Rozdział VI

524 17 0
                                    

THOMAS:

Tamtego wieczora, gdy rysowałem jej przepiękną postać przez moment przeszła mi nawet myśl o tym, że mógłbym się w niej zakochać, ale szybko odsunąłem ją od siebie. Nawet się nie znaliśmy, więc jak można było tutaj mówić o jakiejkolwiek miłości. Jednak gdy zasypiałem, wciąż nie mogłem zapomnieć o jej anielskiej urodzie. Była taka śliczna. Przypominała wyglądem anioła, którego zesłał Bóg, abym stał się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, zostając mężem tej księżniczki. Przez moment chciałem w to naprawdę uwierzyć. Widząc ją rankiem, gdy zeszła na śniadanie, była taka szczęśliwa. Rozpromieniona i uśmiechnięta. Jej oczy błyszczały jak dwie najjaśniejsze gwiazdy, pewnej bezchmurnej nocy. W pewnej chwili zapragnąłem widzieć ją taką niemalże każdego ranka. Jednak coś się zmieniło. Gdy wyruszyliśmy galopem w głąb lasu na początku była tuż obok mnie, ale zaraz po chwili wyprzedziła nas z niewiadomych powodów.

- Co z nią? - zapytał Matt.

- Nie wiem - odparła jej siostra.

- Lepiej ją dogońmy - powiedziałem i popędziłem galopem.

Nie wiem dlaczego, ale obawiałem się, że może sobie coś zrobić. Miała zostać moją żoną, więc obowiązywały mnie pewne obowiązki wobec niej. Chcąc, nie chcąc musiałem wypełniać swe powinności wobec księżniczki Aleksandryny. Była ona bardzo piękną, młodą dziewczyną, która miała zostać już za niedługo moją żoną. 

Po chwili zauważyłem ją. Stała na środku drogi. Natychmiast zwolniłem.

- Alekso? Wszystko w porządku? - spytała Evelin.

- Tak, tak - szybko odparła.

Jednak nie byłem pewien co do jej słów. Czułem, że coś było nie tak.

- Jakoś nie jestem co do tego przekonany - powiedziałem.

- Masz rację. Nic nie jest w porządku - szepnęła.

W tamtej chwili zrozumiałem, że naprawdę nie chciała tego ślubu. Wiedziałem, że była do tego zmuszona, zupełnie jak ja. Niestety każde z nas dobrze wiedziało, że dzień, który miał być najszczęśliwszym, stał się dla nas pogrzebem. Może i piękna Aleksandryna Anderson była mi zupełnie obcą osobą, jednak nie mogłem pozwolić, aby była nieszczęśliwa. Uznałem, że dobrym sposobem będzie postaranie się o to, aby na jej ustach choć na chwilę pojawił się uśmiech. Wtedy zastanawiałem się nad dniem naszego ślubu. Dobrze wiedziałem, że nie będzie on jednym ze szczęśliwszych w życiu, jednak jeśli oboje postaralibyśmy się i w jakiś sposób udałoby nam się dojść do pewnego porozumienia czy też zgody, wtedy najgorszy dzień byłby dla nas takim, który będziemy chociaż miło wspominać.

- Alekso... - zacząłem ostrożnie.

Nie odpowiedziała.

- Wiem, że nie chcesz tego ślubu, tak samo jak ja, ale musimy to zrobić.

- Ale za jaką cenę? - spytała.

- Może robią to wbrew naszej woli, jednak myślą o dobru królestwa. - Westchnąłem głęboko. - I my też powinniśmy.

Wtedy ostrożnie zbliżyłem się do niej. Ku mojemu zaskoczeniu spojrzała w moją stronę. Zauważyłem jej świeże łzy na policzkach. Bardzo mnie to zaskoczyło. Wtedy przypomniałem sobie ją, gdy zeszła na śniadanie. Była uśmiechnięta i pogodna. A teraz widziałem tylko smutek wypisany na jej twarzy.

- Nie możemy tego zrobić wyłącznie dla naszych rodziców i poddanych, ale dla nas samych. - Wziąłem głęboki oddech. - Po prostu oboje musimy tego chcieć. Inaczej nic z tego nie będzie.

Queen Aleksa - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz