Patrzę na moją mamę która, aż płonie ze złości. Brnąć dalej w kłamstwa czy wyjawić prawdę?
- Uspokój się, Evan do mnie zadzwonił, bo znowu pokłócił się z rodzicami, więc wyszłam.
Decyduje się na to pierwsze, bo nie śpieszy mi się na tamten świat.
Rodzicielka patrzy na mnie przenikliwym wzorkiem, tak jakby chciała wyszukać czy mówię prawdę.
- Poza tym jestem już dorosła, więc nie zachowuj się jakbym miała co najmniej pięć lat.- podchodzę do szafy i ściągam bluzę.
- Doskonale o tym wiem. Ale zrozum Ellie, że się martwię. Twoja noga nadal nie jest do końca sprawna, więc gdyby ktoś cię napadł nie uciekłabyś mu.- przewracam oczami na jej wypowiedź, ja naprawdę nie mam ochoty na takie rozmowy, lecz ona nadal kontynuuje:- Podobno do Corwen wrócił Tristian Watson.- i dobrze, że teraz stoję tyłem bo jakby zobaczyła mój wyraz twarzy od razu zorientowała by się, że coś jest nie tak.- Możesz go nie znać. Ale to nie jest przyjazny chłopak, dlatego też uważaj na siebie. Nie wiadomo po co wrócił i co siedzi mu w głowie.
Oh, mamo gdybyś tylko wiedziała.
- Znasz mnie, jestem ostrożna.- mówię spokojnie odwracając się do rodzicielki.
- Wiem skarbie, ale na drugi raz po prostu powiedz, że gdzieś wychodzisz.- oznajmia przytulając mnie.- A co z Evanem?
- Teraz już wszystko dobrze.
- Znowu poszło o jego orientację?- nic nie odpowiadam tylko kiwam głową.- Może powinnam porozmawiać z jego rodzicami?
- Może lepiej nie, to może tylko pogorszyć sprawę.- znowu kłamię, gdyby mama spotkała się z rodzicami Evana od razu ich kłótnia okazałaby się brednią, dlatego wolę nie ryzykować.
- Skoro tak uważasz. Ale gdyby Evan miałby jakiekolwiek problemy z rodzicami przyprowadź go do mnie i coś od razu zaradzimy. A teraz idź już spać, bo pewnie jesteś wykończona.- na jej słowa uśmiecham się lekko a ona po chwili wychodzi.
Było blisko.
***
Jest po północy, a ja robię to samo od tygodnia, czyli idę do parku. Tym razem nie muszę być aż tak uważna, bo rodzice wyjechali na wyjazd integracyjny w pracy.
- Dłużej się nie dało?- pyta zirytowany brunet, kiedy siadam obok niego na ławce.
Nawet nie wiem jak to się stało, że od tygodnia spotykamy się codziennie.
- Dało się. Nie moja wina, że nie mogłam znaleźć kluczy do domu.- odpowiadam naciągając kaptur od bluzy.
-Czy ty zawsze musisz coś zgubić?- mówi, przewracając oczami.
- Tak.
-Rodzice wyjechali?
- Jakieś cztery godziny temu.
- Nadal nie mogę pojąć, że masz osiemnaście lat, a oni nadal traktują cię jak małe dziecko.- nie tylko ty nie możesz tego pojąć.
- Porostu się martwią. Wiesz teraz do miasteczka wrócił bandzior, który jest postrachem mieszkańców. Może go znasz?- pytam wyzywająco spoglądając na niego.
Ten prycha pod nosem na moją wypowiedź.
- Więc o to chodzi. No tak, przecież to ja zawsze będę tym złym.- ostatnią część zdania wypowiada nieco ciszej co zaczyna mnie zastanawiać.
Nagle zaczynają spadać krople deszczu. Świetnie.
- Chodźmy, bo zaraz zacznie padać na dobre. - mówię wyciągając rękę w jego stronę, nie wiem dlaczego to robię ale przychodzi mi to naturalnie.