Skończyłam jeść i jeszcze chyba
nigdy nie zjadłam tyle pizzy na raz. Spojrzałam na bruneta, który dalej oglądał mecz. Chciałam już iść spać, więc poprosiłam go z uprzejmością o pościel:- Daj mi jakąś poduszkę i koc, bo spać mi się chcę.- no może nie z taką uprzejmością.
- To ty chcesz tu spać? Przecież nawet godziny nie wytrzymasz na tej kanapie.- odpowiedział, znowu mając problem.
- To niby gdzie mam spać? Chyba nie powiesz, że z tobą w jednym łóżku.- powiedziałam wyraźnie rozbawiona, tylko widząc, jak on nic nie odpowiada i pozostaje niewzruszony, moja mina szybko zrzedła. - Wytrzymam, daj mi po prostu tą poduszkę i koc, nie rób problemu.- dalej obstawiałam przy swoim.
- Jak wolisz, tylko potem nie budź mnie w środku nocy.- wstał i zniknął za drzwiami, a po chwili przyniósł mi to, o co prosiłam.
Wyłączył telewizor i udał się do swojej sypialni, a ja położyłam się na kanapie. Przecież nie może być tak źle.
***
Pierdole, to jest tragicznie. Próbowałam zasnąć przez dwie godziny, ale to cholerstwo jest tak niewygodne, że wszystkie kości mnie bolą. Patrzę na zegarek, który wskazuje, że jest po drugiej. Wstaję jak możliwie cicho i udaje się do... sypialni Tristana. Damy radę może się nie pozabijamy i przecież utrzymamy dystans. Będzie dobrze. Otwieram drzwi i wchodzę w głąb pokoju, przez okno wpada światło z lamp ulicznych, przez co widzę, że chłopak leży na środku łóżka. Zajebiście, teraz to już na pewno będę musiała go obudzić.- Tristan.- szepcze ten jednak ani drgnie.- Tristan.-powtarzam, jednak dalej się nie rusza.- Watson!- wydarłam się, co poskutkowało, bo brunet zaczął się kręcić, zaraz mnie zabije.
- Kurwa, czy ty chociaż raz możesz mnie posłuchać. - no i go wkurzyłam. Ja nic na to nie odpowiadam i czekam, aż wreszcie zrobi mi łaskawie miejsce. Posunął się na prawą stronę, a ja od razu zajęłam wolne miejsce.
- Dziękuję.- szepnęłam.
- Po prostu się zamknij i śpij.- mruknął w poduszkę i odwrócił się do mnie plecami.
Ułożyłam się wygodniej i naciągnęłam kołdrę pod sam nos. Jego łóżko było o wiele wygodniejsze niż ta kanapa. Tylko dlaczego znowu od piętnastu minut nie mogę zasnąć. Tristan również się wierci, co sugeruje, że nie śpi. Przekręca się teraz twarzą do moich pleców, a ja robię dokładnie to samo, przez co teraz jesteśmy zwróceni do siebie twarzami. Przez kilka minut żadne z nas nic nie mówi, tylko wpatrujemy się w siebie nawzajem. Jesteśmy oddaleni od sobie jakieś dwadzieścia centymetrów i teraz mogę stwierdzić, że kołdra wcale nie jest mi potrzebna.
- Czemu nie śpisz?- pyta zachrypniętym, niskim głosem.
- Nie mogę, zawsze tak mam kiedy muszę spać w nowym miejscu.- odpowiadam zgodnie z prawdą.- Mogę zadać ci pytanie?- on kiwa głową, więc kontynuuje:- Po co zabrałeś mnie na tą polanę?
Ten chwilę się zastanawia, a przez jego odpowiedź mam ochotę uderzyć go w twarz.
Wtedy tylko nie wiedziałam, że to kolejne kłamstwo.
- Nie wiem, po prostu, kiedy przypadkiem przechodziłem obok tej kawiarni, zobaczyłem cię i chciałem cię wystarczyć.
Kurwa ile on ma lat, żeby robić takie rzeczy.
- Naprawdę? Nie wiem, ile masz lat, ale nie wyglądasz na dziecko, żeby tak się zachowywać.
Dlaczego już wtedy się nie domyśliłam...
- Wiem, ale chociaż ciekawie spędziłaś resztę dnia.- żadnego przepraszam czy też żałuję, że cię wystraszyłem, nic, on jest z siebie zadowolony.
Znowu milczymy przez chwilę, po czym Watson przerwa ciszę:
- Dwadzieścia dwa.
- Co dwadzieścia dwa?- pytam, nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Tyle mam lat.- przynajmniej teraz będę wiedziała.
I dalej następuje cisza. Kurwa, ja chcę wreszcie spać. Zamykam oczy, a po chwili czuję dotyk jego dłoni na twarzy. Zgarnia kosmyk moich włosów, który opadł mi na czoło i zakłada go za ucho. Wszystko fajnie, ale dlaczego nie zabiera tej ręki. Kciukiem zaczyna gładzić mój policzek. Otwieram oczy i patrzę na jego twarz, która jest teraz w skupieniu. Nasze spojrzenia się krzyżują, a ja mam ochotę zrobić coś bardzo złego. Zachowuje resztki rozumu i z powrotem zamykam oczy. Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, bo czuję teraz jego ciepły oddech na twarzy, mimo to dalej nie otwieram oczu, bo nie ufam sobie aż do tego stopnia, że między nami nic by się nie wydarzyło. Trwamy w tej pozycji na tyle długo, że wreszcie udaje mi się zasnąć.
***
Budzę się i mam ochotę wstać z tego łóżka jak poparzona, ale wiem, że jeśli to zrobię, obudzę chłopaka. Ja prawie na nim leżę. KURWA! To by było tyle na temat trzymania dystansu. Moja głowa umieszczona jest na klatce piersiowej chłopaka, a ręka jest przełożona przez brzuch. Do tego moja prawa noga, również na nim leży. Tristan jeszcze śpi, widzę to po jego miarowym oddechu, więc jest szansa, że nie obudzi się, kiedy jesteśmy w takiej pozycji, a raczej, kiedy to ja jestem w takiej pozycji, bo chłopak wcale mnie nie obejmuje, on po prostu leży na plecach. Wstaję powoli z łóżka i na szczęście udaje mi się go nie obudzić.
Kieruję się do łazienki, aby przebrać się w moje ubrania, które powinny już wyschnąć. Słońce zaczyna wschodzić, więc zdążę na spokojnie dotrzeć do domu i przygotować się do pracy. Kiedy już mam wychodzić zauważam, że nigdzie nie mam mojego telefonu. Wchodzę do kuchni, a potem do salonu, ale tam również go nie ma. Łazienka odpada, bo tam na pewno go nie zostawiłam. Czyli zostaje jedyne wyjście, muszę tam wrócić. Wchodzę na palcach do sypialni i zauważam, że chłopak nadal śpi. Rozglądam się po pomieszczeniu i zauważam moją zgubę, leży na komodzie. Kiedy chcę już zabrać telefon, dostrzegam zdjęcie, które przedstawia kobietę, mężczyznę i dwu lub trzyletnie dziecko. Widać, że są szczęśliwi, wszyscy się przytulają i patrzą w obiektyw. I nagle za moich pleców słyszę ten przeklęty głos, przez co wzdrygam się gwałtownie, przecież jeszcze przed chwilą spał.- To moi rodzice.
Zmieszana odkładam zdjęcie i chcę go wyminąć, ale on jak zwykle ma inne plany. Chwyta mnie za ramię i mówi:
- Tak bez pożegnania? Należy mi się, chociaż buziak za to, że robiłem za twój materac. - czyli jednak nie spał.
- Puść mnie, muszę już iść.- inaczej zapadnę się pod ziemię.
Ten jeszcze chwilę patrzy się na mnie, a ja unikam jego wzroku jak ognia, po czym puszcza mnie.
- Dziękuję. I do zobaczenia?- bardziej pytam, niż stwierdzam.
-Taa, na razie.- mówi i wymija mnie, wchodząc do łazienki.
Opuszczam jego mieszkanie i kiedy znajduje się już na zewnątrz, wreszcie mogę odetchnąć.
Co ja najlepszego wyprawiam ze swoim życiem?
***