Mija miesiąc, szkoła rozpoczyna się na nowo, a ja mam już dość. To ostania klasa, więc wypadałoby się przyłożyć. Podążam szkolnym korytarzem do wyjścia z tego więzienia. Evan niestety jest chory, więc ma zwolnienie na dwa tygodnie. Bez niego to jeszcze większa udręka. Biorę słuchawki i decyduje dzisiaj się przejść, niż jechać autobusem. Nadchodzi zima i robi się coraz zimniej, przez co dziękuję w myślach, że postanowiłam dzisiaj założyć grubszą bluzę. Idę w stronę centrum, aby odwiedzić Elliota i Alyssę. Teraz po przeprowadzce tutaj, mają dużo pracy, więc od czasu do czasu po szkole idę tam, aby im pomóc. Brat ciągle zwleka z wyjawieniem rodzicom, o jego powrocie, co będzie teraz jeszcze trudniejsze dla niego, bo przyjęli go jako kelnera w jednej z najbardziej popularnej restauracji w Corwen. Jednak nie naciskam na niego, skoro nie chce, nie będę go zmuszać, powie kiedy będzie gotów. Alyssę natomiast przyjęli na stanowisko barmanki, w jednym z tutejszych klubów. Nie narzekają na swoje prace, dlatego ja również cieszę się z tego, że udało się im coś dla siebie znaleźć. Mieszkanie znajduje się na parterze, więc moje nogi nie muszą, aż tak cierpieć tym bardziej, że w tym bloku nie ma windy. Pukam kilkukrotnie w drzwi, aż wreszcie otwiera mi blondynka.
- Cześć.
- Cześć. Proszę, wejdź.- odsuwa się i pozwala, abym mogła przejść.
- I jak tam? Są jakieś postępy?- pytam, ściągając torbę z ramienia i odkładam ją na szafkę.
- Aktualnie to twój brat nie potrafi złożyć mojej toaletki i wyzywa wszystko i wszystkich, więc nie wiem czy to można zaliczyć jako postęp.- mówi, a kiedy chcę to zobaczyć, od razu mnie uprzedza.- Lepiej tam nie wchódz. Jeszcze rzuci w ciebie śrubokrętem.
- Skoro tak mówisz. Nie będę ryzykować.- śmieje się, odchodząc od drzwi pokoju Alyssy.
- Chodź zrobię nam herbaty, bo chyba trochę zmarzłaś.- mówi, idąc w stronę kuchni.
- Z przyjemnością, chociaż wolałabym coś mocniejszego.- idę za nią i siadam, przy małej wyspie kuchennej.
Mieszkanie nie należy do dużych, ale za to jest bardzo przytulne. Do tego Alyssa dobrała parę ozdób i dekoracji, więc jest jeszcze lepiej.
- Jest środek tygodnia. Nawet nie wiesz, jak ja też bym zaszalała. Ciągle tylko praca, dom. Ale musiałam się z tym liczyć, przeprowadzając się tutaj.
W ciągu miesiąca razem z Alyssą zdążyłyśmy się zżyć i zaprzyjaźnić. Nawet kiedy wyjechali razem z Elliotem, non stop wymieniałam się z nią wiadomości. Dużo się o niej dowiedziałam. Nigdy nie znała swoich rodziców, wychowała się w domu dziecka, więc dlatego postanowiła się tutaj przeprowadzić. Bo ma tylko Elliota. Poznali się kiedy jedno i drugie było w rozsypce. Było to pewnego wieczora w barze, kiedy zapijali smutki. Elliot wylał na nią drinka a potem jakoś to poszło, że przyjaźnią się do dziś. Rozpoczęła studia, bo chciała zostać architektem, ale nigdy ich nie ukończyła.
- Musisz jeszcze chwilę wytrzymać. Kiedy ogarniecie mieszkanie, będzie o wiele łatwiej.- mówię, popijając gotowy napój.
