18. Melania.

1.3K 42 1
                                    

Kolejne dni się zlewają. Między uczelnią a pracą nie mam czasu na nic. Nie rozmawiałam jeszcze z Eli. Blaszka na szczęście też się nie kontaktował. Teraz w poniedziałek po zajęciach jestem znowu w pracy i nie powiem trochę się nudzę bo do kawiarenki nie przychodzi już za dużo ludzi. Prawdopodobnie niedługo w ogóle w tygodniu będzie zamknięta. Tak było do tej pory po za sezonem do póki szef i jego żona tutaj pracowali. Zaraz po sezonie zamykali kawiarnie w tygodniu i otwierali tylko na weekendy ale teraz szef postanowił trochę przedłużyć otwarcie jednak widzę, że faktycznie nie przynosi to zbyt wiele zysków.
Godzinę przed zamknięciem robię sobie kawę i biorę pączka a kiedy siadam po przeciwnej stronie baru ktoś wchodzi. Odwracam się do wejścia i widzę najprzystojniejszego faceta jakiego kiedykolwiek widziałam. Czemu zawsze jak na niego patrzę serce bije mi szybciej a skóra mrowi. Przez ostatni czas próbowałam zdusić w sobie te uczucia ale teraz gdy jestem tu sama z nim wszystko wraca.
- Mel. Pogadajmy proszę.- Staje na przeciwko niego i mówię nie pewnym głosem.
- To nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego zaczęłaś zadawać się z tymi ludźmi? Oni są nie bezpieczni. Powinnaś iść z tym na policję, przyjść do mnie i trzymać się od nich z daleka. Wiem, że chcesz pomóc bratu i płacisz za jego winy ale na pewno są inne rozwiązania.
- Sed. Nie znasz mnie tak na prawdę. Może ja chcę się z nimi trzymać. Może wcale nikt mnie do tego nie zmusza. W końcu mam znajomych i ktoś się mną interesuje.
- Ktoś? Kurwa to kryminaliści. Serio Mel przecież ty nie jesteś taka. Twoja mama...
- Mojej mamy w to nie mieszaj- Warczę.- Przeszła wystarczająco i ma dużo problemów. Dziękuję, że ją zatrudniłeś i jestem ci ogromnie wdzięczna ale przestań się już wtrącać w moje sprawy.
- Martwię się o ciebie.- Wybucha a ja jestem w szoku, że tak bardzo podniósł na mnie głos.- Jesteś na dobrej drodze do tego, żeby spierdolić sobie życie.
- I co z tego? To moje życie.- Też podnoszę głos.
- Jesteś taka nie możliwa, że ciężko z tobą wytrzymać.- Wydziera się.- Już ci wyprali mózg w tej mafii.
- To ty wyjechałeś gdy najbardziej cię potrzebowałam- Pękam i przyznaje mu się do tego jak bardzo mnie to zraniło. Nie słyszymy, że ktoś wchodzi do póki nie czuje na sobie ręki Blaszki.
- Co tu się kurwa dzieję. Na chodzisz moją dziewczynę.
- Twoja kurwa dziewczynę?!- Sed wybucha.
- Kim ty się teraz stałaś? Sprzedajesz się za długi swojego brata. Ja pierdole.- Sed znowu wybucha chyba nie dowierzając a mnie zalewa wściekłość i czerwień występuje na twarz i szyję.
- Wynoś się.- Drę się i popycham go. Po czym wchodzę za bar i idę do łazienki. Cała się trzęsę. Nie wierzę, że to powiedział ale faktycznie tak to wygląda. Parę dni temu całowałam się z Joe, który nazwał mnie swoją dziewczyną a dzisiaj Blaszka. Kurwa jakie to chore. Zgodziłam się na coś takiego nie myśląc o konsekwencjach. Kiedy słyszę trzaskające drzwi. Zbieram się w sobie i wychodzę.
Blaszka rozsiadł się na jednym z krzeseł. Nogi położył na stoliku i patrzał na mnie uśmiechnięty.
- Staruszek potraktował cię jak dziwkę.- Zaśmiał się.- Słyszałem, że widziałaś się z Joe nie za bardzo lubię się dzielić ale z tobą to będzie wyjątek bo Joe pomógł mi gdy tego potrzebowałem.
Za cholerę nie wiem co na to odpowiedzieć dlatego milczę.
- Złaź z krzesła, muszę posprzątać przed zamknięciem.
- Dobra, czekam na dworzu. Jedziemy na imprezę.
- Jest poniedziałek. Jutro idę na uczelnię wcześnie rano.
- Życie studenckie, przyzwyczaj się kochanie.- Mówi z drwiną i wychodzi.
Po raz kolejny zastanawiam się jak do tego wszystkiego doszło i wtedy przypominam sobie płacz mamy jak mówiła o bracie. No cóż dzięki braciszku.
Sprzątam i podliczamy kasę. Zamykam wszystko i idę do auta Blaszki.
- W końcu.- Warczy.- Z tyłu masz ciuchy przejdź tam i się ubierz.
- Czy ja nie mogę iść w swoich ubraniach?
- Nie.- Zmierzył mnie wzrokiem.- Są za skromne.
Idę do tyłu i przebieram się w gorsetową bluzkę i krótkie czarne spodenki. Super teraz faktycznie wyglądam i nawet czuje się jak dziwka.
W drodze ktoś do niego dzwoni przez co jest wkurzony.
- Zmiana planów- warczy. Nie odzywam się bo to i tak nic nie zmieni.
Jedziemy po raz kolejny za miasto. Wjeżdżamy na jakąś posesję ze sporych rozmiarów domem a raczej willą.
- Jedziemy do domu moich rodziców. Zachowuj się dobrze bo tam nie ma takich miłych ludzi jak ja.- Zmroziło mnie. Jego ojciec jest bossem a ja o tym wiem chociaż on nie wie, że ja wiem. Kurwa nie podoba mi się to. Muszę też udawać, że to wcale nic takiego i mało mnie to obchodzi. Powinnam się cieszyć bo czegoś mogę się dowiedzieć ale nie myślałam, że nastąpi to tak szybko.
- Oh błagam nie mogą być gorsi niż ich syn.
- Mama może i nie ale tata....uwierz mi nie chciałabyś go poznać.
- To po cholerę mnie tu ciągniesz?
- Jeszcze sam nie wiem czego ojciec ode mnie chce.- Mówi z wyraźną irytacją.
Kurde a jeżeli jego ojciec dowiedział się o Joe i o mnie. Nie to nie możliwe ale zaczynam odczuwać niepokój.
Wysiadamy po czym kierujemy się do drzwi.
Wchodzę za Blaszką do przestronnego hallu. Cholera ten dom jest wielki.
Drepcze ciągle za Blaszką. W domu jest sporo ludzi ale nie są to raczej goście. Myślę, że to cholerna służba i ochrona. Czuje się jak w jakimś nierealnym świecie.
- Blaszka. Długo muszę czekać?!- Słyszę donośny głos mężczyzny a gdy na niego patrzę ciarki przechodzą mnie po plecach ze strachu. Facet jest postawny, jego skroń i część policzka znaczy blizna po poparzeniu. Od samego patrzenia się go boje.
- Ojcze.- Głos Blaszki diametralnie się zmienia. Z pewnego siebie faceta staje się pokorny chociaż głos nadal ma ostry.
- Czekam w biurze. Swoją dziwkę zostaw w salonie.- Znowu zrobiłam się czerwona.
Blaszka chwycił mnie za przedramię i pociągną w stronę jak mogę się domyślić salonu.
- Siedzisz tu i się nie ruszasz. Czekasz aż przyjdę.- Siadam i rzeczywiście się nie ruszam. Pierdziele nie będę się narażać już pierwszego dnia mojego zadania.
Chłopak wychodzi a ja zostaję sama.

Przyjaciółka córki.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz