Jest już po trzeciej, a ja nadal siedzę w klubie i piję. Evan z Jasonem wyszli godzinę temu, chcieli mnie odwieść, ale ja wolałam zostać. Obserwuje tańczących ludzi, popijając już kolejnego drinka. Zazdroszczę im, ja przez swoją nogę nie tańczę już tyle lat. Boję się w końcu przełamać i normalnie funkcjonować. Mam wrażenie, że każdy by się na mnie patrzył i oceniał. Z moich rozmyśleń wyrywa mnie ten kretyn, który właśnie siada obok mnie.
- Nie sądziłem, że jeszcze tu jesteś.- mówi, po czym dodaje: - Wieczorynka dawno się skończyła, pora iść spać.
Ja w odpowiedzi tylko prycham pod nosem i nadal nie patrząc się na niego, obserwuje parkiet. Może, kiedy będę milczeć, da mi spokój, jednak ja jak zwykle muszę mieć pecha.
- Czy ty nie potrafisz mówić?- zapytał.
- Potrafię, ale rozmawiam z osobami, którzy są warci mojego czasu. - mówię, patrząc nadal przed siebie, co chyba mu się nie podoba, bo łapie mnie za szczękę i odwraca w swoją stronę. W szoku patrzę na jego oczy, które są przekrwione, co sugeruje, że coś palił.
- Słuchaj no kaleko...- nie no koniec tego, moja cierpliwość już się skończyła.
Biorę zamach i wymierzam porządny cios w jego policzek. Widać, że jego wcale to nie ruszyło i na dodatek się uśmiecha, ale za to mi pomogło.
Zabieram swoją torebkę i przed odejściem jeszcze mówię:
- Wiesz co? Akurat tego dnia stałam się kaleką, jak to ty mnie nazywasz i chciałam to jakoś odreagować, ale jak widać, nawet tego nie mogę zrobić.- odwracam się i udaje się do wyjścia.
Zamawiam taksówkę i wracam do domu. Ja naprawdę chciałam mieć udaną noc, ale jak zwykle coś się musiało spieprzyć. Wchodzę do domu i od razu rzucam się na łóżko. Zapewne jutro z mojego makijażu zostanie jedna wielka plama, ale nie przejmuje się tym, jestem za bardzo zmęczona.
***
Budzę się i patrzę na zegarek, który wskazuje, że jest już po czternastej. Niechętnie wstaje z łóżka i udaje się do łazienki. Ból głowy nie daje mi spokoju. Kiedy widzę swoje odbicie, omal nie krzyczę. Wyglądam tragicznie, tusz i cienie są rozmazane na całej twarzy, włosy są poplątane i porozrzucane na każdą stronę. Rozbieram się i wchodzę do wanny, gdzie spędzam około pół godziny. Płynem micelarnym usuwam pozostałości po makijażu, a włosy spryskuje odżywką i je rozczesuje. Ubieram jeszcze większą koszulkę, która sięga mi do połowy uda, bo nie spodziewam się nikogo. Evan zapewne jest zajęty czymś innym, a raczej kimś. Schodzę na dół do kuchni i wstawiam wodę na kawę. Inaczej nie przeżyje. Moją czynność przerwa dzwonek do drzwi. A jednak ktoś musi zakłócać mój spokój. Patrzę na swój ubiór i niechętnie decyduje się otworzyć drzwi, po czym od razu tego żałuję.
-Czego chcesz?- nie silę się na uprzejmości i patrzę na Tristana. Tak kurwa na Tristana.
- Nie wiem, czy ktoś ci to kiedyś mówił, ale jesteś strasznie miła.- odpowiada, po czym wpycha się do mojego domu jak do siebie.
- Dobrze to może inaczej, czym zawdzięczam sobie twoją wizytę w tym domu ?- pytam już spokojniej i obserwuje, jak siada przy stole i rozgląda się po pomieszczeniu.
- Widzisz? Tak o wiele lepiej. A to mój powód tej wizyty.- wyciąga z kieszeni przedmiot, a ja dębieje.
W ręku trzyma mój portfel, w którym trzymam dowód, karty bankowe oraz mój adres. Kiedy wychodziłam z klubu, musiał mi wypaść, a ja nawet nie zauważyłam. Za taksówkę zapłaciłam pieniędzmi schowanymi za etui w telefonie, bo nie chciało mi się szukać portfela w torebce.