Rozdział 17

1.4K 104 11
                                    

W najmniej spodziewanych momentach poznajemy prawdziwe oblicze drugiego człowieka. Pozory okazują się mylne. Nasi wrogowie stają się naszymi przyjaciółmi, a przyjaciele wrogami. Wszystko za sprawą jednej rzeczy.

Czasu.

To właśnie on weryfikuje każdą relację. Tylko czas pokaże nam prawdziwe intencje osób, które nas otaczają. Czy są z nami dla swoich korzyści, czy robią to całkowicie bezinteresownie. Ludzie o czystych sercach są rzadkością. Znalezienie takiej osoby równało się ze zliczeniem kropel w Tamizie, która przepływała przez Londyn.

Tak było i w tym przypadku. Charlotte od zawsze myślała, że Henry to zwykły flirciarz, a jednak. Nie dość, że uratował jej życie, to w dodatku zadbał, by nie była sama. Po powrocie do rezydencji natychmiast rozkazał służbie, aby przygotowano dla niej ziołową herbatę.

Gdy Charlotte ochłonęła z emocji, szczerze z nim porozmawiała. Powiedziała mu o swoich podejrzeniach co do romansu Charlesa oraz o tym, jak bardzo chciałaby zatrzymać go przy sobie. Myślała, że mężczyzna zadrwi z jej słów. W końcu był tylko samcem alfa, a oni wszyscy myślą tylko o jednym. Wilson wysłuchał jej w milczeniu i mogła liczyć na jego wsparcie. Bardzo to doceniła. Właśnie tego najbardziej potrzebowała.

- Nie mogę odpowiedzieć ci na to pytanie Charlotte. Nie mam pojęcia, czy Charles cię zdradza.

Posmutniała.

Miała głęboką nadzieję, że Henry rozwieje jej wątpliwości i nazwie głupią, za to, że zwątpiła w swego małżonka. Tak się nie stało. Wilson był z nią szczery i nie owijał w bawełnę.

- Jest moim najlepszym przyjacielem, ale nawet ja nie wiem, co łączy go z księżną Glanville. Sama musisz go o to zapytać.

- Czy jest sens pytać o coś, co jest oczywiste? - Zapytała z uśmiechem pełnym rozpaczy.

- Czasami pozory bywają mylne Charlotte. Tylko dzięki szczerej rozmowie odkryjesz prawdę.

Wzięła kolejny łyk gorącej herbaty ziołami. Nie przepadała za takimi miksturami, ale ta wyjątkowo jej smakowała dobra. Być może była to zasługa dodania do niej dużej ilości miodu, który Charlotte tak uwielbiała, a może chodziło o gorzki posmak, który neutralizował jej wewnętrzny żal. Napój rozgrzał od środka jej dygoczące ciało. W dodatku Wilson nakazał przynieść jeszcze jedną pościel, aby w pełni się ogrzała. W ten oto sposób leżała na swoim łóżku przykryta z każdej możliwej strony.

Henry siedział na skraju jej łóżka. W normalnych okolicznościach było to dla niej niedopuszczające, aby przebywać z najlepszym przyjacielem swojego męża w jej sypialni, ale przecież nic złego nie robili. Tylko rozmawiali. Nie przejmowała się zdaniem służby. I tak już wystarczająco plotkowali o niej i Charlesie.

- Oh Henry, tak się staram go w sobie rozkochać. Nie chcę stąd wyjeżdżać. Chce żyć u jego boku. - Jęknęła zrozpaczona. - Jak mam go przy sobie zatrzymać, kiedy on przebywa w towarzystwie cholernie idealnej Stelli. Dzięki temu może dostrzegać wszystkie wady, jakie w sobie mam.

Odłożyła pusty kubek na szafkę nocną.

- Może to jest właśnie twój błąd Charlotte. Może powinnaś przestać się starać.

- Próbowałam. - Spuściła wzrok na swoje dłonie. - Próbowałam i nie zadziałało.

- W takim razie nie myśl o tym. Przestań się starać i nie starać.

Spojrzała na niego jak na głupca.

- Przecież to nie ma żadnego sensu.

- Za bardzo przejmujesz się rozłąką Charlotte. Ona może nigdy nie nadejść. Przestań myśleć o tym, ile dni zostało ci jeszcze w Rutland House. Może dzięki temu całkowicie je odpędzisz.

Kronika Towarzyska Lady MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz