Epilog

204 16 14
                                    

- 5 lat później -

- Ula, Anastazja, pospieszcie się, bo powinniśmy być już na przystanku. - Popędzał nas Marcin.

- Nie dam rady iść już szybciej. Przypominam, że jestem w szpilkach, geniuszu – broniłam się. - Z resztą jesteśmy już prawie na przystanku, więc nie musimy się tak śpieszyć.

- Dobra, poczekajcie sprawdzę rozkład – powiedział i podbiegł do rozkładu jazdy.

Podeszłam bliżej pieńka drzewa i usiadłam na nim ciężko.

- Która godzina? – Spytała Anastazja, ocierając dłonią spocone czoło.

- Dwudziesta trzecia pięćdziesiąt siedem – odpowiedziałam, sprawdzając czas na telefonie. – Spóźnimy się i to jeszcze przeze mnie. Twoja dziewczyna mnie udusi.

- Wiesz, że ona taka nie jest. A za to, że tak długo się zbierałaś, to prędzej uduszę cię ja.

Uśmiechnęłam się, zdejmując szpilki z obolałych nóg.

- Ciekawe czy Monika już na nas czeka – Anastazja spojrzała na księżyc i westchnęła przeciągle.

- Myślę, że na pewno. W końcu mieliśmy być na dwudziestą czwartą, a zapewne spóźnimy się o jakieś dwadzieścia minut.

- Autobus ma być o dwudziestej trzeciej pięćdziesiąt siedem – podszedł do nas Marcin i oparł się o śmietnik.

- To już powinien być – skomentowała Anastazja. – Powinnam zadzwonić do Moniki, że będziemy później – mówiła, szukając telefonu w odmętach swojej torby.

- Tak naprawdę to nie wiemy czy już nie pojechał – zauważyłam, spoglądając w ciemną ulicę.

- Powiedz jej, że się spóźnimy – wtrącił się Marcin. – Dość mocno spóźnimy.

- Lepiej tego nie podkreślać. Wieść, że będziemy później z pewnością wystarczy – roześmiała się Anastazja.

- Racja. To powiedz jej, że się po prostu spóźnimy.

Dziewczyna wzięła głęboki wdech i odeszła kilka kroków od nas, po czym przyłożyła telefon do ucha i zaczęła rozmawiać.

Wstałam i oparłam głowę o ramię Marcina, a mężczyzna objął mnie ramionami i pocałował w skroń.

- Nie jest ci zimno? – Zapytał, widząc jak lekko zadrżałam.

- Nie, to tylko zimny wiatr – odpowiedziałam, wtulając twarz w jego kołnierz od kurtki.

Spojrzałam przed siebie na ciemny las. Okolica w tę noc wydawała się przerażająca.

Nagle wraz z wiatrem poczułam dziwny zapach. Przepiękny, dający poczucie bezpieczeństwa, a przede wszystkim dziwnie znajomy.

Po moim policzku niespodziewanie spłynęły dwie łezki.

- Kochanie, co się stało? - Zapytał Marcin widząc, jak ze zdziwieniem wycieram łzę z policzka.

- Nie wiem. Jakoś tak najpierw poczułam jakiś ładny zapach, a potem tak nagle zrobiło mi się strasznie smutno.

- Zapach? - Mężczyzna stanął i zaczął wciągać powietrze. - Chodzi ci o zapach lasu?

- Nie, nie umiem go opisać. Coś jakby las zmieszany z popiołem - potarłam czoło ręką.

- Może to piwo, które wypiłaś w domu ci zaszkodziło. Lepiej dzisiaj nie pij już alkoholu – przyłożył dłoń do mojego policzka. – Jesteś rozgrzana. Z pewnością nie tkniesz dziś nic mocnego.

- Autobus jedzie. Idę machnąć żeby się zatrzymał – Anastazja właśnie skończyła rozmowę i wyszła nieznacznie na ulicę, aby zatrzymać pojazd.

- Coś komentowała? – Zapytał Marcin.

- Nie. Tylko westchnęła i powiedziała, że na nas czeka.

Gdy autobus podjechał, Anastazja weszła pierwsza, a za nią Marcin.

Obejrzałam się jeszcze ostatni raz za siebie. Las wydał się nagle taki spokojny.

Kolejny powiew wiatru nie przyniósł już zapachu popiołu.

- Dziękuję – szepnęłam i odwróciłam się do Marcina.

- Chodź księżniczko, to cię wniosę – powiedział, przygarniając mnie do siebie.

Chwilę potem wziął mnie na ręce i wniósł po schodkach. Zakręcił się ze mną w ramionach i o mało nie upuścił, wprawiając nas wszystkich w niekontrolowany wybuch śmiechu.




Koniec

Demon z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz