40

93 12 55
                                    

- Mam tylko takie w zanadrzu, niestety mojej ulubionej ci nie oddam bo... po prostu nie – powiedziała wzruszając ramionami. Podeszłam do niej lecz w ogóle nie skupiałam się na znajdującymi się przede mną sukniami, myślami wciąż byłam przy tajemniczym mężczyźnie ze zdjęcia. – Rey?

- Jak się nazywał? – zapytałam niepewnie. Ayshien otworzyła lekko usta lecz dopiero po chwili odpowiedziała.

- Rey, to naprawdę teraz nie jest ważne, nie chcę żyć przeszłością i rozdrapywać stare rany. Teraz musimy się skupić na chwili bieżącej – powiedziała nie ustępując. Wiedziałam, że nic się od niej na ten temat nie dowiem. Z niechęcią popatrzyłam na dwie czarne sukienki leżące na kanapie. Góra pierwszej z nich była zdobiona koronką i mieniła się delikatnie w świetle, zdawała się mocno przylegać do ciała i na moje oko była przeznaczona na eleganckie imprezy typu bankiet, albo uroczyste kolacje. Druga zaś była satynowa, miała dekolt w kształcie serca i cienki, srebrny pasek. Skrzywiłam się lekko, sukienki nie są moją bajką. Były niepraktyczne i zabierały swobodę ruchów, jednak wiedziałam, że tym razem się nie wykręcę. Z niechęcią wybrałam drugą opcje. Wyglądała na znacznie wygodniejszą i zdawała się nie ograniczać aż tak bardzo ruchu jak ta pierwsza. Pomimo, że nie błyszczała ani nie podkreślała moich atutów była według mnie ładniejsza. Bardziej w moim stylu. Kobieta z uśmiechem wręczyła mi sukienkę.

– Coś tak czułam, że tą wybierzesz. Choć zaprowadzę cię do łazienki – objęła mnie w tali i pomogła iść przed siebie. Przewróciłam oczami, może i byłam osłabiona, ale nie byłam niepełnosprawna.

- Dzięki, ale sama dam sobie radę – odparłam z niezadowoleniem. Kobieta stanęła nagle i popatrzyła na mnie zimnym wzrokiem.

- Rey, przez długi czas leżałaś w szpitalu, coś zaatakowało cię bo wyczuło twoje osłabienie, dostałaś hipotermii i zemdlałaś z wycieńczenia. Nie możemy ryzykować. Dopóki nie odzyskasz sił, jesteś przez dwadzieścia cztery godziny objęta opiekę non stop, dzień i noc, aby nic złego ci się nie stało – prychnęłam pod nosem. Nie byłam małym dzieckiem.

- A jak wcześniej poszłaś na chwilę to nic mi się nie stało. Halo, widzisz? Stoję tu przed tobą i żyje – burknęłam.

- Tak, bo wiedziałam, że nie wyjdziesz poza ten pokój. Do łazienki trzeba przejść połowę statku. Mogłabyś się zgubić, albo byś zemdlała i nie mogłabym szybko ciebie znaleźć i udzielić pomocy. A więc proszę dla twojego dobra schowaj dumę do kieszeni i daj sobie pomóc – pomimo formy prośby jakiej użyła w jej oczach widziałam stanowczość i nacisk. Z natury Ayshien była spokojna, ale gdy doszło co do czego nie umiała odpuścić. Z niechęcią przystałam na jej prośbę, nie miałam siły się z nią kłócić. W ciszy zaprowadziła mnie do łazienki. Gdy już miałam znikać za drzwiami pomieszczenia powiedziała:

- Jakby coś się działo daj znać, będę naprzeciwko – po tych słowach każda z nas poszła w swoją stronę. Ściągnęłam z siebie kombinezon, który wcześniej dostałam od Ayshien, a potem swój codzienny strój. W chwili gdy miałam już włożyć sukienkę, kontem oka zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Odłożyłam czarny materiał na szafkę obok aby spojrzeć na siebie w całej okazałości.

,,Czy to naprawdę ja?'' – zapytałam sama siebie w myślach patrząc w lustro. Moja skóra była niezdrowo biała, oczy miałam podkrążone, a usta spierzchnięte i do tego dochodziły drobne, blade ranki na policzku, brodzie i okolicach czoła. Jednak to najmniej mnie przeraziło. Pierwszy raz od bitwy mogłam spojrzeć w całej okazałości na swoje blizny. Mój cały brzuch i duża część klatki piersiowej była pokryta wieloma większymi i mniejszymi ranami po odłamkach bomby. Na szczęście, każdy z nich udało się wyciągnąć z mojego ciała, lecz blizny miały pozostać na zawsze. Przejechałam palcem po największej z nich wszystkich. Wąska, wklęsła bordowo-sina linia przechodziła od prawego boku aż po pępek. Blizny w tym miejscu wyglądały najgorzej, a do tego dochodziły plamy po oparzeniu. Powinnam dziękować Mocy, że było ich tylko tyle, gdybym znajdowała się dosłownie kilka centymetrów bliżej mogłabym nie żyć, jednak czy życie jako poraniony potwór było lepsze? Przytknęłam dłoń do ust, chciałam krzyczeć i płakać. Nie mogłam znieść widoku tego co nosiłam na ciele, wyglądałam okropnie! Zamknęłam oczy i oparłam się o ścianę. Czy ta kobieta w lustrze naprawdę była teraz mną? Osunęła się o ścianę obok i skuliłam się nie mogąc znieść samej siebie. Moje ciało zadrżało od chłodnych kafelek, jednak teraz to było moje najmniejsze zmartwienie. Po moich policzkach zaczęły płynąć słone łzy. Nie potrafiłam znieść widoku samej siebie, a co jeśli ktoś inny mnie zobaczy...? Co Ben powie gdy mnie taką zobaczył? Pogrążyłam się w negatywnych myślach, cały świat przestał być istotny. Teraz zostałam sama, tylko ja i moje odrażające, lustrzane odbicie. Nie byłam w stanie określić ile czasu minęło odkąd weszłam do łazienki, było to jednak wystarczająco długo bo usłyszałam pukanie do drzwi.

Na Drugim Końcu Galaktyki || ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz