Złożyłam podpis na umowie i z wielkim bananem oparłam się o kanapę. Gilbert nie wyglądał na uszczęśliwionego tą sytuacją, chociaż właściwie to i tak zaskoczyło mnie, że się zgodził.
— To co? — zapytałam szczerząc się jak szczeżuja. — Od kiedy zaczynamy?
— Od jutra rana. Jesteś pewna co do PINu karty Francisa? — mruknął patrząc na umowę z przymrużonymi jak udup oczami.
— Tak, nie zmienia go od Upadku. — Machnęłam ręką. — Bastylia i te sprawy.
— Ta, faktycznie.
— No! To mieszkam z wami! — zawołałam na pozór radośnie, w środku jednak umierając na samą myśl o wspólnym koegzystowaniu pod jednym dachem z moimi naturalnymi wrogami. Jednak jak to mówiło stare porzekadło: przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Miało to dla mnie sens.
Poza tym, poświęcenie to poświęcenie. Zrobię wszystko, by Arthur żarł gruz.
Spojrzałam na Ariocha, który dreptał po salonie i obwąchiwał podejrzliwie każdy możliwy kąt.
— Ario! — syknęłam w końcu, bo jego psi sanepid zaczął mi już działać na nerwy. — Przestań!
— To normalne, babo. — Przekręcił oczami i utkwił wzrok w psie. — Czuje psy Westa.
— Lu ma psiaki? — Zdziwiłam się, a on wstał i mocno się przeciągnął.
— Ta, aż trzy. Twój śmierdziel będzie odstawać przy tej trójce.
— Nieprawda! — zaoponowałam szybko. — Arioch...
— ... jest przybłędą. — Pokiwał głową złośliwie, a ja się nachmurzyłam. — No właśnie. Wyleniały, sierść bez połysku, czym ty w ogóle go karmisz? Pedigree? Kesesesese!
— Wiesz — zaczęłam z kamienną twarzą i tikiem nerwowym. — Tak jakby nie było mnie trzy dekady.
— Wiem, piękne czasy, kesesese.
Nie zabij go. Przed tobą jeszcze trzy miesiące.
— A co jest złego w mojej obecności? — burknęłam, marszcząc czoło.
— Jeszcze pytasz? — prychnął. — Twój powrót zagotował pół Europy.
— Czyli? — Zrobiłam głupią minę.
— Gdzie ty się uchowałaś te dwa lata? — mruknął, łapiąc za telefon. — Katalończycy chcą autonomii, przez co Antoniowi wszyscy ostatnio schodzą z drogi. Mało tego! Obwód Kaliningradzki jest teraz pacyfikowany przez niedorozwoja, ale ty oczywiście nic nie wiesz, bo ważniejsze dla ciebie od geopolityki jest odgrywanie roli błazna na deskach własnego teatrzyku. Brawo — dodał, klaszcząc ironicznie w dłonie.
— I co? To niby moja wina? — zapytałam gwałtownie, na co Gil wzniósł oczy ku sufitowi.
— Zawsze twierdziłem, wiedźmo, że jesteś jak zaraza roznosząca się po kontynencie. Wyspy Owcze odzyskały niepodległość przed tobą, a przeszło to bez echa. Dziewczyna jest spokojna. Ty się pojawiasz i nagle wszystkim wokół się przypomina, że przydałaby się im niezależność. A teraz rusz ten ulany tyłek, babo — powiedział dziarsko, zanim zdążyłam pocisnąć mu tekstem życia. — Idziesz przebiec sto metrów w parku.
— A nie mieliśmy zacząć tak jakby jutro? — Zdziwiłam się.
— Najpierw muszę zobaczyć na jakim jesteś etapie, choć właściwie to patrząc na ciebie się domyślam.
CZYTASZ
Hetalia Axis... World! - Tom 4
FanficPolska odrodził się po stu dwudziestu trzech latach zaborów. Ja odrodziłam się po trzydziestu trzech i nie napawało mnie to radością. Życie personifikacji samo w sobie nie było proste i pomimo pokoju w Europie, wciąż zmagałam się z demonami wojny...