W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany dla niej dzień. Dziś bowiem Charlotte osiągnęła dwudziesty pierwszy rok życia. Była z tego powodu bardzo podekscytowana i żywiła ogromną nadzieję, że ten dzień spędzi w towarzystwie księcia. Jakże się rozczarowała, słysząc, że ten ma już inne plany.
- Nie. - Odpowiedział stanowczo.
- Dlaczego nie?
Charles westchnął głośno. Był poirytowany zachowaniem swojej żony. Dobrze wiedziała, że miał masę obowiązków i spraw do załatwienia.
- Mówiłem ci Charlotte. Nie mogę nagle odwołać połowy zaplanowanych spotkań tylko dlatego, że nie masz towarzystwa do po spacerowania po ogrodzie.
- Tak, ale dziś jest wyjątkowy dzień, bo widzisz, ja mam dziś...
- Już powiedziałem Charlotte. Nie.
Zostawił ją samą na środku korytarza. Skrzyżowała ręce i w gniewie tupnęła nogą w drewniany parkiet. Nie mogła uwierzyć, że nie chciał spędzić z nią tego dnia.
Przez korytarz przeszedł jeden ze służących. Charlotte widząc, że trzyma on dzisiejszą pocztę natychmiast do niego podbiegła. Wyczekiwała listu od Johna Lawsona, któremu całkiem niedawno przesłała kolejny artykuł i czekała na jego akceptację. Poddasze stało się jej nową ostoją. To tam znikała na całe dnie. Jako iż Charles nie wymagał od niej spełniania absolutnie jakichkolwiek obowiązków księżnej, miała mnóstwo wolnego czasu. Ani Charles, ani służba nie zauważali nieobecności.
- Jest coś dla mnie?
- Nie, wasza wysokość.
Zrobiła smętną minę. W jej oczy od razu rzuciła się koperta z pieczęcią.
- A ten od kogo? - Zapytała zaciekawiona.
- Od księżnej Glanville. Polecono mi, by dostarczyć go jak najszybciej.
Stella napisała list do jej męża.
Charlotte wbiła mocno paznokcie w swoje dłonie, aby nie krzyknąć w przypływie gniewu. Była piekielnie zazdrosna. Rozważała nawet wizytę u księżnej Glanville. Miała jej sporo do powiedzenia, a zaczęłaby od tego, że ma natychmiast przestać wypisywać do jej męża, dotykać go albo co gorsza z nim sypiać.
- Więc nie zatrzymuje cię już skoro to takie pilne. Książę jest w swoim gabinecie. - Powiedziała wymuszonym uśmiechem na twarzy.
Charles od samego świtu był zabiegany. Henry miał dołączyć do niego późnym popołudniem, więc milion spraw wylądowało na jego barkach. Miał najprawdziwsze urwanie głowy.
Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Zaspanym głosem zezwolił wejść do środka, mówiąc pod nosem ciche proszę.
- Wasza wysokość, przyszedł list od księżnej Glanville.
Co też Stella mogła od niego chcieć. Bardzo go to zaintrygowało, więc szybko odebrał list, odsyłając służącego by powrócił do swoich obowiązków.
Przełamał pieczęć Glanvillów i szybko rozprostował papier, a następnie prześledził treść listu. Stella prosiła go, aby niezwłocznie przybył do Glanville House. Nie podała powodu, ale skoro wysłała służącego aż tutaj, aby przyniósł list w jego ręce, był pewien, że stało się coś złego. Pośpiesznie ubrał surdut i wybiegł z gabinetu. Miał nadzieję, że jego przyjaciółka nie wpadła w żadne tarapaty.
Charlotte została na korytarzu, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Na reakcje Charlesa nie musiała długo czekać. Wybiegł z gabinetu niczym burza. Widząc, że kieruje się w stronę wyjścia, ogarnęła ją złość. Dla niej nie mógł poświęcić jednego kwadransa i to w dodatku w dniu jej urodzin, ale gdy tylko Stella napisała jeden list, od razu rzucił wszystko, aby się z nią spotkać. Krew zawrzała w jej żyłach. Błyskawicznie stanęła mu na drodze.
CZYTASZ
Kronika Towarzyska Lady M
RomanceCharles Towner, książę Rutalnd zostaje utytułowany przez Lady M w jej kronice towarzyskiej Księciem Pechowcem. Każda kobieta, która się do niego zbliży, rzekomo doznaje uszczerbku na zdrowiu. Są to plotki wyssane z palca. Rutland nie wie, kim jest t...