. Arthur jednak wybił mi ten genialny pomysł na samobójstwo z głowy.
Chodziłam więc przez ten czas przygnębiona, zwłaszcza po gratulacjach wysłanych mi przez Prusa, Szkocję i Romano. Z czego tylko ten ostatni wywołał uśmiech na mojej twarzy. No, może też i pierwszy. Ale zdecydowanie nie ten drugi matoł bez kręgosłupa moralnego.
W moim samopoczuciu zdecydowanie nie pomagała mi też dzisiejsza data. Czwarty lipca, czyli dzień w którym Arthur zdychał w męczarniach. Dodatkowo fakt, że przegrał w półfinale z Rosją, pogorszył jego stan jeszcze bardziej.
Jedyne, co podtrzymywało mnie na duchu w tej całej sytuacji był tekst Karolka z samego rana."— Julka, gdzie Arthur?
— Jest chory.— Eh... — Westchnął chłopak. — A mówiłem, żeby nie patrzył w lustro."
We własnym mniemaniu byłam dobrą partnerką. Opiekowałam się zwłokami Anglii od samego rana, wycierając krew z nos i ust, podłączając kroplówkę czy ocierając mu pot z czoła. Byłam przygotowana na ten dzień, więc już w ciągu godziny, kiedy stan zdrowia mężczyzny gwałtownie się pogorszył, zamieniłam naszą sypialnię w mini salkę szpitalną. Tylko mi fartuszka, czepka i strzykawki z pawulonem brakowało.
Starałam się przy tym zerkać co godzinę do mojego małego, dzielnego pacjenta i doglądać go z niemalże matczyną troską. Co innego mu w życiu w sumie zostało poza odrobiną dobra?
— Natalcia, podjęłam decyzję — powiedziała Wika, kiedy szykowałam jej śniadanie. Karolek dawno był już w pracy, a dziewczyna miała dzisiaj wolne. Jej kariera kelnerki trwała zaskakująco krótko, więc zaczęła fuchę na infolinii operatora telewizyjnego i internetowego.
Moim zdaniem nadawała się do tego. Wbrew gwałtownemu początkowi, Wiktoria posiadała w sobie teraz pokłady niesamowitego spokoju i cierpliwości, więc na chłodno przyjmowała telefony ludzi, którzy darli na nią japę z byle powodu. Podziwiałam ją za to. Mnie by wylali dyscyplinarnie po pierwszym takim telefonie, a zapis rozmowy służyłby na szkoleniach dotyczących tego, jak NIE rozmawiać z klientem.
— Natalcia — powtórzyła, a ja drgnęłam i spojrzałam na nią.
— Tak? — Usiadłam obok i sięgnęłam po pierwszą ze stosu kanapek z rukolą, serem, pomidorkami i szynką. Do tego zrobiłam zieloną herbatkę oraz pokroiłam awokado.
— Zamierzam się wyprowadzić.
Zakrztusiłam się potężnie, opluwając stół resztkami jedzenia. Ale nie było to ważne. Ważne było, że zaczęłam się dusić jak nienormalna, a Wiktoria, zamiast mi pomóc, jedynie patrzyła na mnie ze spokojem.
CZYTASZ
Hetalia Axis... World! - Tom 4
FanfictionPolska odrodził się po stu dwudziestu trzech latach zaborów. Ja odrodziłam się po trzydziestu trzech i nie napawało mnie to radością. Życie personifikacji samo w sobie nie było proste i pomimo pokoju w Europie, wciąż zmagałam się z demonami wojny...