2

325 23 148
                                    

Siedzę teraz w Sali tronowej na Finalizeratorze, była bardzo podobna do tej Snoke'a na Supremacy, różniła się tylko tym, że nie było tych ohydnych czerwonych zasłon, które tylko zasłaniały piękny widok na galaktykę. Siedziałem na tronie niczym król.

Przez te dwa miesiące dużo się wydarzyło, dwa dni po śmierci Snoke'a i kapitan Phasmy, odbył się ich pogrzeb. Tak szczerze nie chciałem tam iść, ale ze względu na Huxa musiałem. To był dla niego ciężki okres, bo Phasma była jego przyjaciółką i się w niej potajemnie podkochiwał. Jednak na uroczystości nie płakał, był silny, ale po wszystkim nie wychodził ze swojej kajuty przez kolejne 5 dni. Tydzień po pogrzebie zostałem mianowany Najwyższym Przywódcą i zacząłem nim rządzić, ale dzień przed uroczystością poleciałem odbudować moją maskę. Wyglądała identycznie jak tamta tylko z jedną małą różnicą, w tych miejscach gdzie były spawane elementy było widać czerwone linie.

W te kilka miesięcy wprowadziłem dużo reform, które wzmocniły Porządek i kilka nowych planet dołączyło się do nas. Po śmierci Snoke na miesiąc przylecieli rycerze Ren, żeby się dowiedzieć co się stało, ze starym Najwyższym Wodzem i zobaczyć jak się spisuje w nowej roli jako władca Najwyższego Porządku.

Nadal nie wykryliśmy gdzie znajduje się nowa baza Rebeliantów, ale to jest tylko kwestia czasu zanim ich dorwę i zniszczę raz na zawsze, a Rey... właśnie Rey. Nie rozmawialiśmy ze sobą od kiedy odrzucił moją propozycje. W głębi serca bolała mnie ta cisza, tęskniłem za jej melodyjnym głosem, bliskością i za wspólnymi rozmowami. A nawet za tym, jak naiwnie widziała we mnie dobro. Ogólnie tęskniłem za tą mała zbieraczką złomu, w której była taka potężna moc i która stała się dla mnie kimś bliskim.

Obiecałem sobie i Luke, że ją zniszczę ale... czy dam radę? Czy jak będziemy walczyć to będę w stanie ją zabić? Czy ogólnie dam rade ją skrzywdzić? Nie wiem. W tylu rzeczy jestem w stu procentach pewny, ale w tej kwestii nie. Rey była chyba pierwszą (albo trzecią jeśli liczyć Armitaga i Ayshien) osobą, która była dla mnie dobra, ale niestety zostawiła mnie samą na Supremecy, a mogliśmy razem rządzić galaktyką. Ale nie... ona musiała zostać z Rebeliantami i walczyć po stronie światła.

Zawsze jak myślę o niej, to musze sobie coś tłumaczyć, a mianowicie ''Ona jest po przeciwnej stronie, zostawiła mnie. Jeśli nie jest ze mną, to jest moim wrogiem i muszę ją zabić. Ona wcale mi do szczęścia nie jest potrzebna''. Ale prawda była inna - cholernie mi na niej zależało, wstydziłem się tej słabości do niej, chociaż nawet przed sobą próbowałem to zaprzeczyć ale przed prawdą się nie ucieknie.

Kiedy tak siedziałem i myślałem usłyszałem dźwięk, który oznaczał, że ktoś wszedł do turbowindy i właśnie do mnie jedzie.

- Pewnie to Hux - pomyślałem. Ciekawe czego on ode mnie znowu chce, przecież przynosił mi już dzisiaj papiery. Westchnąłem jak pomyślałem o wszystkich obowiązkach i dokumentach, które muszę jeszcze zrobić.

Kiedy drzwi turbowindy się otworzyły, ujrzałem generała Huxa, który zamiast w ręku trzymać duży stos papierów trzymał butelkę wina, co mnie bardzo zdziwiło. Kiedy ja i Hux ostatnio piliśmy? Oj, już bardzo dawno temu... Jeśli on do mnie przyszedł bez papierów i to jeszcze z winem! To znaczy, że teraz się spotykamy jako przyjaciele a nie jako rywale i konkurenci.

Na co dzień ja i Armitage tylko pracujemy i za czasów Snoke'a jeszcze byliśmy konkurentami, ale nigdy nie próbowaliśmy się nawzajem eliminować. Poza pracą łączyła nas przyjaźń, wiem trudno w to uwierzyć, ale jesteśmy jak bracia. Kiedy przyłączyłem się do Porządku on pokazał mi jego potęgę i mnie wprowadził, tak oto zaczęła się nasza znajomość. Potem jak mieliśmy czas wolny to rozmawialiśmy, wiedzieliśmy o sobie wszystko, znałem jego sekrety, słabości i pragnienia, a on moje. Nie było rzeczy, której o sobie nie wiedzieliśmy.

Na Drugim Końcu Galaktyki || ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz