Rozdział 31

219 21 16
                                    

-- Jestem z ciebie dumna. Pamiętaj, że ty też na tym skorzystasz.

Shannon już od ponad dwudziestu minut rozmawiała z jej informatorem, który idealnie wykonał zlecone przez nią zadanie. Wszystko układało się po myśli dziewczyny i była z tego faktu bardzo zadowolona.

-- Okej, to w takim razie czekam na twoją wiadomość. Do usłyszenia -- zakończyła rozmowę, rozłączając się i odkładając telefon na nakastlik (szafkę nocną).

Westchnęła przeciągle wbijając wzrok w sufit, będąc kompletnie zatracona w swoich własnych myślach. Myślała o wszystkim i o niczym szczególnym. Powoli położyła się na łóżku w sypialni, w której aktualnie przebywała i ponownie cichutko westchnęła.

Minęły niespełna dwa tygodnie. Prawie dwa tygodnie od sytuacji, która doszczętnie zrujnowała jej związek z Lucas'em. Kłamstwem by było powiedzenie, że nie żałowała, ponieważ codziennie pluła sobie w brodę za tamten jakże głupi wyskok.

Pomimo jej codziennej chłodnej i bezwzględnej postawy, w środku odczuwała ból z powodu braku jego osoby obok niej. Jedna, maleńka łza spłynęła po jej bladym policzku, aczkolwiek dziewczyna szybko ją otarła. Za wszelką cenę nie chciała ponownie się rozklejać, gdyż dopiero od kilku dni na nowo zaczęła normalnie funkcjonować - a przynajmniej starała się to robić.

Niedopowiedzeniem byłoby to, że tęskniła, ponieważ ona wręcz umierała z tęsknoty za nim i nie mogła się pogodzić z faktem, że to jest jej wina. Nie kontaktowała się z Louis'em od pewnego czasu, będąc jedynie w stałym kontakcie z jej informatorem. Musiała trochę od niego odpocząć i przemyśleć parę spraw.

Kiedy doszły do niej słuchy, że Amybeth z Luc'iem dogadują się wspaniale oraz że scena z tym zapowiadanym pocałunkiem odbędzie się już niebawem - krew się w niej zagotowała i pod wpływem impulsu zbiła wazon mamy.

Po rozstaniu z chłopakiem dostała ogromny zastrzyk determinacji, aby tylko zniszczyć życie tej rudej pannicy. Pewnego dnia główkowała nad tym tak mocno, że w ostateczności miała już gotowy cały plan i jego zakończenie, które szatynka uwielbiała najbardziej. Nienawiść do McNulty jest u niej rozwinięta tak bardzo, że dziewczyna jest w stanie posunąć się do wszystkiego.

Poprawiła ułożenie swojej głowy, przez cały czas przebywając w swoich myślach, kiedy nagle coś poczuła. Wyrwała się z transu i zmarszczyła swoje gęste, ciemne brwi, podpierając się na łokciach. Uczucie wróciło i zdezorientowana Shannon jedną ręką zasłoniła usta, a drugą złapała się za brzuch. Sullivan pędem wstała i wręcz pobiegła do łazienki myśląc, że zaraz zwymiotuje. Jednak kiedy była już pochylona nad toaletą - uczucie zniknęło jak za pstryknięciem palcami.

Jeszcze bardziej zdziwiona szatynka przez kolejne minuty próbowała wywołać u siebie wymioty, aby pozbyć się tego dziwnego uczucia, aczkolwiek na marne. Wyszła z pomieszczenia ze zmieszanym i zdumionym wyrazem twarzy rozmyślając o tym, co tak właściwie przed chwilą miało miejsce, gdy przypadkiem weszła na swoją mamę.

-- Oh, uważaj Shan -- powiedziała jej rodzicielka, unosząc na nią swój wzrok. Zeskanowała twarz swojej córki i delikatnie zmarszczyła brwi -- Wszystko w porządku?

-- Tak, mamo -- uśmiechnęła się sztucznie szatynka.

Od powrotu jej rodziców do domu, dziewczynie było ciężej. Mnóstwo pytań dotyczących Lucas'a, jej przyszłości i stanu zdrowia. Nie chciała mówić im o rozstaniu, gdyż miała nadzieję, że wrócą do siebie, a oni i tak nie zauważyli, że w tym domu nie ma już ani jednej jego rzeczy. Cały czas wmawiała im, że chłopak jest na planie i mają stały kontakt telefoniczny.

-- Słabo wyglądasz -- mruknęła, ciągle jej się przyglądając -- Chcesz herbaty?

-- Poprosiłabym -- posłała jej wdzięczne spojrzenie, minęła ją i wróciła do pokoju.

Do zakochania jeden krok // LUBETH //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz