Wyrzucili nas z baru szybciej, niż zdążyliśmy do niego wejść. Nawet nie wiedziałam, co się odpierdziela, bo barman widząc naszą czwórkę zaczął wrzeszczeć, cytuję: „Idioci!", „Zakaz wstępu!", „Wzywam policję!", „Zabiję!".
Także okazało się, że musieliśmy w ten piękny sobotni wieczór pomykać gdzieś, gdzie Bad Touch Trio nie miało naklejonych swoich ryjów na ścianie z napisem „Dożywotni zakaz wstępu". Taką miejscówką okazała się urocza spelunka z napisem „Hard Rock Beer" jakieś czterdzieści minut drogi od domu.
Usiadłam z nimi grzecznie przy stoliku i dla własnego bezpieczeństwa zamówiłam sobie sok pomarańczowy. Nie miałam takich jaj, by pić w ich towarzystwie, więc postanowiłam dziś dzielnie abstynentować, choć cholernie kusiło mnie, by się w swoim zwyczaju napierdolić.
Siedziałam więc grzecznie popijając soczek i słuchałam, jak żartują czy rozmawiają. Na początku rzadko włączałam się do rozmowy, bo kiedy tylko coś wtrącałam, to z wątku wybijała mnie Wiktoria.
Podziwiałam ją.
Nie sądziłam, że można siedzieć nieruchomo niemal dwie godziny i patrzeć się w Hiszpana jak w obrazek. Tak czy owak zacinałam się w swojej opowieści przez ten widok, co chamsko skomentował Prusak, wyjaśniając mnie tym, że ma dowód jak na dłoni odnośnie mojego upośledzenia umysłowego.
W końcu jednak przyzwyczaiłam się do ignorowania małej shiperki z pierdolcem na punkcie Hiszpanii i włączyłam się do rozmowy. Nie licząc słownych bójek z Gilbertem, było całkiem fajnie.
Wkręciłam się na maksa i byłam w trakcie opowiadania, jak raz z Białorusią i Ukrainą narąbałyśmy się tak mocno, że wyrwałam śmietnik. Oczywiście nie w akcie wandalizmu, nie, nie. Te śmietniki stały na jednej nóżce i były okrągłe, z czego dolna połowa była niebieska, a górna żółta. Po środku natomiast znajdował się kwadratowy otwór na śmieci.
Historia właściwa była taka, że było ciemno, ja byłam pijana i byłam pewna, że ten śmietnik to Minionek. Darłam się więc na całą ulicę, że Bob idzie z nami i chuj. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale faktycznie wyrwałam ten kubeł od podpórki i zaniosłam go z trudem do domu. Francis dodał swoje trzy grosze, że nic tak nie osłabia romantyzmu, jak ukochana ze śmietnikiem na plecach zmierzająca w stronę łoża.
Chłopaki wybuchali śmiechem na mój stand up na żywo i właśnie wtedy zadzwonił telefon Gilberta. Uchachany i pijany albinos odebrał telefon i zawołał:
— West! Kesesesese! No co tam, braciszku?
Umilkliśmy i wsłuchaliśmy się w rozmowę wyszczerzonego Prus z Niemcami.
— Ja? W barze, kesesesese! A nie wiem, nie ma jej z nami. Jak wychodziliśmy to była — zaskrzeczał wesoło patrząc na mnie, a ja zbladłam. — Spokojnie, West! Zostawiliśmy jej budyń i kreskówki, więc powinno być bezpiecznie, kesesesese! Jak to nie ma?! Może poszła pobiegać! Jest dorosła, nic jej nie będzie, a nawet jeśli, to znam kwiaciarnię, co sprzedaje nawet ładne wieńce. Dobra, nie krzycz! — zawołał głośniej, a niektórzy bywalcy obejrzeli się na nas ze zniesmaczeniem. — Idź zobacz do parku, a my przeszukamy teren. Papa~!
Rozłączył się i wybuchł tak głośnym śmiechem, że aż zatkałam lewe ucho.
— Gil? — zapytał uprzejmie Francis, a spłakany Prusak powiedział:
— West myśli, że kretynka się zgubiła i poszedł właśnie cię szukać z psami i latarką po parku, KESESESESE!
Mimo wszystko poczułam ciepełko w serduszku.
— Lu się o mnie martwi? — zapytałam cicho, czując cisnące się mi do oczu łzy wzruszenia.
— Nie, raczej się boi, że coś zniszczysz, wysadzisz, albo kogoś zabijesz. Kesesese!
CZYTASZ
Hetalia Axis... World! - Tom 4
FanfictionPolska odrodził się po stu dwudziestu trzech latach zaborów. Ja odrodziłam się po trzydziestu trzech i nie napawało mnie to radością. Życie personifikacji samo w sobie nie było proste i pomimo pokoju w Europie, wciąż zmagałam się z demonami wojny...