01

1.2K 32 0
                                    

Usiadłam na mojej małej kanapie, otwierając kolejną książkę, przy której zamierzałam spędzić dzisiejszą noc. Sięgnęłam po szklankę z wodą, która stała na stoliku lecz mój wzrok od razu powędrował na paczkę papierosów, znajdującą się obok niej.

- Jeszcze tylko zapale - mruknęłam sama do siebie.

Chwyciłam paczkę do ręki, podniosłam się na równe nogi. Powolnym krokiem ruszyałam do drzwi balkonowych, które po chwili otwarłam i wyszłam na świeże powietrze, zamykając je za sobą, aby zimno nie naleciało do ciepłego mieszkania, które tak uwielbiam.

Świeżym powietrzem nie nacieszyłam się długo, wciskając między swoje usta papierosa, a potem zapalając go. Odetchnęłam z ulgą, wypuszając dym, który strasznie śmierdział. Wychyliłam się przez balkon tak jakbym miała jeszcze drugie, zapasowe życie i spojrzałam w dół.
Mój wzrok skupił się na jednym z przechodniów, po posturze stwierdziłam, że jest to jakiś chłopak. Natomiast po jego ruchach, iż nie jest do końca trzeźwy.

Uśmiechnęłam się pod nosem, nabierając dymu w płuca, po chwili kaszląc cicho. Skrzywiłam się, zgasiłam używke i zostawiałam ją w popielniczce. Kiedy już chciałam wracać do mieszkania, usłyszałam jakiś huk z dołu. Mimowolnie znów wychyliłam się przez balkon, rozglądając się. Po chwili zauważyłam tego samego chłopaka, leżącego przy jakimś śmietniku.

Zazwyczaj nie lubiłam wtrącać się do życia innych ani się w nie mieszać i kiedy zdarzały się takie sytuacje, po prostu je ignorowałam. Wisiałam na barierce balkonu przez dobre kilka miunut, a człowiek który leżał na ziemi, nie ruszył się nawet o milimert. Nie wiem co mnie podkusiło, że krzyknęłam:

- Wszystko w porządku?!

- Nie! - odparł szybko - Nic nie jest w porządku! Proszę iść spać, późno już, ja sobie poradzę!

Pokręciłam głową, patrząc na zegarek, który znajdował się na mojej lewej ręce. Rzeczywiście było późno – 00:23. Stanęłam na nogi i tym razem weszłam do pomieszczenia, zamykając szczelnie drzwi balkonowe.

Próbowałam skupić się na książce jednak szło mi to bardzo opornie. Cały czas myślałam o tym chłopaku i o tym czy na pewno nic mu się nie stało. Po 30 minutach bezczynnego siedzenia i nieudolnie próbowania wczytać się w książke, zerwałam się z miejsca, zerkając przez balkon. Nawet z okna widziałam ciało leżące w tym samym miejscu.

W mgnieniu oka ubrałam cieplejszą bluzę, kurtkę, buty i niemal wybiegłam z mieszkania. Zbiegłam schodami na dół, po czym wyszłam z klatki schodowej. Uderzył we mnie nie przyjemny chłód, mimo to nie cofnęłam się do budynku, tylko poszłam w stronę śmietnika.

- Niech Pan wstanie z tego chodnika - jęknęłam podchodząc bliżej - Jest noc, do tego zimno.

- Mówiłem, że na Pani wrócić do mieszkania. Dam sobie radę.

- No właśnie nie sądzę, gdyż cały czas leżysz w tym samym miejscu,  w samej bluzie i jeszcze zaczyna padać śnieg.

- Mam to po rosyjsku powiedzieć? Nie potrzebuje niczyjej pomocy, do kurwy nie jestem małym dzieckiem.

- Jasne - wywróciłam oczami - Skoro tak, życzę miłej reszty nocy.

Odwróciłam się, prychając cicho i szybko wróciłam do mieszkania, w którym wypiłam butelkę wina i położyłam się spać.

                              ~§~

Chwyciłam się za głowę, podnosząc się rano z łóżka. Na szczęście była sobota, więc nie musiałam iść do pracy. Nie miałam kaca, po prostu źle się czułam. Rano ogarnęłam mieszkanie i z przykrością stwierdziłam, że trzeba iść wynieść śmieci. Na dworze, trawa pokryła się białym kolorem, tak samo jak drzewa. Ubrałam ciepłe ubrania, buty chwyciłam za worek i wyszłam z mojego schronienia. Tym razem zjechałam na dół windą, przy tym prawie zasypiając. Wrzuciłam śmieci do dużego pojemnika, kiedy usłyszałam ciche miałknięcie. Rozejrzałam się i koło innego śmietnika, zobaczyłam małego rudego kotka, skulonego w kłębek, całego trzęsącego się.

Mam słabość tylko do dwóch rzeczy - kotów i wina.

- Hej mały - podeszłam do niego powoli oraz wyciągnęłam rękę aby mógł ją obwąchac, jednak nawet na to był za słaby - chodź do mnie - ściągnęłam z swojej szyi szal, opatulając kotka i biorąc go delikatnie na ręce, poczym niosąc do domu.

Położyłam małego rudzielca, na kanapie siadając obok niego. Sięgnęłam po koc, który leżał na kanapie i zrobiłam z niego mini śpiwór do którego włożyłam kota, aby się ogrzał.

- Co ja mam z tobą zrobić hmm - pogłaskałam go po głowie.

Długo nie myśląc, ubrałam się, włożyłam malucha razem z kocykiem do torebki i wyruszyliśmy do weterynrza.

Lekarz dokładnie zbadał jak się okazało kotkę. Na szczęście było z nią wszystko okej, tylko była trochę wychłodzona i wygłodzona. Za ostatnie pieniądze, które miałam na koncie kupiłam leki oraz karmę. Wypłatę mam dostać dopiero za 4 dni ale jakoś sobie poradzę. Nie mam innego wyjścia.

Cała Ty ~ Igor "ReTo" Bugajczyk *ZAKOŃCZONA 1/2*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz