Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam nad sobą twarz demona. Pochylał się, delikatnie przyciskając zimny okład do mojego czoła. Gdy zauważył, że odzyskałam przytomność, jego źrenice na moment się rozszerzyły.
- Jesteś na statku. Płyniemy do domu, pani Maria kieruje sterem – powiedział z troską, zmieniając okład.
- Gdzie jestem? – Dopytałam ledwo słyszalnie.
- Płyniemy do domu, o nic się nie martw.
- Ale ja umarłam?
- Nie – lekko się uśmiechnął. – Żyjesz.- Podałem ci leki przeciwgorączkowe. Powinnaś poczuć się lepiej.
- Powoli traciłam nadzieję, że mnie znajdziecie – dodałam, próbując się podnieść.
Mężczyzna położył dłoń na moich plecach, chcąc mnie podtrzymać, a ja odwróciłam twarz, aby ukryć grymas bólu.
- Nie nadwyrężaj się. Musisz odpoczywać.
- Odpoczywałam już dosyć długo – odburknęłam pod nosem.
- Twoje plecy. Widziałem je przelotnie – przełknął ślinę. – Miał powód, żeby cię tak ukarać?
- Nie wiem, nie posłuchałam się go, ale mimo wszystko się opłacało. Przyszedłeś po mnie – uśmiechnęłam się lekko.
Mężczyzna dotknął mojego policzka i spojrzał w moje oczy, niczym w pełnym uczucia geście.
- Gorączka ci spada – rzucił szybko.
- Coś się działo ciekawego?
- Naprawdę? O to się teraz pytasz?
- A mam płakać? Nie mam ochoty – odwróciłam głowę.
- Odwróć się, opatrzę ci rany – polecił, sięgając po apteczkę i wyjmując z niej kilka rzeczy.
- Mają dwa dni, więc pewnie się zasklepiły – dodałam, unosząc lekko bluzkę.
Kiedy dotknął skóry wokół rany wilgotnym wacikiem, z trudem przełknęłam ślinę.
- Jedna z nich może się paskudzić – powiedział lekko drżącym głosem. – A druga zaczęła się goić.
- To dobrze. Myślałam, że będzie gorzej.
- Nie jest dobrze, ale rzeczywiście miałaś szczęście. A teraz może zaszczypać – powiedział i dotknął wacikiem rany.
Przegryzłam sobie policzek i zamknęłam na chwilę oczy.
Sebastian szybko założył opatrunek i westchnął przeciągle.
- Załóż moją marynarkę – zdjął z siebie ubranie i mi podał. – Przyniosę ci coś do jedzenia.
- Tylko coś lekkiego, jest mi trochę niedobrze.
- I do tego miętową herbatę – dodał i zniknął za niedużymi drzwiami.
Kiedy mężczyzna wyszedł, odetchnęłam głęboko. Z jednej strony czułam niesamowitą ulgę, że jestem już bezpieczna, a z drugiej, kiedy go zobaczyłam, miałam wrażenie, że ponownie się rozpłaczę.
Pragnęłam dotknąć jego twarzy i przyciągnąć do siebie. Przez tyle dni wyobrażałam sobie nasze spotkanie. Nie sądziłam, że zobaczy mnie w takim stanie. Musiałam wyglądać żałośnie.
Gdy usłyszałam skrzypnięcie drzwi, mimowolnie się wzdrygnęłam.
- To tylko ja – powiedział przyciszonym głosem. - Nie mamy tutaj wiele rzeczy do jedzenia, ale mam nadzieje, że to wystarczy – przyniósł niewielkiego rogalika i szklankę z herbatą.
- Bardzo ci dziękuję – odpowiedziałam, biorąc niewielkiego gryza rogalika.
- Do twarzy ci w marynarkach – dodał uśmiechając się pokrzepiająco, a ja poczułam gorąc na policzkach.
- Ulu, dziecko! – Zobaczyłam kobietę biegnącą w moją stronę. – Idź sobie już. Pilnuj steru – zwróciła się do demona, machając ręką.
Mężczyzna ostatni raz na mnie spojrzał i zniknął za drzwiami.
- Cześć babciu.
Pani Maria zamknęła mnie w mocnym uścisku, przez co zacisnęłam zęby, próbując nie dać po sobie poznać jak wielki ból mi to sprawia.
- Och, przepraszam, twoje plecy. Pokaż mi je.
- Nie, Sebastian się nimi już zajął. Założył mi opatrunek – uśmiechnęłam się delikatnie. – Nic mi nie będzie.
- Drogie dziecko, tak się martwiłam. – Położyła dłonie na moje policzki. – Strasznie zmizerniałaś. Musiało być ci tam strasznie.
- Już wszystko dobrze, Nie mówmy teraz o tym – przełknęłam ślinę. – Coś się wydarzyło pod moją nieobecność? – Zmieniłam temat.
Kobieta spojrzała na mnie pełnym emocji wzrokiem.
- Nie kochanie, nie mieliśmy nawet czasu, aby myśleć o czymś innym. Nawet on wydawał się być nieobecny.
- Sebastian? – Zapytałam, na co kobieta pokiwała lekko głową. – Babciu, jak myślisz, czy jest możliwość, że... - nie dokończyłam swojej myśli, jednak po oczach kobiety widziałam, że wszystko zrozumiała.
- To zależy tylko od niego i od tego czy demony są zdolne poczuć coś więcej.
- Każdy ma uczucia, nawet demony, kiedyś mi to powiedział.
- Jeśli ci to mówił, to znaczy, że nie wszystko stracone – wzięła moją dłoń i pogładziła po niej kciukiem.
- Dopływamy – demon nagle zjawił się w pomieszczeniu, a ja odwróciłam szybko głowę, próbując ukryć fakt jak mocno piekły mnie policzki.
Wyjrzałam za małe okienko i spojrzałam na rozciągające się pasma zielonego lasu. Poczułam jak spada ze mnie ciężar, o którym nawet nie miałam pojęcia. Dom, byłam coraz bliżej domu.
CZYTASZ
Demon z sąsiedztwa
RomanceMałe miasteczko, normalne życie. Codzienność naszej bohaterki była jak każda inna, pomimo skrywanego wielkiego bólu po niewyjaśnionej stracie ukochanej osoby. Czy jedno spojrzenie za okno może obrócić życie w zupełnie innym kierunku? *jest to fanfik...