Rozdział 40 - Hiszpański sylwester

84 22 2
                                    

[31 grudnia 127 – sobota]

Tydzień minął jak z bicza strzelił, a oparty był głównie na... kłótniach. I to nawet nie moich z Arciem o dziwo, tylko Karolka z Wiki.

Przede wszystkim chłopak sprawiał poważne problemy behawioralne, ponieważ jedyny szacunek, o ile można to tak nazwać, miał do mnie. A na pewno nie okazywał go Arthurowi ani Wiktorii, z czego tę ostatnią niezwykle to denerwowało.

Anglia z niechęcią pogodził się o obecności nowego domownika i chociaż olewczy stosunek nastolatka wkurwiał go ponad wszystko to, w przeciwieństwie do dziewczyny, nie wdawał się z nim w zbędne dyskusję.

Wiktoria żarła się z Karolem praktycznie na każdym kroku, a kiedy zrozumiała, że sensowna argumentacja do chłopaka nie przemawiała, bardzo szybko zeszła do jego poziomu. Byli dla siebie jak znienawidzone rodzeństwo kłócące się wszędzie i o wszystko, z czego to zazwyczaj Wiki kończyła albo z płaczem, albo z fochem stulecia. A my musieliśmy ją w takim stanie znosić.

Kolejnym mankamentem był postępujący alkoholizm osiemnastolatka, a to już była poważniejsza sprawa niż jego chowanie się nieudolnie za maską obojętności. Karolek miał kategoryczny zakaz ruszania alkoholu w domu po tym, jak w drugi dzień świąt nie pojawił się na obiedzie. Szybko okazało się, że cichaczem zabrał butelkę burbonu z barku Arthura i zmieszał z lodami. A że mu nie zasmakowało, to lody wyrzucił, a resztę butelki dopił sam.

Spędzało mi to sen z powiek i czułam pewną bezsilność, bo chociaż chciałam mu jakoś pomóc, to nie wiedziałam tak szczerze JAK miałam to zrobić. Pomimo podstawowych informacji, że ojczym wyrzucił go z domu, nie wiedziałam nic. Współczułam mu cholernie, a komentarz Arthura w sypialni, że wnioskując po zachowaniu Charlesa, to wcale się jego ojcu nie dziwił, wcale mi nie pomógł.

Nastolatek ze swoim obecnym stanem nie nadawał się do pracy, a co za tym szło, nie miał możliwości się usamodzielnić. Zirytowany Arthur raz zaproponował mu powrót do domu, z czego sam chętnie by go odwiózł, ale dostał jedynie ponurą odpowiedź, że wolałby się od razu powiesić. Na moją zaś propozycję pójścia do psychiatry burknął: „Chyba cię pojebało, Julka".

Nie liczę już tego, że dalej nie wiedziałam, dlaczego dla niego byłam Julią. On sam moje pytania na ten temat ignorował albo odpowiadał zupełnie bez sensu.

Problem pojawił się dwa dni temu, kiedy to ni z tego ni z owego przypomniało nam się, że zbliżał się Sylwester u Hiszpanii. Oboje zgodnie stwierdziliśmy, że pierdolimy ten biznes, ale Wiki słysząc, że zamierzamy opuścić imprezę u jej przyszłego męża (ona serio go tak nazywała, nawet przy zgorszonym Arthurze), to wpadła w taką histerię, że z niechęcią postanowiliśmy się tam zjawić. Dla świętego, kurwa, spokoju...

Szybko jednak pojawiło się zasadnicze pytanie: Co z Karolkiem?

Chłopak nie znał prawdy o personifikacjach, a propozycja Wiktorii o umieszczeniu go w psychiatryku albo na izbie wytrzeźwień podczas naszej nieobecności raczej nie wchodziła w grę. Zostawić go samego też było średnim pomysłem, chociaż ten zarzekał się, że naszego Belwederu nie rozniesie. A mnie dodatkowo serce się kroiło na myśl, że spędziłby sam Sylwestra. Instynkt macierzyński dał mocno o sobie znać.

Z drugiej jednak strony nie mogliśmy go zabrać ze sobą do tego kłębowiska żmij i patologii, a i Arioch miałby opiekę.

W końcu doszliśmy do kompromisu. Ku niezadowoleniu Wiktorii Karol jechał z nami, ale zostawał w hotelu, gdzie miał zająć się sobą. Miał do tego wyznaczoną kartę z limitem na czterdzieści tysięcy peset hiszpańskich* oraz oczywiście hotelowe atrakcje. My natomiast mieliśmy ten czas spędzić w innym hotelu, specjalnie wynajętym przez Antonia do zabawy sylwestrowej w klimacie swojej kultury.

Hetalia Axis... World! - Tom 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz