[3 maj 128r – środa]
Defilada była, cytując słowa Francisa, délicieux.
Tak, mój były mąż postanowił zrobić mi niespodziankę w postaci rozległego zawału serca i zjawić się na MOIM święcie w MOJEJ stolicy i jeszcze bezczelnie kłaniając się MOJEJ Królowej.
Chamstwo w czystej postaci.
Widząc jednak Francisa i obserwując go z daleka, poczułam w sercu coś dziwnego, oczywiście poza tymi negatywnymi emocjami. Nie przyznałabym tego głośno, ale było to coś na kształt dziwnej tęsknoty, wszak nie na darmo mówiło się, że stara miłość nie rdzewiała. Ciężko było mi ze świadomością, że gdzieś tam, głęboko (bardzo, kurwa, głęboko) w swoim czarnym, puchatym serduszku wciąż zachowane miałam dla swojego byłego męża tę odrobinę miłości.
Kochałam go jednak tak, jak kochało się zimę w nie do wytrzymania upalne lato. A kiedy ta w końcu nadchodziła, klęło na nią i z utęsknieniem wyczekiwało jej końca.
— Cieszę się, że defilada się udała — mruknęłam zadowolona, kiedy znaleźliśmy się przed dworem rodziny Królewskiej. Byłam zła, że musiałam zaparkować na parkingu, zamiast wjechać do środka. — W końcu w oczach mojego ludu widziałam nadzieję a nie strach.
— To dobrze — odparł Arthur.
— Oczywiście. W końcu nadzieja jest silniejsza od strachu.
— Ale w nadmiarze bywa niebezpieczna — odrzekł filozoficznym tonem.
Zanim przetrawiłam jego słowa, koło nas zatrzymał się czarny Ford. Odskoczyłam w tył, bo kierowca albo był ślepy, albo wygrał swoje prawo jazdy w chipsach.
— Cześć, skarbie — mruknął do mnie premier, kiedy wyszedł żwawo z samochodu. — Cześć, Anglio.
— Dzień dobry — rzekł lekko obrażonym tonem mój partner, będąc pewnie zniesmaczony faktem, że ten typ w wytartych jeansach mówił do niego na cześć. To właśnie były problemy pierwszego świata.
— Cześć, Rhoberht — zaakcentowałam złośliwie jego imię, przez co na twarzy mężczyzny przemknął niezidentyfikowany grymas. — Ty se tak możesz jeździć jak wariat po dworze królewskim? Nawet MNIE nie chcieli tu wpuścić samochodem!
— Ty kierowałaś? — Zmierzył mnie wzrokiem.
— Tak!
— No to się nie dziw — mruknął i minął mnie, poprawiając pod szyją guziki od koszuli. Obserwowałam go chwilę, jak wspina się pewnym krokiem po schodach, po czym rzuciłam się za nim, kompletnie ignorując towarzyszącego mi Anglika.
— A co to niby miało znaczyć?! — Oburzyłam się i nastroszyłam przy tym jak kotka.
Nie będzie mi tu jakiś menel mówił, jak mam prowadzić samochód.
— Wy, kobiety, kierujecie się emocjami, rzadziej zimną logiką. — Usłyszałam jego zmęczony głos, kiedy znaleźliśmy się na holu.
— Pragnę zauważyć, że kobiety powodują mniej wypadków niż mężczyźni — syknęłam. — Statystyki nie kłamią.
— Ale częściej niż my zajeżdżacie drogę, wymuszacie pierwszeństwo czy gadacie przez telefon. — Odwrócił się przodem do mnie i patrzył mi prosto w oczy tak przenikliwie, że mimo wszystko poruszyłam się niespokojnie. — Co więcej potraficie poprawiać sobie makijaż i jednocześnie wyprzedzać na czerwonym świetle. Większość kobiet do prowadzenia samochodu się nie nadaje, ale takie są fakty. Pewnie teraz ty i twój narzeczony, który NA PEWNO nie jest pod twoim uroczym pantoflem, mnie wyklniecie, ale to mimo wszystko MY, panowie, jesteśmy na drodze bardziej kulturalni, wpuszczamy w korku czy ustąpimy pierwszeństwa, bo widzimy, co się na drodze dzieje i że nie zbawi nas, gdy wpuścimy jeden samochód czy dwa przed siebie. Mężczyźni po prostu przewidują, bo podczas prowadzenia samochodu są skupieni. W przeciwieństwie do większości z WAS, kobiet, które rozglądają się na wszystkie możliwe strony, plotkują czy przeglądają w lusterku. I tak właściwie, to nie narzekajcie tak na mężczyzn, bo co byście bez nas zrobiły?
CZYTASZ
Hetalia Axis... World! - Tom 4
FanfictionPolska odrodził się po stu dwudziestu trzech latach zaborów. Ja odrodziłam się po trzydziestu trzech i nie napawało mnie to radością. Życie personifikacji samo w sobie nie było proste i pomimo pokoju w Europie, wciąż zmagałam się z demonami wojny...