[13 październik 128 rok – piątek]
Siedziałam w pracy i wklepywałam zlecenia na dostawy do systemu. Od rana czułam wyciszenie emocjonalne i nie cieszyłam się na myśl o weekendzie. Chłopaki chyba wyczuwali moje nastrojenie do świata, bo żaden z nich, nawet Chris, nie ruszał mnie nawet kijem.
Czas, który upłynął od pamiętnego Euro, był dla mnie dość ciężkim okresem. Najpierw wyprowadził się Karolek, a następnie po nim Wiktoria.
Dom, który tętnił dotąd życiem, teraz stał się dziwnie pusty i cichy. I nie tylko ja miałam z tym problem, bo przyłapałam Arthura, jak przygotował cztery filiżanki herbaty do podwieczorku.
Tak jak Karolek mieszkał na stancji z jakimś Jacobem, tak Wiktoria uparcie urządzała się w starej drukarni. Pierwsze piętro składające się z dwóch pokoików, łazienki i kuchni zleciła wyremontowanie ekipie, co zajęło cztery tygodnie, po czym od razu zabrała swoje rzeczy i wyniosła się, zostawiając mnie w dobrej wierze, że pozwoli to na poprawienie stosunków śląsko-angielskich.
Chwilami miałam wrażenie, że nasze problemy z Arthiem były na tyle wyraźne, że Wika z Karolem świadomie ulotnili się jak najszybciej, żeby tylko dać nam szansę na ożywienie uczucia między nami. Albo, żeby tego nie widzieć.
Poczułam bolesny skurcz w żołądku, kiedy tylko o tym pomyślałam.
Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej pewna byłam, że płomienne uczucie, które nas połączyło, wygasło równie szybko.
Oksytocyna się skończyła, różowe okulary spadły i oboje przestaliśmy się znosić. Czułam frustrację i męczyłam się w domu, więc często wychodziłam - byle tylko nie siedzieć w mieszkaniu.
— Ja pierdolę! — burknęłam.
— Uśmiechnij się. — Usłyszałam i dźwignęłam głowę, by spojrzeć w brązowe oczy Chrisa.
Może i pracowałam tylko trzy miesiące w tej dziurze, ale jedno mogłam przyznać z całą pewnością - Christophera polubiłam najbardziej.
Szkoda, że długo razem nie popracujecie, mruknął mój Cham-głos.
Prawda była taka, że rozważałam powrót na stare śmieci. Tęskniłam za domem, za Polską. Myślałam, czy by nie zając się fotografią. Chciałabym wrócić do rysowania, może jakieś nowe zwierzątko...
— Nie wyspałam się — wysiliłam się na pierwsze lepsze kłamstwo. — Kawa nie pomogła. Może zacznę ćpać, to by rozwiązało większość moich problemów.
— Wyglądasz na taką, która ćpa.
— Dzięki, jesteś milszy niż mój facet — wymsknęło mi się i od razu tego pożałowałam.
Nie powinnam się tak otwierać przed kolegami z pracy.
— A tak w ogóle, to co robisz ciekawego w weekend? — zapytałam, aby odwrócić jego uwagę. I tak dość bacznie mnie ostatnio obserwował. — Może mnie zainspirujesz.
Wbrew temu, co powiedziałam przed chwilą, automatycznie wyłączyłam się, kiedy Chris zaczął opowiadać o swojej córce, gdzie to była teraz na wycieczce w Grecji, że odbiera ją jutro z lotniska, bo w niedziele miała mieć konkurs taneczny (młoda tańczyła taniec brzucha czy balet, jeden chuj), a żona (zawsze mówił ŻONA, nie używał jej imienia) znowu coś wymyśliła i nie wie jak się wyrobi z tym wszystkim.
Smutne.
— A ty? — zapytał. — Co robisz w weekend?
— Wrócę to pewnie zajmę się papierami państwowymi, bo od tygodnia leżą ustawy, które muszę przejrzeć. Myślałam też, żeby odwiedzić brata w Polsce lub kuzynów w Niemczech. Muszę jechać z psem do weterynarza, odwiedzić papugę, kupić przybranemu synowi komodę i pokłócić się z narzeczonym o źle odłożony czajnik w kuchni, bo przecież, kurwa, ma to ogromne znaczenie w funkcjonowaniu społecznym.
CZYTASZ
Hetalia Axis... World! - Tom 4
FanfictionPolska odrodził się po stu dwudziestu trzech latach zaborów. Ja odrodziłam się po trzydziestu trzech i nie napawało mnie to radością. Życie personifikacji samo w sobie nie było proste i pomimo pokoju w Europie, wciąż zmagałam się z demonami wojny...