-4-

411 38 11
                                    

Zamarłam. Mój kot również wyostrzył zmysły, przez co miałam pewność, że nie były to omamy dźwiękowe. To musiał być ptak. Często zostawiałam na parapecie niedojedzone kromki chleba, tak, aby głodne ptaki mogły w każdej chwili się posilić. Karmel wpatrywał się cały czas w szybę. Rolety doskonale zasłaniały wszystko, co działo się na zewnątrz. Słyszałam i czułam, jak powoli moje serce się uspokaja. Nagle z zewnątrz dobiegł kolejny odgłos. Miałam wrażenie, jakby coś ciężkiego zsunęło się po parapecie. Kot w rogu pokoju najeżył się i stanął w bezruchu.

Zamknęłam oczy i policzyłam od dziesięciu wstecz. Wstałam i najciszej jak umiałam, podeszłam do okna. Tak, jak poprzednio, nic przez nie, nie dostrzegłam. Odchyliłam leciutko jedną roletę. Był środek nocy. Na niebie nie było ani jednej gwiazdy a światło latarni nie oświetlało drogi przyzwoicie. To mógł być złodziej? A nawet, jeśli to, czemu fatygował się na pierwsze piętro, gdy okno w kuchni na parterze zawsze na noc było uchylone. Co zyskałby włamując się do naszego domu?

Powoli wracając do łózka, czułam ciarki na całym ciele. Chociaż wiedziałam, że nie było innego logicznego wytłumaczenia, iż musiał być to jakiś ptak. Miałam złe przeczucia. Zauważyłam, że wstrzymuje oddech i natychmiast wzięłam głęboki wdech. Osunęłam się na dywan i z trudem łapałam powietrze, czując, że kłuje mnie w piersiach. Takie napady zdarzały mi się coraz częściej. Ukucnęłam i po chwili kaszel ustąpił, chociaż drapiące uczucie w klatce piersiowej pozostało.

Wstałam powoli i upewniłam się, że okno jest szczelnie domknięte. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na godzinę. Była pierwsza w nocy. Uśmiechnęłam się lekko, tłumiąc łzy i cicho wyszeptałam:

- Wszystkiego najlepszego braciszku.

***

Gdy rano zeszłam na dół do kuchni, mama była już w pracy. Uśmiechnęłam się lekko, widząc małe pudełeczko z przyszykowanym śniadaniem do szkoły. Najbardziej zmartwił mnie jednak fakt, że tata jeszcze nie wrócił z delegacji. Mama go teraz potrzebowała. Szczególnie dzisiaj. Spojrzałam na telefon i sprawdziłam wiadomości. Nic nie napisał, za to miałam kilka nieodczytanych od Anastazji. Z powodu braku czasu, zignorowałam je. Spakowałam śniadanie i zrobiłam sobie na szybko kanapkę serem. Usiadłam przy stole wspominając poprzedni dzień. Przypomniało mi się zdjęcie, które zrobiłam sobie z Sebastianem na festiwalu kolorów. Odnalazłam je w galerii. W tle było pełno uśmiechniętych ludzi, a na pierwszym planie my. Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam zaskoczoną minę Sebastiana. Zorientowałam się, że mężczyzna ma na sobie białą koszulę, która po festiwalu była w większości niebieska. Zrobiło mi się go trochę szkoda na myśl, że nie powiedziałam mu, na czym polega ten festiwal. Miałam nadzieję, że nie zniszczył sobie ubrania. Jego oczy na zdjęciu wydawały się wręcz bordowe a włosy, które miał zawsze elegancko ułożone były w nieładzie. Wyglądał tak zwyczajnie, a pomimo tego coś wciąż przykuwało w nim, moją uwagę.

Dokończyłam kanapkę, wypiłam sok jabłkowy i pobiegłam po plecak. Autobus odjeżdżał za dziewięć minut, a ja byłam w proszku.

***

Pierwszym miejscem, które odwiedziłam po zawitaniu do szkoły był sklepik. Uśmiechnęłam się do pani za ladą i położyłam cztery złote.

- To, co zwykle jak mniemam? – Kobieta zza lady spojrzała na mnie niebieskimi oczyma.

- Tak, poproszę czarną kawę z mlekiem i jedną trzecią łyżeczki cukru.

- Już ci robię

Kobieta wzięła ode mnie pieniądze i nalała ciepłej kawy.

- Jutro mnie nie ma i sklepik będzie zamknięty – mówiła sypiąc cukier. – Musisz przeżyć bez mojej kawy.

- Oj, to niedobrze. Będę musiała się zaopatrzyć we własną – odpowiedziałam odbierając zamówienie.

Demon z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz