Zmierzając do Londynu, biła się z myślami. Nie wiedziała, co zrobi po wejściu na posesję swojej przyjaciółki. Powinna przyznać się do winy czy raczej udawać, że nie ma o niczym pojęcia. Próbowała ułożyć jakąś mowę, wiedząc, że będzie musiała publicznie zabrać głos, ale nie miała zielonego pojęcia jak załagodzić tak szokujące wieści i sprawdzić, by ludzie jej nie znienawidzili. Myśli ją przytłaczały, a najbardziej bolało ją to, że nie mogła z nikim o nich porozmawiać. Podróż wyczerpała z niej resztki sił. Usiłowała zasnąć, lecz nie mogła zmrużyć oka przez całą drogę.
Chciała czy nie, musiała zmierzyć się ze swoimi demonami z przeszłości i ponieść odpowiedzialność za młodzieńcze błędy. A popełniła ich całą masę i miała tego pełną świadomość.
Gdy tylko powóz zatrzymał się, nieelegancko z niego wybiegła, kierując się w stronę gmachu posiadłości Hardwicków. Zastukała trzy razy kołatką, ale nie doczekała się odpowiedzi. Chwyciła za klamkę i mocno ją szarpnęła. Drzwi były zamknięte. Nie chcąc tracić czasu, ruszyła do ogrodu, mając nadzieję, że stamtąd może jakoś uda się jej prześlizgnąć do środka. Zdziwiła się, widząc porozstawiane krzesła.
- Halo? Jest tu ktoś? - Zapytała niepewnie.
W odpowiedzi usłyszała cichy szloch. Ruszyła w kierunku tego dźwięku. Gdy minęła ogromny krzak bzu, ujrzała Isabel, która siedziała skulona na marmurowych schodach.
- Isabel?
Dziewczyna powoli uniosła głowę.
Jej policzki były mokre od słonych łez, a włosy porozrzucane na różne strony, zakrywały bladą cerę.
- Ty. - Wysyczała.
Isabel gwałtownie podniosła się z miejsca, ruszając w jej kierunku. Przerażona Charlotte zaczęła cofać się, lecz panna Hardwick zdołała złapać ją za nadgarstek, w który z całych sił wbiła swoje paznokcie. Charlotte nie czuła już bólu. Była przygotowana na wszystko. Przez ostatnią dobę płakała wiele razy i wypompowała z siebie morze łez. Może dlatego nie mogła już uronić choćby pojedynczej łzy.
- Nienawidzę cię. Zniszczyłaś całe moje życie!
- Ale to ty złamałaś obietnice. Chciałaś mnie zdemaskować. - Rozejrzała się wokół. - A tak właściwie, to, gdzie się wszyscy podziali. Chyba nie...
Przeraziła się, myśląc, że Isabel mogła zrealizować swój plan. Jednakże wtedy byłaby z siebie zadowolona. Nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego dziewczyna płakała.
Ktoś musiał ją uratować.
Może Melissa.
Może Emma.
A może...
Serce urosło jej z radości na myśl, że Charles mógł bronić jej honoru i wybaczyć błędy. Nawet jeśli zrobił to tylko po to, by ratować własną skórę była mu wdzięczna.
- Jesteś zwykłą pomyłką. On powinien wybrać mnie. - Głośno warkneła. - Mnie słyszysz?
- Isabel - westchnęła głośno. - Może powinnaś spróbować ruszyć do przodu. Nigdy nie będziesz szczęśliwa, uganiając się za moim mężem.
Ugryzła się w język.
Przypominanie Isabel, że Charles należał tylko do niej, gdy była w takim stanie może nie było zbyt mądre, ale nie mogła nic poradzić na to, że mówiła to, co jej ślina na język przyniosła.
- Zamilcz!
Wzrok poleciał jej gdzieś na bok. Pod krzakiem bzu leżały nożyce, przeznaczone do obcinania rośliny. Pewnie ogrodnik zapomniał odłożyć je na miejsce. Nie miała czasu, by się nad tym zastanawiać, bo Isabel szybko do nich podbiegła i chwyciła je w dlonie.
CZYTASZ
Kronika Towarzyska Lady M
RomanceCharles Towner, książę Rutalnd zostaje utytułowany przez Lady M w jej kronice towarzyskiej Księciem Pechowcem. Każda kobieta, która się do niego zbliży, rzekomo doznaje uszczerbku na zdrowiu. Są to plotki wyssane z palca. Rutland nie wie, kim jest t...