[17 września 127 – sobota]
Przez ten cały czas miałam wewnętrzne dylematy i Rozmowy w Tłoku, żeby ułożyć pierdolnik w głowie. Słowa Gilberta zrobiły na mnie ogromne wrażenie i spędzały sen z powiek przez pierwsze kilka nocy. Nigdy nie podejrzewałam, że Prusy uruchomi mi tak potężny proces myślowy, dzięki któremu moja prawa półkula mózgu odżyje po ponad stu latach laby. Miałam nawet podejrzenie, że typ jedną rozmową pomógł mi bardziej, niż dwuletnia terapia.
Niczemu nie byłam winna. Ta myśl sprawiała, że czułam coraz mniejszy ciężar na swoich barkach.
Od pamiętnej rozmowy z Gilbertem żadna podobna z nim już się nie wydarzyła. Mnie osobiście dało to dużo do myślenia, a Prusak udawał, że nic takiego nie miało miejsca i przez miesiąc dawał mi większy wycisk na sparingach, jak wkurwiona matka po wywiadówce. Ja jednak się nie dawałam.
Mój skil w tym zakresie znacznie wzrósł, a sam Prusy niejednokrotnie zalewał się potem, zanim jebnął mną o ścianę czy podłogę w sposób kończącym trening. W tym samym czasie do walk dołączał Ludwig, który na szczęście przestał się już na mnie fochać. Obrażony Niemiec pod jednym dachem to coś, czego Piotr Fronczewski na pewno by nie polecał.
Pamiętnym sparingiem dla mnie było, kiedy oboje braci stanęło naprzeciw mnie. Przegrałam, ale i tak usłyszałam od Lu, że nie było tak źle, a właściwie to było bardzo dobrze. Dodał też, że jedyną przewagą nade mną, jaką miał Anglia, to doświadczenie. I mózg – jak skrzekliwie dodał Prusak, za co spałowałam go wzrokiem.
Ukraina po pamiętnym wieczorze panieńskim napisała do mnie krótkie przeprosiny, ale ja odpisałam jej dopiero po kilku dniach. Nie dlatego, że byłam obrażona. Po prostu po rozmowie z szarakiem musiałam sobie wiele w głowie poukładać. Po większym wahaniu napisałam też do Białoruś, która odpisała mi niemal natychmiast.
Bardzo szybko więc uruchomiłyśmy wspólną konferencję na social mediach, gdzie wysyłałyśmy sobie memy i inne durnoty. Obiecałyśmy sobie również rychłe spotkanie po rozjebaniu Anglii.
Z Anglią umówiłam się na dziewiętnastego września, czyli w poniedziałek.
Pojutrze.
Brzmiało to równie poważnie, co przedupadkowy film katastroficzny o tym samym tytule. Jego scenariusz w sumie nie różnił się od taktyki, którą obrałam. Wchodzę na sparing jak fala tsunami i zabieram Anglikowi dom, samochód oraz godność.
Z Polską kontakt nieco się polepszył, ale nie ukrywał swojego niezadowolenia z tytułu mojego pomieszkiwania u Niemców. Nie miał jednak innego wyjścia, jak zaakceptować mój wybór.
Achim wrócił na służbę do brata, a ja mimo wszystko odczułam to dość osobiście. Przez dwa lata, kiedy mieszkałam z nim w Solinie, przyzwyczaiłam się i przywiązałam do tego zrzędliwego mężczyzny. Wiedziałam, że on wierny był głównie Feliksowi, ale mimo wszystko jego powrót bez oglądania się na mnie, trochę mnie zabolał.
Dziś czekał mnie egzamin ze sparingu. To właśnie dzisiaj Prusy miał uznać, czy wytrzymam trzy minuty na ringu, czy może dam radę wytrzymać dziesięć.
Gdy nadeszła godzina W, zeszłam przebrana i gotowa na salkę koło siłowni. Gila jeszcze nie było, a ja zdenerwowana nie bardzo wiedziałam, gdzie podziać swoje ręce.
— Powodzenia! — zawołała Wiki, pojawiając się obok cała rozweselona. — Jak samopoczucie?
— Wojownicze. — Uśmiechnęłam się. — Widzę w sobie szansę.
CZYTASZ
Hetalia Axis... World! - Tom 4
FanfictionPolska odrodził się po stu dwudziestu trzech latach zaborów. Ja odrodziłam się po trzydziestu trzech i nie napawało mnie to radością. Życie personifikacji samo w sobie nie było proste i pomimo pokoju w Europie, wciąż zmagałam się z demonami wojny...