Rozdział 1

3.1K 110 15
                                    

*dwa lata temu, Londyn*

Na świecie nie istnieje miejsce idealne. Każde na jakiś sposób jest lub będzie skażone. Jeśli położysz się na łące obok lasu i zamkniesz oczy, by móc wsłuchać się w szum wiatru, który odbija się od drzew, może wydawać ci się, że znalazłeś swoją oazę. Pod palcami możesz wyczuć miękkość zielonej trawy, która przyjemnie łaskocze twoje ciało, gdy tylko się poruszysz choćby na milimetr. Bierzesz głęboki oddech, by móc rozkoszować się czystym powietrzem. Wszystko wydaje ci się idealne. Takie ulotne i pełne natury.

Do czasu aż obejdą cię mrówki i z wrzaskiem poderwiesz się z trawy.

Każda istota ma w tym świecie swoją rolę. Szczególnie w świecie, w którym zamieszkujesz  centrum zanieczyszczonego Londynu. Tutaj toksyczność nabiera nowego znaczenia. Mamy książęta, hrabiów i lordów, którzy dumnie panoszą się po ulicach. Żony, babcie i siostry, które godzą się żyć w cieniu swoich braci i mężów. Została też trzecia grupa.

Panny na wydaniu.

Zdeterminowane bardziej od żołnierzy, by stoczyć i wygrać bitwę. Byleby złowić jak rybak odpowiedniego suma. Są żądne krwi i gotowe na wszystko by wyjść za dobrą partię i zadowolić wszystkich. Do tej grupy należała również i ona, chociaż nie z własnej woli. Charlotte Hamilton. Była środkowym dzieckiem z trójki. Starała się być posłuszna i nie wychodzić poza schematy.

Tego feralnego wieczora, gdy całe jej życie wywróciło się do góry nogami, siedziała przy fortepianie, naciskając kolejne klawisze. Z serca fortepianu wydobyła się nieznana jej do tej pory melodia. Charlotte uwielbiała to robić. Za każdym razem badała dane dźwięki, które później dopasowywała by finalnie powstała z nich melodia, którą tylko ona znała.

Muzyka wypełniała jej czas. Hamilton House był zbyt ogromny dla pięcioosobowej rodziny. Czuła, że ma zbyt wiele wolnej przestrzeni, której nie może wypełnić. Jednocześnie była niczym uwięziony słowik. Jej złota klatka była rezydencją z marmurowymi posadzkami. Jasne kolory wnętrz ją dobijały. Były nijakie. Przez co z czasem i ona zaczęła się tak czuć.

Nijaka.

- Charlotte skończ brzdąkać! Powóz już czeka.

Szybko zamknęła klapę fortepianu.

- Już idę Melisso.

Szybko zbiegła na parter gdzie z niecierpliwieniem czekały na nią matka i młodsza siostra.

- Powinnaś przestać bujać w obłokach. Przez to zapominasz o ważnych sprawach.

Ważnymi sprawami dla jej matki było pojawienie się na przyjęciu. Lady Hamilton chciała jak najszybciej wydać za mąż swoje córki. Z resztą nie ona jedyna. Londyn pełen był ambitnych kobiet, które miały tylko jeden cel.

- Przepraszam matko. - Odpowiedziała grzecznie.

Taka właśnie była. Grzeczna. Nie sprawiała kłopotów i nie wychylała się. Chociaż w głębi siebie wrzeszczała to nie okazywała tych emocji na zewnątrz. Były zbyt osobiste by dzielić się nimi w tym marmurowym pałacu. Z resztą przepadłyby, odbijając się od ścian tego domu.

Gdy przemierzały w powozie kolejne przecznice Londynu, Charlotte z uwagą obserwowała mijane ulice. Miasto pomimo wieczornej pory tętniło życiem.

- Charlotte nie rozczaruj mnie tym razem. Zrób to dla swojej matki i chociaż spróbuj zamienić chociaż jedno słowo z jakimś kawalerem.

Skinęła posłusznie głową.

- O mnie nie musisz się martwić mamo. Podobno ma się pojawić syn księcia Glanville i zrobię wszystko, byleby z nim zatańczyć walca.

Kronika Towarzyska Lady MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz