29

184 12 175
                                    

Hello There!

Witam moje kochane porgi (jeśli tu jeszcze jesteście)! Ci którzy czytali moją tablice wiedzą, że byłam na urlopie/przerwie od wattpada. Dużo się działo w moim życiu, ale teraz już wszystko wraca do normy i zaczyna się układać. Jednak mam przykrą wiadomość: z powodu, że idę do 8 klasy moją aktywność może znacznie spaść i niestety nie mogę wam zagwarantować regularności co kiedyś... Bardzo was za to przepraszam, ale niestety nie mam innego wyjścia.

Mam nadzieję, że zrozumiecie. Na pocieszenie trzymajcie rozdział, może nie jest jakiś wybitny ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Zapraszam do czytania.


***Rey

Świat dookoła zawirował. Wszystko wydarzyło się tak szybko, aż za szybko. Adrenalina krążyła w moich żyłach, krew szumiała w uszach. Wszędzie szalały strzały z blasterów, od czasu do czasu ktoś rzucał bombą. Co chwile ktoś giną, znajomy czy nie, po mojej stronie czy po przeciwnej. W powietrzu unosił się zapach śmierci. Stałam na środku pola bitewnego, wiedziałam, że jestem pod ostrzałem. Nagle pierwszy rząd szturmowców zaczął do mnie strzelać, sięgnęłam po rękojeść mojego miecza świetlnego i bez namysłu odpaliłam go. Z łatwością odbiłam każdy skierowany w moją stronę pocisk. Zabiłam właśnie kilkanaście ludzi, widziałam jak z ich ciał uchodzi życie. Nic w środku nie czułam i to mnie przerażało. Zero wyrzutów sumienia, odrazy, smutku, nic nie czułam.

I tak poszłam dalej pochłonięta w wirze walki. Zabijałam wszystkich co stali mi na drodze. Nie znałam litości, nawet nie patrzyłam na ciała, które za sobą zostawiałam. Po kilku minutach popatrzyłam na spustoszenie, które stworzyłam. Gdy się odwróciłam zobaczyłam Bena. Wyciągną do mnie dłoń, bez namysłu chwyciłam ją. Chłopak uśmiechną się szeroko.

Nagle całe pole bitwy się rozmyło a na jego miejscu rozwiną się ciemno granatowa panorama. Słyszałam szepty ciemnej strony mocy. Zaczęłam powoli rozglądać się po tajemniczym, mrocznym miejscu. Mój wzrok zatrzymał się dopiero na tronie. Przymknęłam na chwilę powieki skupiając się na mocy.

- Już niedługo... - powiedział przerażający krew w żyłach głos. Otworzyłam oczy i popatrzyłam na Bena. Chłopak objął mnie w tali i nachylił się nad moim uchem.

- Czas wypełnić swoje przeznaczone, kochanie - popatrzyłam na niego z przerażeniem, na jego twarzy zagościł szeroki, mrożący krew w żyłach uśmiech.

- Nie... - powiedziałam łamiącym się głosem.

- Nie! - tym razem krzyknęłam. Zaczęłam rozglądać się dookoła i uświadomiłam coś sobie. Już nie byłam w tamtym miejscu, siedziałam u siebie na łóżku w drewnianej chatce na Endorze. To był tylko sen. Straszny sen, który nie ma prawa się spełnić. Przetarłam twarz dłonią ścierając przy okazji zimne krople potu, które zapewne się pojawiły podczas koszmaru.

Nagle rozległ się głuchy dźwięk stukania o drewno. Po chwili zaa drzwi wyłoniła się dobrze znana mi sylwetka, która po chwili oparła się ramieniem o framugę i skrzyżowania ze sobą kostki. Westchnęłam cicho na jej widok.

- No proszę proszę, od kiedy ty tak rano wstajesz? - powiedziała z uśmiechem na ustach.

- Odkąd zmieniłaś mój zegar biologiczny - odpowiedziałam niezbyt zadowolona z obecności siostry Bena o tak wczesnej porze dnia.

- Kto rano wstaje temu Moc daje - skwitowała Ayshien.

- Mi daje tylko niewyspanie i wory pod oczami - odrzekłam.

Na Drugim Końcu Galaktyki || ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz