Od piętnastu minut moje uszy krwawią. Czy ta dziewczyna może się wreszcie zamknąć?– A jak ja niby mam to zrobić? – pyta maślanymi oczkami, chichocząc.
Nie no koniec tego, przecież ja zaraz oszaleję.
– No nie wiem, może najpierw weź pędzel, zanurz go w farbie i po prostu pomaluj, chociaż kawałek tej ściany.
– Tristaaan, pokaż mi jak dokładnie mam to zrobić. – czy ja kurwa mówię po chińsku.
Ciągnie Watsona za rękaw bluzy, nadal się chichocząc, co brunetowi chyba się podoba, bo również głupio się do niej uśmiecha. Sięgając po pędzel wygina się, tak jakby dostała jakiegoś urazu kręgosłupa.
Nie jednak to fałszywy alarm, ona po prostu chce zaprezentować swój tyłek.
Przewracam oczami na ich poczynania i powracam do malowania. Przez naszą zabawę, Evan z Jasonem musieli pojechać po farbę, więc jestem na nich skazana.
– Tristian! – piszczy – Ubrudziłeś mnie to jest nowa sukienka! Zobacz, jaka wielka plama!
Odwracam się, aby zobaczyć powód jej wrzasków, kiedy to robię omal nie dusze się śmiechem. Przecież ta plamka jest wielkości groszku. Stacy, czy jak jej tam było, marszczy złowieszczo brwi na moje zachowanie.
– Przestań się śmiać! Ja nie będę takim brudasem jak ty! – na jej słowa nadal nie przestaje się śmiać.
– Uspokój się, przecież tego nawet nie widać. – oznajmiam.
– Chyba żartujesz. Widocznie masz nie tylko problemy z nogą, ale też i ze wzrokiem. – no i znowu się zaczyna.
– Słuchaj no Stacy…
– Stella. – poprawia mnie urażona.
– Nieważne. – kontynuuje:- Myślę, że ty po prostu nawdychałaś się za dużo farby i masz jakieś omamy albo…- uśmiecham się kpiąco – Powinnaś już iść do domu, bo ta plamka nie będzie jedynym twoim zmartwieniem.
– Tlistan powieć jej coś, jak ona w ogóle się do mnie zwłaca. – zaczyna seplenić. Dobra już wiem z czym mam do czynienia, znam ten typ.
– Co ty się kurwa cofnęłaś w rozwoju? Gadasz, jakby ci jedynki nie wyrosły. – niech ją w końcu ktoś zabierze.
– Skarbie, nie przejmuj się nią, ona po prostu jest zazdrosna o to jak ty wyglądasz. – kiedy Watson wypowiada te słowa parskam śmiechem. Coraz lepsze te ich żarty.
– Tak, chyba masz rację. – uśmiecha się zwycięsko. – Nic tu po nas, to jedziemy do ciebie? – o tak wynoście się, stąd.
– Dla ciebie wszystko. – mówi nonszalancko, a ona znowu chichocze, po czym całuje namiętnie chłopka. Niech mi ktoś da wiadro, bo zaraz zwrócę obiad.
Po chwili wychodzą, nie żegnając się ze mną.
Zwycięstwo.
Podchodzę do głośnika i podgłaśniam piosenkę.
Aktualne odtwarzanie: Florence and The Machine – Dog Days Are Over
Pamiętam, jak przed wypadkiem słuchałam jej non stop. Uwielbiałam ją, w sumie nie zmieniło się to do teraz. Przypomina mi o starych, dobrych czasach.
Łapię rytm,i choć tak dawno tego nie robiłam nie mogę się powstrzymać i zaczynam się poruszać, pozwalając, aby muzyka mną kierowała.
Po chwili tańczę z pędzlem po całej sypialni, nie zwracając uwagę na nic. Nie zwracając uwagi, że ktoś stoi w progu i obserwuje moje poczynania.