Rozdział XXXIII

181 12 2
                                    

ALEKSA:

Droga do Dastancji zajęła nam 5 dni, jednak nie zatrzymywaliśmy się nigdzie na noc. Cały czas jechaliśmy. Chciałam, jak najprędzej znaleźć się przy moim narzeczonym i upewnić się, że nic mu nie jest. Niestety czasami musieliśmy zrobić krótki postój, aby konie mogły odpocząć i zjeść trochę owsa. Byłam naprawdę wdzięczna Lucy, że zrobiła to dla mnie. Taka wspaniała i dobra dziewczyna jak ona zasługiwała na miano mojej damy dworu, a zarazem przyjaciółki. Byłyśmy właśnie w jakiejś małej wiosce, gdzie nasi strażnicy odstawili konie do stajni, aby odpoczęły przed dalszą drogą.

Razem z blondynką, w towarzystwie Ronalda, przechadzałyśmy się pomiędzy małymi straganami, na których można było kupić warzywa, owoce, tkaniny, biżuterię naczynia i wiele innych. Wszystko było takie piękne i niezwykłe. Niestety z racji tego, że byłam księżniczką, nie mogłam opuszczać pałacu. Ojciec nie chciał, aby coś mi się stało, choć często prosiłam go by pozwolił mi pojechać do miasta, położonego nieopodal naszego zamku, jednak nigdy nie chciał się zgodzić. Bał się o mnie i doskonale go rozumiałam. Byłam jego córką, a jak każdy rodzic, martwił się o własne dziecko.

Mimo to byłam bardzo szczęśliwa, że w końcu mogłam zobaczyć, jak żyją inni ludzie, a tym samym dowiedzieć się, czego potrzebują. Nikt nie miał pojęcia, że rozmawia z królewską córką, więc było mi tym samym łatwo pytać o władcę, czy porządek panujący w kraju. Od wielu moich poddanych dowiedziałam się, że nikt nie miał nic do zarzucenia mojemu ojcu, co utwierdzało mnie w tym, że był wspaniałym królem.

- Może weźmiemy trochę pieczonych kasztanów? - spytała Lucy.

- Tak, czemu nie. - Uśmiechnęłam się do niej lekko.

Gdy dziewczyna kupowała przysmaki, zauważyłam w oddali siedzącą staruszkę, ubraną w stare, zabrudzone łachmany. Była skulona i trzęsła się z zimna.

- Zaraz wrócę - powiedziałam do, stojącego za mną, Ronalda.

Zbliżyłam się ostrożnie do kobiety.

- Dzień dobry - zwróciłam się łagodnie.

- Poratuj mnie panienko... - Na pomarszczonej, wychudzonej twarzy pojawił się lekki grymas z bólu, pomieszany z rozpaczą.

Przykucnęłam przy staruszce. Ujęłam jej spracowane, drobne dłonie, czule je gładząc.

- Pomogę. - Wtedy spojrzałam na stojącego nieopodal nas młodzieńca, który należał do pałacowej straży. - Ronaldzie. Przynieś ciepły koc i kup grzane piwo.

- Oczywiście pani. - Skłonił się lekko, po czym odszedł.

- Dziękuję ci moje dziecko... - wyszeptała ze szczęściem i łzami w oczach kobieta.

- Co tutaj pani robi? W taki ziąb? - spytałam ze smutkiem.

- Niestety czas zimy nie jest litościwy dla ubogich ludzi, a zwłaszcza starych, jak ja - odparła.

- Nie macie tutaj żadnej jadłodajni dla biednych i chorych?

- To maleńka wioska panienko. Tutaj wielu wiąże ledwo koniec z końcem. - Zadrżała z zimna. - A biednymi nikt się tutaj nie interesuje.

- Od dawna pani tak żyje? - Wtedy zjawili się Ronald i Lucille.

- Mamy koc, grzane piwo i trochę chleba - rzekł niskim głosem młody mężczyzna.

- Świetnie. - Wzięłam ciepły materiał, okrywając nim następnie chude ramiona staruszki.

- Dziękuję ci dziecko. - Zerknęła na dwoje pozostałych. - Wam wszystkim.

Queen Aleksa - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz