Rozdział 52 - Wojskowa defilada

60 19 0
                                    

[30 kwietnia 128r – niedziela]

Tygodnie mijały jak szalone i nim się spostrzegłam, był już koniec kwietnia.

Przez ten czas odbywały się u mnie wybory parlamentarne, gdzie poza mniejszymi partiami, prym wśród wyborców wiodły dwie: propolska Jedność oraz proangielska Śląska Koalicja. Nieco dalej za nimi były Czarne Brylanty, czyli ruch autonomiczny Śląska nie popierający ani sojuszu z Polakami, ani sojuszu z Anglikami. I szczerze powiedziawszy, oni najbardziej mnie urzekli, choć znałam polityków już od podszewki. Ich hasło wyborcze brzmiało: „Świat sobie, a Śląsk sobie", jednak ludność wciąż dzieliła się pomiędzy Jednością a opozycją.

A tak coś czułam w kościach, że te wybory rozpierdolą mi uczucia wewnętrzne, nie było opcji w opcjach. Zwłaszcza, że negocjacje sojuszu z Anglią zostały wstrzymane na czas ciszy wyborczej. I to od zwycięskiej partii zależało, czy ruchać gospodarczo będzie mnie narzeczony, czy może własny brat.

Zesrać się można było z wrażenia.

Karolek odnalazł się w swojej nowej pracy przy kulaniu kebabów, a Wiktoria, nie chcąc być gorszą od chłopaka, podjęła pracę w pobliskiej kawiarni już pod koniec lutego.

Współczułam jej współpracownicom, ponieważ papuga miała swoją własną wizję biznesu, wystroju i menu, przez co w ciągu tych trzech miesięcy wylądowała na dywaniku u kierownika co najmniej trzy razy. To jednak niczego jej nie nauczyło, bowiem wciąż wtykała swój mały, piegowaty nos w sprawy kierownictwa. A była przy tym tak charyzmatyczna i stanowcza, że niektóre z jej pomysłów zostały wdrążone. Dziewczyna chodziła potem dumna jak paw, a nasza trójka podejrzewała tylko jedną rzecz – zgodzili się dla świętego spokoju.

W tak zwanym międzyczasie pojawiła się jedna dość poważna kłótnia z Arthurem, ponieważ mając z tyłu głowy zaproszenie od Grecji na jego święto, byłam gotowa tam jechać. Nie było niespodzianką, że Anglia stanowczo mi nie pozwolił.

Nie byłam jego podwładną, marionetką, a przez częste czytanie poradników psychologicznych oraz odnowiony acz sporadyczny kontakt z Kubusiem, moim byłym terapeutą, naprawdę starałam się żyć dla siebie, a nie dla kogoś, jak to wypomniał mi Włochy Południowe.

Życie jednak nie było takie proste, a sztuką była umiejętność prawidłowej komunikacji oraz pójście na kompromis. Po awanturze więc postanowiliśmy w ramach rzeczonego kompromisu nie jechać do Grecji, tylko na krótki wypad w austriackie Alpy.

Wiktoria ucieszyła się z planowanego wyjazdu, póki jej nie wyjaśniłam, że raz – ona pracuje. Dwa – jadę z Arthurem w romantyczny wypad we dwoje, czyli bez niej, bez Karola, bez psa, bez kota i bez reszty zainteresowanych. Nie ukrywała, że było jej przykro.

Miałam lekkie wyrzuty sumienia, a Arthur obawy, czy dom będzie wciąż stał, ale te kilka dni w górach bardzo nas do siebie zbliżyło i jeżeli nie liczyć spamu od Wiki, że Karolek ją gnębił psychicznie, to było cudownie. Prawda też była taka, że dziewczyna musiała się też nauczyć odrobiny samodzielności.

I tak minął kwiecień, a wraz z nim spokojne i romantyczne urodziny Anglii, kiedy to dzisiaj, trzydziestego kwietnia, obudził mnie telefon.

Radosny dzwonek bezlitośnie wbijał mi się w mój układ nerwowy, więc nie widząc innego wyjścia, zebrałam zwłoki z łóżka, żeby zjebać tego cholernego kuriera, który się do mnie dobijał o ósmej rano.

— Halo! — burknęłam, próbując przypomnieć sobie, co ja ostatnio zamawiałam.

Dzień dobry. — Usłyszałam chrapliwy głos w słuchawce. — Czy ja rozmawiam z Księstwem Śląskim?

Hetalia Axis... World! - Tom 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz