Głos Watsona, budzi mnie ze snu. Otwieram oczy, jest już jasno.
- Wstawaj, już jesteśmy.- mówi brunet, a ja ziewam i przeciągam się.
- Coraz lepsze te miejsca. Najpierw polana, teraz las. Ty chyba naprawdę, chcesz mi coś zrobić.- odpowiadam z przekąsem i wysiadam z samochodu, biorąc plecak.
- Kusząca propozycja, ale to nie dzisiaj.- bierze torbę z bagażnika i kieruje się w nieznanym mi kierunku.
- Kretyn.- mówię, przewracając oczami i podążam za nim.
- Jeszcze słowo, a poznasz uroki spania pod gołym niebem.
- A ty niby gdzie będziesz...? - nie kończę, widząc średniej wielkości budynek.
Podążam nadal za brunetem, jak zaczarowana obserwując okolice. Dawno chyba nikt tu nie zaglądał, bo już na wejsciu drzwi pokryte są pajęczynami, ale nie przeszkadza mi to, a nawet dodaje to klimatu temu miejscu. To trochę wygoda ja stary, opuszczony dom w środku lasu z jakiegoś filmu grozy.
Watson otwiera sprawnie drzwi i wchodzi w głąb.
- Czyj to dom?- pytam, rozglądając się po wnętrzu.
Wreszcie odwraca się w moją stronę, a ja ignoruje ścisk w żołądku, widząc jego dalej zakrwawioną twarz.
- Nie wiem.- mówi, jak gdyby nic i opiera się o framugę drzwi.
- Jak to nie wiesz?
- No normalnie, włamaliśmy się tu.- odpowiada obojętnie, badając moją reakcję, a ja mam ochotę go rozszarpać.
- Boże, czy ty chociaż raz myślisz?- pytam, wyrzucając ręce w powietrzu.- Jesteś nieodpowiedzialny i jeszcze zaraz, ktoś wezwie policję a ja skończę w ... O Boże skoczę w więzieniu.- plącze się sama w tym co mówię.- Lepiej wynośmy się stąd zanim, ktoś się domyśli...
- Uspokój się.- Watson przerywa mój słowotok.- Nie będzie żadnej policji, to dom mojej babci.- mówi z tym swoim popisowym uśmiechem, a mi ręce opadają.
- Ty idiot...- nie kończę, wiedząc jak brunet podnosi dłoń.
- Pamiętaj, że moja propozycja jest nadal aktualna.
Zaciskam usta w wąską linię i milczę, a w moich myślach chłopak leży, skręcając się z bólu.
Podążam za nim, a on oprowadza mnie po pomieszczeniach. Budynek mimo, że nie należy do dużych strsznie mi się podoba. Składa się z kuchni, małej łazienki, sypialni, a nawet posiada małe pomieszczenie coś na kształt salonu w którym znajduje się kominek, a także sofa.
I już myślę, że to koniec, ale brunet otwiera drzwi balkonowe w sypialni, a ja podążam za nim, okazuje się, że jest tu także taras, a w oddali wiedzę pomost i niewielkie jezioro.
- Pięknie tu jest.- mówię, zachwycając się otaczającym nas widokiem. To, że jest zima sprawia, że to miejsce wygląda jeszcze lepiej. Wszędzie jest biały puch i drzewa. To wszystko wygląda jak z obrazka.
Odwracam się w stronę Tristana i tym razem nie mogę powstrzymać skrzywienia się, bo w tym świetle wygląda to jeszcze gorzej.
- Chodź, bo już nie mogę na ciebie patrzeć.- oznajmiam, ciągnąc go za rękaw kurtki.
- Mam nadzieję, że masz stój pielęgniarki. Inaczej nic z tego.- mówi, a ja mogę przysiąc, że znowu ma ten denerwujący uśmieszek.
- Może w twojej wyobraźni, Watson.
- W mojej wyobraźni, robimy coś innego.- parskam krótkim śmiechem.
- I chyba nie chciałbym wiedzieć, co dokładnie, a teraz siad.- odpowiadam, a on wykonuje moje polecenie.- No proszę, jeszcze trochę, a może nawet cię nauczę przynosić gazety w zębach.- cmokam w jego stronę, a on marszczy złowieszczo brwi.