-1-

723 49 5
                                    

       O dziewiątej obudziło mnie słońce, które przedostawało się przez niezasłonięte okno. Byłam nadzwyczaj wypoczęta a moją twarz od rana rozświetlał promienny uśmiech. 

Sobota – dzień, który uwielbiałam.

Wstałam z łóżka i szybko przyszykowałam się, aby zejść na śniadanie. Podeszłam do okna, aby je otworzyć, gdy zobaczyłam wysokiego, przystojnego mężczyznę. Miał kruczo-ciemne włosy i na mój gust był po dwudziestce. Kierował się w stronę domu, który zamieszkiwała pewna starsza kobieta. Miała na imię Maria. Pani Maria traktowała mnie jak własną wnuczkę, dawała mi cukierki, kupowała prezenty i składała życzenia. Jej mąż zmarł dziesięć lat temu, nie zostawiając po sobie potomka.

Nieznajomy wszedł bez pukania do domu pani Marii i zamknął drzwi. Musiał być kimś, kogo znała. Zostawiłam okno otwarte i zbiegłam po schodach na dół.

­­ - Mamo, idę do pani Marysi! - Krzyknęłam zakładając buty.

- Śniadanie – podbiegła mama – zjedz śniadanie.

Kobieta stanęła w miejscu patrząc na mnie upominającym wzrokiem. Wyglądała na zmęczoną. Jej zielone oczy były podkrążone a czarne włosy spięte w luźny kucyk.

- Zjem u babci – powiedziałam łagodnym tonem, sięgając po kurtkę.

- Dobrze wiesz, że nie możesz bez końca jej tak wykorzystywać. Może ona też chce odpocząć.

- Wrócę niedługo. Obiecuję, że będę na obiad – spojrzałam wyczekująco na mamę.

- Na obiad. Będzie o trzynastej– odwróciła się cicho wzdychając.

- To pa! – Krzyknęłam zamykając drzwi.

Widok matki znowu mnie zmartwił. Codziennie brała leki, które powinny jej pomóc, jednak czasem dopadały ją koszmary z przeszłości, które pomimo leków wywierały mocny wpływ na jej wygląd i samopoczucie.

Zamknęłam drzwi i szybko pobiegłam w stronę domu staruszki. Był zadbany a wokół rosło pełno czerwonych i białych róż, które często z właścicielką zrywałyśmy, aby później udekorować nimi wnętrze pokoju. Gdy dotarłam pod drzwi, zapukałam głośno. Otworzył mi wcześniej widziany mężczyzna.

- Dzień dobry, czy jest Pani Maria?- Zapytałam, przyglądając się nieznajomemu.

-Tak, wejdź- zaprosił mnie do środka, cały czas świdrując mnie wzrokiem.

- Uleńko, jak miło mi cię znowu widzieć – przywitała mnie staruszka i mocno uścisnęła – Pewnie zastanawiasz się, co to za mężczyzna – odsunęła się lekko, aby odsłonić nieznajomego – jest to mój... opiekun. Nazywa się Sebastian Michaelis - powiedziała wskazując na mężczyznę.

- Ula - przedstawiłam się grzecznie, podając rękę nieznajomemu.

- Zdecydowałam się na przyjęcie propozycji z ośrodka opieki, aby przyznali osobę, która będzie mi pomagać w wypełnianiu codziennych obowiązków – dodała babcia.

Spojrzałam na mężczyznę, który nosił na twarzy przyjazny uśmiech. Był ubrany w czarne spodnie i białą koszulę. Zastanawiałam się, dlaczego jest ubrany w taki sposób. Przypominał raczej lokaja niż osobę wspomagającą.

- No właśnie – babcia klasnęła w dłonie – przyszłaś w momencie, w którym Sebastian miał zająć się ogródkiem.

- Mogę pomóc. Ty wiesz, że uwielbiam twoje róże – uśmiechnęłam się z entuzjazmem.

- Złote dziecko jesteś – dodała babcia i pogładziła mnie po plecach – chcesz trochę jabłek? Mam naprawdę słodkie – uśmiechnęła się ciepło.

Demon z sąsiedztwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz