Nie wiem, ile czasu minęło, dla mnie to była wieczność dla innych zapewne chwila. Poczułam, że ktoś wyciąga mnie na powierzchnię. Od razu zaczęłam się krztusić wodą i głośno kaszleć. Moim oczom ukazał się Tristan, który trzymał mnie w talii i nie pozwolił, abym znowu zaczęła tonąć, ponieważ dalej znajdowaliśmy się w wodzie. I teraz nie wiem, co jest gorsze to, że on mnie uratował czy to, że o mało nie zginęłam. Intuicyjnie łapie się jego barków i zaczynam normować swój oddech. W pierwszej chwili nie zwracam uwagi na to, że jesteśmy aż tak blisko. Dopiero po jakimś czasie gdy się orientuje chce go puścić, ale on ani drgnie. Dalej mnie trzyma i patrzy się w moje oczy. Kilka minut temu wyglądało to, jak scena z horroru, teraz natomiast czuję się jakbym grała w jakimś tandetnym filmie romantycznym. Nie wiedząc czemu to robię, opieram swoje czoło o jego i zamykam oczy. Słyszę nasze nierówne oddechy, które mieszają się ze sobą. Nikt nic nie mówi. Cisza. Po chwili zaczynam się trząść z zimną, bo woda mimo tego, że jest lato dla mnie jest lodowata.
- Chodźmy już stąd.- mówię drżącym i cichym głosem. Watson nic nie mówi i puszcza mnie dając mi wyjść z wody. Wtedy jeszcze bardziej zaczynam się trząść z zimna. Idę w stronę samochodu nie czekając na niego, po czym wsiadam i obserwuje jak brunet, robi to samo.
Jedziemy w ciszy, nawet z radia nie wydobywa się żadna piosenka. Kiedy mija już około dziesięciu minut, zaczynam robić się strasznie senna to zapewne przez to, że jestem wykończona. I choć próbuje walczyć z nagłym zmęczeniem, bo nie chce zasnąć i obudzić się w jakieś ciemnej piwnicy, powieki stają się coraz cięższe, aż w końcu odpływam.
Budzę się przez szturchnięcie w ramię. Kolejne, kolejne i kolejne. Słowo daję, a zaraz komuś oddam ze zdwojoną siłą.
Otwieram powieki i znowu go widzę. Ja chyba śnie. Rozglądam się i już teraz wiem, że nie jesteśmy pod moim domem, ale na drugim końcu miasta. Czyli jednak mnie wywiózł. Wstaję jak poparzona z fotela i wysiadam. Teraz już jestem bezpieczna, mogę krzyczeć, ile chce, bo jest tutaj pełno ludzi, nic mi nie zrobi.
Udaje się na główną ulicę, nie patrząc dłużej na bruneta. Ten jednak ma inne zamiary, bo łapie mnie za nadgarstek i zatrzymuję.- Puść mnie do cholery! Po co mnie tu przywiozłeś jeszcze ci mało wrażeń?- wściekłość rośnie u mnie z każdą sekundą.
- Przywiozłem cię tu, bo było bliżej do mnie niż do twojego domu. Chciałem dać ci czyste i suche ubrania, ale proszę bardzo droga wolna.- mówi, po czym puszcza mój nadgarstek.
Patrzę na niego teraz ze zdziwieniem. Ja naprawdę go nie rozumiem. Odwraca się w nieznanym mi kierunku, a ja jestem na tyle żałosna, że zastanawiam się co powinnam zrobić. Po chwili moja głupota wzrasta i wiem już, co zrobię. Da mi te ubrania, przebiorę się i wyjdę. Idziemy jakieś trzy minuty, aż docieramy do starej kamienicy. Kojarzę ją, czasami z Evanem bywaliśmy w tej okolicy, bo niedaleko znajdował się plac zabaw. Tak wiem, jesteśmy dorośli. Wchodzimy na klatkę schodową, która jest dość zniszczona, ale czego mam się spodziewać, ta kamienica ma zapewne więcej lat niż moi dziadkowie. Wchodzimy dwa piętra po schodach, co jest dla mnie niemałym wysiłkiem i docieramy do brązowych drzwi. Watson wyjmuje klucze i je otwiera. Po czym wchodzi pierwszy do mieszkania. Cóż za dżentelmen. Wchodzę za nim i zamykam drzwi. Mieszkanie urządzone jest dość minimalistycznie i mimo pozorów jest zadbane. Przeważają tu kolory szarości i bieli. Zauważam małą kuchnię oraz salon, które są ze sobą połączone. Tristan wraca z innego pomieszczenia, który zapewne jest jego pokojem i podaje mi ubrania.
- Pierwsze drzwi na prawo. Jakieś płyny i ręczniki znajdziesz na półce pod umywalką.- mówi tylko i wymija mnie, wchodząc do kuchni.
Chwilę stoję w bezruchu, po czym udaje się do łazienki. Po około dwudziestu minutach jestem czysta i mam na sobie ubrania, które mi przygotował, czyli jakieś dresy i koszulka. Wychodzę z łazienki, ale nigdzie nie widzę Watsona.