Rozdział 30

1.3K 89 6
                                    

Do diabła, tak cholernie za nią tęsknił.

Nie widzieli się od dwóch, długich dni i dwóch bezsennych nocy. Chciał z nią porozmawiać, ale jego duma nie pozwalała mu na to, by zrobić pierwszy krok. Już nawet wsiadł do powozu z zamiarem wyjazdu do Hamilton House, żeby siłą sprowadzić ją do domu, ale stwierdził, że może to tylko pogorszyć całą sprawę.

Tak więc dał jej spokój i przestrzeń, którą potrzebowała. Nie naciskał. W końcu musiała wrócić.

Może i zachował się zbyt impulsywnie, ale nie mógł pogodzić się z tym, że jej serce mogło należeć do innego mężczyzny. Wciąż myślał o tym, że to Edwin mógł być tym, który pierwszy ją całował, tym, którego tak naprawdę kochała.

Ale do diaska była jego żoną, nie Parka. Nie pozwoli jej tak łatwo odejść.

Siedział w swoim gabinecie razem z Wilsonem, ale nie mógł skupić się na pracy. Wpatrywał się w jeden punkt pogrążony we własnych myślach, gdy na korytarzu rozległ się głośny pisk jego kuzynki.

- Charlotte! Jak dobrze, że wróciłaś!

Poderwał się z miejsca i szybko podbiegł do drzwi. Henry zaśmiał się głośno, widząc reakcję Charlesa. W odpowiedzi posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie. Delikatnie uchylił drzwi, tak żeby nie zaskrzypiały.

- Umierałam z nudów.

- Czy coś wydarzyło się pod moją nieobecność?

- Nie wiele. - Odpowiedziała Emma. - Bertie przysłał mi kwiaty.

Nie miał o tym bladego pojęcia. Może dlatego, że w ostatnim czasie nie był zbyt rozmowny.

- To wspaniale.

- Na pewno chcesz porozmawiać z Charlesem. Jest w swoim gabinecie i...

Henry szturchnął go w ramię.

- Co ty wyprawiasz?

- Podsłuchuje. Nie widać?

Wilson zaśmiał się pod nosem.

- Może lepiej będzie, jeśli pójdziesz z nią porozmawiać.

- Bądź cicho. Przez ciebie nic nie słyszę.

Henry pokręcił głową.

- Zachowujesz się jak młodziak.

- Wcale, że nie. Po prostu...

Przez tę wymianę zdań z przyjacielem nie zauważył, że podmuch wiatru spowodował, że drewniane drzwi otwarły się na oścież w asyście głośnego skrzypnięcia.

Charlotte i Emma przyglądały się im zdziwione.

No świetnie.

- O, dobrze cię widzieć Charlotte.

- Ciebie również Henry. - Uśmiechnęła się blado.

Miał ochotę zamordować swojego przyjaciela. Przez niego wiedziały, że są podsłuchiwane. Tak jakby sprawy między nimi nie były już dość zagmatwane.

- Charlotte czy możemy...

Nawet na niego nie spojrzała.

- Jestem zmęczona. - Zwróciła się do Emmy. - Czy mogłabyś poprosić kogoś, by przygotowano dla mnie kąpiel?

Unikała go jak ognia, więc on też przestał prosić ją o rozmowę. Ona zjawiała się na śniadaniach, on na obiadach. Tak jakby dogadali się między sobą bez słów, które z nich w danym momencie może pojawić się w jadalni.

Kronika Towarzyska Lady MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz