Od naszej rozmowy znowu mija około dwudziestu, trzydziestu minut a ja wpadam na pewniej pomysł. Kiedyś w starej szafie trzymaliśmy jakieś metalowe pręty i inne narzędzia może dzięki nimi udałoby nam się stąd wydostać.
- Czemu nie wpadłaś na to, nie wiem jakąś godzinę temu?- Tristan pyta wyraźnie zirytowany.
- Widocznie myślałam o czymś innym, a teraz chodź, im wcześniej to znajdziemy, tym mniej będę musiała cię znosić.
Znam tą piwnice na pamięć, więc szybko docieramy do szafy. Otwieram ją i omal nie piszczę, kiedy Watson znajduje się za mną i swoim torsem dotyka moich pleców, jednak tego wcale nie komentuję.
Po około pięciu minutach ignorowania bruneta za mną udaje znaleźć mi się jakiś metalowy pręt, dzięki któremu uda otworzyć się te cholerne drzwi.- Znalazłam!- krzyczę uradowana i odwracam się do Tristana, jednak on wcale się nie rusza.
Jego dłonie zaczynają leniwie błądzić po mojej talii, a on zaczyna być coraz bliżej mnie, o ile jest to jeszcze możliwie.
- Co ty rob...?- nie kończę, bo brunet przykłada palec do moich ust, przez co już się nie odzywam.
Pręt, który trzymałam w ręku, wypada mi i z hukiem spada na podłogę, jednak żadne z nas nie zwraca na to uwagi. Zakładam ręce na kark bruneta, on czując mój dotyk, przybliża się tak, że stykamy się nosami.
CO MY WYPRAWIAMY?
Serce bije mi na tyle szybko, że mam wrażenie, że wyskoczy mi z piersi. I wtedy kiedy wiem, co zaraz ma się stać i jestem na to gotowa, światło wypełnia całe pomieszczenie, a czar pryska. Odrywamy się od siebie, a ja jeszcze przez parę sekund, nie potrafię wyjaśnić, co miało miejsce przed chwilą. Watson niewzruszony bierze pręt i kieruje się w stronę drzwi. Chwile jeszcze stoję w miejscu, po czym idę za chłopakiem. Tristanowi udaje się otworzyć drzwi i wracamy do salonu. Ubiera bluzę i po upewnieniu się, że wszystko ma idzie w stronę drzwi wyjściowych. Idę za nim sama nie wiem po co, co ja niby mam mu powiedzieć. Jednak kiedy ja właśnie o tym myślę, chłopak jest ode mnie szybszy i pierwszy przerwa tą niezręczność.
- Jak chcesz, to mogę zostać i dokończymy, to co zaczęliśmy.- to już chyba wolałam, kiedy żadne z nas się nie odzywało.
- Dziękuję za propozycje, ale z niej nie skorzystam. I żeby było jasne to.. - i w tym momencie pokazuje palcem na siebie i na jego:- ... Nigdy się nie wydarzyło.
- Spokojnie, prędzej czy później sama będziesz chciała, żeby to się wydarzyło, a może nawet więcej. - uśmiecha się cynicznie, puszczając mi oczko i odchodzi w stronę chodnika.
Co. za. dupek.
***
Minęło kolejne cztery dni. Pani Rose zdarzyła wrócić ze szpitala. Badania wykazały, że to było na szczęście tylko chwilowe osłabienie. Również przez ten czas nie dostałam żadnych listów, więc tamten uznałam za jakiś głupi żart, o którym nie zamierzałam nikogo informować.Biorę gumkę i robię koka. Dzisiaj idę z Evanem do Jasona, aby pomóc mu pomalować ściany, ponieważ przeprowadził się do nowego mieszkania. Patrzę w swoje odbicie i zastanawiam się, czy mam się przebrać. Mam na sobie czarną bluzę z kapturem i zwykle jeansy. Tak wiem, że jest lato. Po chwili decyduje się nie przebierać, bo stwierdzam, że to tylko zwykłe malowanie ścian a tych ubrań akurat mi nie szkoda. Biorę telefon i zakładam czarne trampki, po chwili słyszę klakson, co oznacza że Evan już jest. Zamykam drzwi i idę szybkim krokiem do samochodu.
- Cześć.- mówię, zapinając pas.
- No witam, witam.- odpowiada, szczerząc się.
- Co się stało? Wyglądasz jakbyś wygrał w loterii i to bardzo wysoką kwotę.- zerkam kontem oka na chłopaka, który nuci pod nosem piosenkę z radia.
- Pieniądze nie są mi potrzebne, kiedy mam coś cenniejszego... miłość.- chwila, czy oni...?
- Jesteście razem?- pytam zaintrygowana, bo kiedy ostatnio poruszyłam ten temat, on powiedział, że Ross nie bawi się w związki.
- Tak! Od wczoraj.- piszczy wręcz a ja razem z nim.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Widać, że do sobie pasujecie.- dobrze, że chociaż on jest szczęśliwy.
- Tak, ale mam wrażenie, że przez naszą relację z Jasonem zaniedbuje...ciebie.- mówi to z takim żalem, że mam ochotę go walnąć w głowę.
- Co ty mówisz? Wszystko jest w porządku. Wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć. A to, że teraz jesteś w związku, nic nie zmienia. Dalej jesteś tym pokręconym chłopakiem, który ma nierówno pod sufitem. - i te słowa sprawiają, że atmosfera znowu jest luźna.
- Ej nawet nie wiesz jak te słowa mnie bolą.- łapie się teatralnie za serce, a ja na jego gest śmieje się.
Dalszą drogę rozmawiamy, na inne lżejsze tematy, aż docieramy do kamienicy, w której mieszka Ross. Jest ona o wiele bardziej nowoczesna od kamienicy Watsona. Pokryta jest białym kolorem, do tego posiada wiele, dużych okien, z których zapewne jest piękny widok.
Razem z Evanem zmierzamy do mieszkania Jasona. Martin puka do drzwi, a po chwili Ross z wielkim uśmiechem otwiera drzwi i chyba mnie nie zauważa, bo wręcz rzuca się na mojego przyjaciela, całując go. Po chwili kiedy się od niego odrywa, zauważa mnie i nerwowo drapie się o tył głowy.
-Cześć, przepraszam, nie zauważyłem cię.- odsuwa się na bok.- Proszę, wejdziecie.
-Cześć, nic nie szkodzi.- uśmiechem się miło, aby nie czuł się głupio.
Wchodzę w głąb mieszkania, ale tu nie jest aż tak kolorowo, jak na zewnątrz. Brak jakichkolwiek mebli, ściany wcale nie są pomalowane. Jedyne co jest tutaj wykończone to podłoga.
- Powiedz tylko, gdzie są pędzle, farba i już się zabieramy do pracy.- mówię ochoczo.
- Już po nie idę.
Jason po jakimś czasie przynosi nasz sprzęt, po czym wyjaśnia co najpierw mamy zrobić. Zabezpieczamy wszystkie kontakty oraz krawędzie od podłogi i zabieramy się za malowanie. Jak się okazuje Jason, chce pomalować ściany na szaro tylko w swojej sypialni, resztę ścian chce zostawić na biało. Już od godziny malujemy jedną ścianę, nie idzie nam to szybko, bo ciągle rozmawiamy i się śmiejemy. Przez ten czas udaje mi się bardziej poznać Jasona. Okazuje się, że jest już po studiach dziennikarskich. Mieszkał kiedyś w Nowym Jorku, ale teraz od pół roku przeprowadził się znowu do Corwen, ponieważ jego dziadek zmarł i przepisał na jego bar oddalony kilka kilometrów od miasteczka. Ten stwierdził, że dziennikarstwo nie jest dla niego i postanowił przejąć rodzinny biznes. Za zarobione pieniądze odnowił bar i teraz cieszy się on dużym zainteresowaniem wśród klientów.
Nagle Evan chlapie mnie farbą ja nie pozostaje mu dłużna i po chwili dołącza do nas Jason. Pierwszy raz od dawna czuję się... dobrze i beztrosko. Całe ubranie, twarz i włosy mam już pokryte w farbie, ale nie przyjmuje się tym zbytnio, dobrze się bawię. Aż do chwili kiedy słyszę obcy dziewczęcy śmiech. Który jest tak przesłodzony, że mam ochotę zatkać uszy. Jason wraz z Evanem zaprzestają czynności, a w ciągu kilku sekund mogę zobaczyć powód mojego zirytowania. Watson stoi w progu sypialni z jakąś blondynką, która chyba pomyliła adresy z klubem nocnym.
- Przyprowadziłem pomoc.- na jego słowa blondynka chichocze czy ona myśli, że to jest urocze. Przecież ona rechocze jak żaba.
Odkręcam się tyłem, nie siląc się nawet na powitanie i wracam do malowania ściany.
***