- Też mam taką nadzieję, bo inaczej zwariuje.- oznajmia, siadając naprzeciwko, a potem zerka na mnie niepewnie.- Razem z Elliotem wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić małą imprezę, co o tym myślisz?
- Myślę, że to całkiem niegłupi pomysł. Oblejemy waszą przeprowadzkę. A ja będę mieć pretekst, żeby więcej wypić.- śmieje się, puszczając jej oczko.
- Tak, bo ty niby potrzebujesz powodu do picia.- prycha pod nosem.- A co do gości to Elliot mówił, że zaprosi swoich starych znajomych, ja tu nikogo nie znam, więc dałam mu wolną rękę. Wiadome jest to, że Evan i ty jesteście zaproszeni. Ale może zaprosisz w naszym imieniu chłopaka Evana, z tego co pamiętam to Jasona i jego kolegę chyba Tristana?- kiedy wypowiada jego imię przeszywa mnie dziwny dreszcz.
- Watson wyjechał.- mówię chłodno.
To prawda, nie widziałam go od ponad miesiąca, kiedyś Evan z Jasonem rozmawiali o nim i wyłapałam to, że wyjechał. Nie wiem czy na stałe czy na jakiś czas, nie interesuje mnie to. Ale sądząc po tym, że nie widziałam go przez ten czas wydaje się, że poprostu wrócił do wujka. Sam kiedyś powiedział, że przyjechał do Corwen w sprawach służbowych i że nic go tu nie trzyma.
- Och, nie wiedziałam. Trudno, nikt chyba nie będzie płakał.- odpowiada lekko się uśmiechając, bo chyba wyczuła moją zmianę nastroju.
- Nikt nie będzie płakał.- powtarzam cicho pod nosem i kończę swoją herbatę.
Dalsze popołudnie spędzamy na rozmawianiu i rozpakowywaniu resztę rzeczy. Elliotowi po godzinie udaje się złożyć toaletkę i wychodzi z triumfalnym uśmiechem, a potem również nam pomaga. Na zegarku widnie dziewiętnasta, więc powoli żegnam się z nimi i kieruje w stronę domu. Muszę jeszcze odrobić lekcje i pouczyć się na kartkówkę z biologii. Na dworze robi się ciemniej, ale udaje mi się dotrzeć przed całkowitym zmrokiem. Rodzice dzisiaj wrócą późnej, bo są umówieni na kolację z przyjaciółką mamy i jej mężem. Właśnie podczas takich rozmyśleń dotarłam pod dom, gdzie kiedyś uważałam, że to moje najbezpieczniejsze miejsce na świecie, teraz trochę to się zmieniło. Dwupiętrowy budynek z czerwonej cegły, wokół której postawiony jest biały plotek oraz posadzone są różne, kolorowe rośliny i krzewy. Pokochałam ten dom od pierwszego wejrzenia.
Otwieram furtkę i przemierzam dróżkę do schodków. Szukam kluczy w torebce, które jak zwykle musiały mi upaść. Kiedy je podnoszę zauważam, że skrzynka pocztowa jest pełna, więc podchodzę i zabieram z niej listy i gazety. Sprawnie otwieram drzwi i wchodzę do środka. Idę do kuchni i kładę pocztę na stolik. Ostatnio czekam na list z banku, bo okazało się, że na moim koncie są jakieś niezgodności. Przeglądam list po liście, ale większość z nich jest zaadresowanych do rodziców, aż do czasu, kiedy w ręce znajduję charakterystyczną kopertę, która śni mi się po nocach.
To nie może być prawda, przecież już wszystko było dobrze.
Tym razem na kopercie widnieje moje imię zapisane takim samym pismem jak treść dwóch pozostałych listów. Niepewnie otwieram kopertę i wyjmuje jak zwykle niewielki kawałek papieru, po czym czytam treść.
Pewnie myślałaś, że to koniec, ale moja droga to dopiero początek. Początek piekła.
Do zobaczenia wkrótce.
Koszmar zaczyna się ponownie.
***