- 34 -

148 16 1
                                    

Wyruszyliśmy lekko po wyznaczonej godzinie. Opuszczając dom, wiedziałam, że zapamiętam go bardzo ciepło. Dużo się wydarzyło od momentu mojego zniknięcia, ale dzięki temu uświadomiłam sobie wiele rzeczy, przez które byłam wcześniej zagubiona.

Kiedy ostatni raz spojrzałam na dom, byłam wdzięczna losowi za wszystko.

Odwróciłam się pewnie w stronę babci i Sebastiana, zostawiając za sobą dawną siebie.

***

Na miejsce dotarliśmy dopiero pod wieczór. Kiedy stanęłam na żwirowej drodze, którą tak dobrze znałam, przez chwilę się zawahałam.

- No idź - popchnęła mnie babcia. – Twoja mama na ciebie czeka.

Spojrzałam na nią z miną zbitego psa i uśmiechnęłam się lekko do Sebastiana.

- Przyjdź później - dodałam i wzięłam od mężczyzny transporterek z panią Helenką oraz obszerną walizkę.

- A, bym zapomniał – wtrącił Sebastian i podał mi mój telefon.

- Myślałam, że go wyrzuciliście.

- Mieliśmy taki zamiar, ale sprawy potoczyły się trochę inaczej – mężczyzna lekko się uśmiechnął.

- Dziękuję - Uściskałam demona. – Za wszystko.

- No idź już – ponaglała babcia. – Przecież nie żegnamy się na zawsze.

- No tak – uśmiechnęłam się nieznacznie.

Kidy stanęłam przed drzwiami i uniosłam rękę, aby zapukać, wątpliwości powróciły. Szybko powtórzyłam sobie, co będę musiała powiedzieć i pewnym ruchem chwyciłam za klamkę.

Na wejściu poczułam lekko duszący zapach kadzideł, który uwielbiał palić mój wujek. Oznaczało to, że nadal nie wyjechał.

- Cześć – powiedziałam, zamykając drzwi.

Chwilę później w pokoju znalazła się mama i stanęła na środku, zwieszając ręce ubrudzone w cieście.

- O matko! - Wykrzyknęła i rzuciła mi się w ramiona - O Boże, dziecko!

- Mamo, dusisz – mówiłam, a kobieta gładziła moje plecy, roznosząc tym po kurtce kawałki ciasta. Po chwili stanęła i popatrzyła się z dystansu.

- Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę – dodała i zaczęła ocierać łzy z policzków.

- Przepraszam, że wszystko było tak bez zapowiedzi. Nie płacz już, na razie nie mam w planach uciekać z domu – próbowałam ją pocieszyć.

- Ten wysoki mężczyzna. To wszystko przez niego. Omamił cię.

- Nie, to była moja decyzja. Musiałam przemyśleć sobie wiele rzeczy. Jest mi niesamowicie głupio, że tak się o mnie martwiłaś. Obiecuje, że to się już nie powtórzy.

Mama spojrzała na mnie z troską i na powrót zamknęła w ciasnym uścisku.

W międzyczasie koło nóg zakręcił mi się Karmel, obwąchując transporterek.

- Rozbierz się i wejdź do środka. Jesteś zmarznięta. Naleje ci ciepłej wody do wanny. Zaparzyłam też herbaty – mówiła, gestykulując rękoma.

- Rozrzucasz ciasto – zauważyłam wykrzywiając usta w uśmiechu.

- Ach, rzeczywiście. Robę ciasteczka marcepanowe – wytłumaczyła i spojrzała na klatkę, którą trzymałam w ręku. – Co tam masz?

- A to, jest Pani Helenka... nasz nowy współlokator.

- Słucham? Czy to jest kot? Mamy już Karmela – zmarszczyła brwi.

Demon z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz