Rozdział XLII

197 11 7
                                    

ALEKSA:

Po niedługiej chwili dotarliśmy do miasta. Wjechaliśmy przez ogromną murowaną bramę. Wszystko było dla mnie takie nowe i niesamowite. Niestety ojciec nie pozwalał mi opuszczać pałacu. Dopiero poznałam część mojego kraju, gdy wyruszyłam sama do Dastancji. Właśnie wtedy dowiedziałam się, jakim wspaniałym i sprawiedliwym władcą był mój ojciec. Poddani byli zadowoleni, nie doskwierał im głód, czy niedostatek, a najbiedniejsi zawsze mogli liczyć na pomoc. Sam Thomas pokazał mi, że jeżeli chce się być dobrym królem, powinno się rozmawiać z własnym ludem, aby zrozumieć, czego potrzebowali. Może było to dość ryzykowne, ale musiałam zaufać chłopakowi. Wiedział, co robi, a przy nim nie stanie mi się żadna krzywda, więc mogłam być spokojna o przebieg naszej wycieczki do miasta.

Konia razem z powozem zostawiliśmy pod dobrą opieką stajennego, a sami ruszyliśmy w głąb miasta. Oboje mieliśmy założone kaptury. Thomas mówił, że to dla naszego bezpieczeństwa, aby nikt nas nie poznał. Nie rozumiałam dlaczego, ktoś miałby mnie rozpoznać, skoro nigdy wcześniej nie byłam widziana w Dastancji przez jego mieszkańców. Musiałam jednak zaufać brunetowi. Wiedział najpewniej, co robi, więc powinnam mu uwierzyć na słowo.

- Co chciałabyś zobaczyć? - spytał, gdy przechadzaliśmy się ulicami miasta.

- Nie wiem - odparłam. - Ty o wiele lepiej znasz miasto.

- To prawda, więc może pójdziemy na rynek? Tam zawsze dużo się dzieje.

- W porządku. - Skinęłam lekko głową, uśmiechając się do chłopaka.

Rozglądałam się po ulicy, przyglądając się domom, sklepom, kramikom, ludziom, idących w tylko im znanym kierunku, oraz dzieciom bawiącym się śniegiem.

Był koniec grudnia. Zbliżał się Nowy Rok, a biały puch leżał wszędzie. Przyozdabiał piękne budynki oraz uliczki, sprawiając tym samym, że wyglądały one bardzo magicznie i niesamowicie.

- Podoba ci się? - spytał po dłuższej chwili chłopak.

- Tak, jest pięknie - odparłam, czując że delikatnie się rumienię.

- Od trzech lat tak wymykam się z zamku. Często, gdy nudzę się i nie mam co robić.

- Zawsze przecież znajdzie się jakieś zajęcie - powiedziałam.

- No mi akurat trudno jest je znaleźć - rzekł.

- Wolisz więc przyjeżdżać tutaj? - Przyjrzałam mu się uważnie.

- W mieście dużo się dzieje. Czegoś też zawsze się dowiem, o potrzebach mieszkańców, co uważają o ojcu czy też Radzie. Można tutaj porozmawiać z naprawdę miłymi ludźmi.

Nie mogłam uwierzyć w to, że taki chłopak jak on był taki szlachetny i chciał wszystkim pomagać. Gdy poznałam go na początku, myślałam, że jest jednym z tych książąt, którzy widzą tylko koniec własnego nosa, a większość czasu spędzają na spaniu albo szalonych wyprawach z przyjaciółmi w towarzystwie dam oraz alkoholu. Thomas był jednak inny. Był bardzo oddany swemu państwu i dbał o dobro poddanych. Poświęcił nawet własne szczęście, aby ochronić królestwo przed królem Adamem. Czułam, że będzie naprawdę wspaniałym władcą. Takim, do którego wszyscy będą mogli przyjść z prośbą o pomoc i ją otrzymają.

- Tutaj sprzedają najlepsze pieczone kasztany. - Wskazał na mały stragan, za którym stał wysoki barczysty mężczyzna o szarych oczach i już siwiejących włosach. Miał na sobie ciepły zielony kaftan i narzuconą szarą pelerynę. W pasie przepasany był czarnym paskiem.

Brunet przyjrzał mi się uważnie.

- Masz ochotę? - spytał.

- Chętnie - odparłam z lekkim uśmiechem na ustach.

Queen Aleksa - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz