Rozdział 26

219 20 23
                                    

-- Zdradziłaś mnie z nim, jak się upiliście -- powiedział cicho, czując jak ogromna furia miesza się z żalem i goryczą, którą zaczął w tym momencie czuć.

-- To nie tak -- próbowała się bronić -- Ja...to nie było...

-- Zdradziłaś mnie -- powtórzył, jakby nie dowierzając, podczas gdy jedna niechciana łza potoczyła się po jego policzku, którą od razu wytarł.

-- Kochanie...

-- Nie nazywaj mnie tak -- wysyczał w jej stronę -- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

-- Ale ja cię kocham naprawdę -- Shannon już płakała z bezsilności, aby tylko zatrzymać go przy sobie.

-- Nie rozśmieszaj mnie -- zaśmiał się okrutnie -- Powtórzę raz jeszcze, jakbyś nie zrozumiała: Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!

-- A-ale... -- łkała, nie mając pojęcia co zrobić.

-- Wyprowadzam się -- powiedział stanowczo, posyłając w jej stronę mordercze spojrzenia, w których był zawarty również ogromny ból i przede wszystkim żal.

Jak powiedział - tak też zrobił - dlatego też tym sposobem, po półgodzinie pakowania wszystkich swoich rzeczy, drobiazgów i rzeczy dla niego cennych, stał z całym swoim dobytkiem przed domem Shannon sprawdzając, czy na pewno wszystko wziął.

-- Skarbie...proszę...wysłuchaj mnie -- płakała już kompletnie zrozpaczona Sullivan, mając nadzieję, że to jest tylko jakiś koszmar, a nie prawdziwe życie.

-- Nie masz już prawa się tak do mnie zwracać -- syknął Lucas -- Nawet nie próbuj się ze mną kontaktować. Moje życie nie powinno cie już interesować tak samo, jak mało mnie teraz interesuje twój los. Życzę szczęścia z Louis'em.

I z tymi słowami pozostawił zupełnie załamaną Shannon stojącą przed domem i powtarzającą sobie, że on zaraz wróci, a to tylko zły sen. Jednak pomimo rozpaczy układała ona już w głowie sobie kolejną fazę planu jej i Hynes'a. Żyła w przeświadczeniu, że on teraz rzuci się w ramiona Amybeth, na co ona pod żadnym pozorem nie mogłaby pozwolić.

Jeśli ona nie może go mieć, to ta druga tym bardziej.

~~~~

Tamtego sobotniego wieczoru nieświadoma stanu Lucas'a Amybeth, jak to ostatnio miała w zwyczaju siedziała w przyczepie i starała się narysować coś ciekawego i nietuzinkowego. Z lekkim uśmiechem kreśliła kolejne linie ołówkiem sprawiając, że jej obrazek stawał się co raz ładniejszy.

Niespodziewane dla niej było pukanie do drzwi, ponieważ wiedziała, że wszyscy z jej grona znajomych poszli już odpoczywać w swojej przyczepie kładąc się spać albo oglądając jakiś film lub serial. Luc'a nawet nie było na planie, ponieważ gdy tylko Moira zgodziła się na jego weekendowy wyjazd do Shannon do Chicago, on spakował potrzebne rzeczy i wyjechał w sobotnią noc około pierwszej godziny.

-- Amybeth, jesteś tam? -- stłumiony głos, którego nie mogła za nic rozpoznać dotarł do jej uszu, wyrywając ją z chwilowego zamyślenia. Zdziwiona oderwała się od rysunku, podchodząc do drzwi i otwierając je.

Nie pamiętała chwili, w której wcześniej była tak zdruzgotana, zdziwiona oraz jednocześnie zasmucona. Przed drzwiami wejściowymi stał zapłakany Lucas, który usilnie starał się nie okazywać swoich łez, co kompletnie mu nie wychodziło. Mocno zaciskał pięści, a jedną z nich miał trochę uniesioną. Prawdopodobnie to nią zapukał do drzwi.

-- Luc? -- spytała tępo, patrząc na niego z rozszerzonymi oczami -- Hej, co się stało? Coś z Shannon?

-- Ja... -- jego głos był strasznie zachrypnięty i aż dziw, że mógł powiedzieć coś w miarę wyraźnego -- Mogę wejść?

Do zakochania jeden krok // LUBETH //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz