15

272 19 440
                                    

Hello There!
Na początku chciałabym bardzo przeprosić, że dzisiaj tak późno, ale mam szlaban so... Wybaczcie. Ale mam nadzieję, że co tu się stanie wynagrodzi wam to. A teraz bez zbędnego przedłużania zapraszam do cztania!

✧・゚: *✧・゚:*。・:*:・゚★,。・:*:・゚☆

***Kylo

Coś było ewidentnie nie tak, moc ostrzegała mnie przed niebezpieczeństwem, ale nic się nie działo, siedziałem w swojej kajucie i przeglądałem raporty. Co chwilę czułem ból w całym ciele, ale starałem się nie zwracać na to uwagi. Wiedziałem, że Rey wpakowała się znowu w kłopoty, ale nie obchodziło mnie to. Już nie. Po naszej kłótni stałem się silniejszy, albo przynajmniej tak mi się wydawało.

***

Siedziałem na łóżku, od dwóch godzin nie spałem przez ten ból na skraju świadomości, przez chwilę pomyślałem o brunetce i zastanawiałem się czy aby na pewno jest bezpieczna, ale szybko skarciłem się za tą myśl, odrzucając ją na bok. Skoro ona nie chciała mieć ze mną nic wspólnego to ja z nią też.

Wpatrywałem się w przestrzeń kosmiczną za oknem, jednak nie trwało to długo gdyż przerwał mi dźwięk komunikatora.

- Czego chcesz Hux? - warknąłem na hologram rudowłosego, wyglądał na zdenerwowanego i widać było, że coś się stało. - Co się stało? - zapytałem zaniepokojony jego wyrazem twarzy. Facet wziął głęboki wdech i powiedział.

- Tylko nie bądź zły i zdaj miecz świetlny dla dobra Najwyższego Porządku! - zaczął.

- Kurwa Hux do rzeczy - warknąłem, nie byłem w humorze na rozmowę z kimkolwiek.

- Pamiętasz jak Agnon przed śmiercią przekazał nam o misji na Kuat? - kiwnąłem głową - tak się składa, że... - zaczął się jąkać a po jego czole spływały kropelki potu - bo ogólnie wysłałeś tam swoich renów... a na misję wysłano Rey... - mówił coś jeszcze, ale już go nie słuchałem. Rycerze byli bezwzględni, brutali i nieśli zniszczenie... Rey nie była gotowa na starcie z nimi, nie była na to przygotowana. Teraz moje myśli były przy brunetce. - Ren? Halo słyszysz mnie? - nic nie mówiąc rozłączyłem się.

Po chwili jak na zawołanie moc połączyła mnie z dziewczyną. Byłem w białym pomieszczeniu, rozglądałem się gorączkowo po korytarzu, ale nigdzie jej nie widziałem. Zacząłem iść powoli do przodu z nadzieją, że tam ją znajdę. Nagle za moich pleców usłyszałem kilka głosów, najprawdopodobniej medyków.

- Z drogi mamy ważny przypadek! - krzyknęła doktor Kolonia do kilku rebeliantów, którzy stali jej na drodze. Biegła ona a za nią dwóch medyków, którzy wieźli łóżko na którym leżała ona... Cała we krwi, jej biała cera zlewała się z kolorem pościeli, miała na ustach maseczkę tlenową, która pomagała jej oddychać. Gdyby nie lekko podnosząca się klatka piersiowa można byłoby powiedzieć, że nie żyje. Biegłem razem z lekarzami, aby tylko nie spuszczać Rey z oczu.

Nagle wjechali na salę do której już nie mogłem wejść. Widziałem, że ją operują, jej stan był poważny, nagle coś z chwili na chwilę się zmieniło... Małe światełko, promyczek nadziei naglę zgasł zostawiając pustkę tam gdzie zawsze czułem obecność Rey. Padłem na kolana, to nie mogła być prawda... Słyszałem za ścianą dźwięk defibrylatora... Zacząłem płakać i błagać moc, żeby wróciła, żeby jeszcze mi jej nie zabierała...

W tym momencie uświadomiłem sobie coś... Coś bardzo ważnego, ale cały czas mi umykało i nie chciałem się do tego przyznać... Uświadomiłem sobie, że ona nie jest mi obojętna... że nie jest tylko moją przyjaciółką... że ja ją kocham... Zrozumiałem też, dlaczego przed bitwą dziadek pokazał mi tą wizję... jego historię z ukochaną, którą przez własną nierozwagę stracił.

Na Drugim Końcu Galaktyki || ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz