Po około godzinie nie ruszania się z miejsca przyszedł wkurzony Blaszka. Przez cały czas dwóch facetów bacznie nie obserwowało jak bym była kimś niebezpiecznym dla właścicieli domu. Miałam już serdecznie dosyć tego napięcia dlatego kiedy przyszedł odetchnęłam z ulgą chociaż chyba nie powinnam biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znalazłam.
- Wychodzimy- Warknął do mnie a ja ani drgnęłam.- Wychodzimy mówię.- Ochroniarze zaczęli się nabijać, że nawet dziwka go nie słucha i wtedy właśnie wstałam i podeszłam do niego. Kurde chociaż nie powinno zrobiło mi się go żal. Obrazili mnie ale to nie istotne bo Blaszka ewidentnie coś spieprzył i teraz ojciec się wkurwił.
- Zamknąć mordy. Pracujecie dla mojego ojca a nie dla mnie. Dajecie mi niezłą wymówkę żeby was odstrzelić.- Zamknęli się.
Blaszka wziął z barku w salonie flaszkę, złapał mnie za przedramię i wyszliśmy na dwór. Mam nadzieję, że to nie prawda a on tak tylko rzucił, że mógłby ich zabić.
Jeszcze za nim weszliśmy do auta chłopak odkręcił butelkę i wypił kilka dużych łyków. Świetnie znowu jazda po pijaku. Mam ochotę wziaść od niego tą butelkę i sama się napić ale chyba chociaż jedno z nas powinno myśleć logicznie.
- Będziesz prowadził.
- I co z tego.
- Nie chce zginąć w wypadku.
- A jak? Myślisz, że możesz sobie wybrać okoliczność swojej śmierci?- Zadrwił.- Wsiadaj, zamknij się i zapnij pas.
Kiedy w końcu sam wsiadł do auta miał już prawie połowę mniej whisky w butelce. Serio ja bym się chyba porzygała jak bym tyle wypiła na raz. Ble.
Odpala auto i jedziemy w miejsce gdzie wcześniej już byłam. Zatrzymujemy się koło magazynu.
- Czemu u twojego ojca nie mogłam poczekać w aucie?
- W brew pozorom w domu byłaś bezpieczniejsze.
- Co to znaczy?
- W domu nikt by cię nie tknął w aucie zostałabyś zgwałcona przez przydupasów taty.- Wolałam jednak nie wiedzieć. Zrobiło mi się nie dobrze.
- Dzięki w takim razie.
- To nic osobistego po prostu nie pozwolę, żeby wyruchali kogoś kogo ja sam jeszcze nie miałem.- Więcej się nie odezwę, już nic nie chce wiedzieć.
Wychodzimy z auta a mi robi się zimno. Mam ochotę sięgnąć po sweterek z torby ale pewnie Blaszka i tak by mi go zabrał. Biorę torbę ale on kręci głową.
- Zostaw ją w aucie. Odwiozę cię do domu.
- Oh jakie to miłe- Mówię z sarkazmem a on udaje, że nie słyszy.
Wchodzimy do głośnego pomieszczenia.
- Kogo wyjście na wolność tym razem świętujemy?- Pytam z kpiną.
Znowu mnie lekceważy. Na szczęście widzę znajomą twarz Joe i robię się jakaś spokojniejsza niestety tylko na chwilę jak się okazuje. Zauważam, że atmosfera nie jest imprezowa tak jak ostatnio. Ludzie są zdenerwowani. Gdzie nie spojrzeć to ktoś się kłóci albo głośno wyraża swoje nie zadowolenie. Nawet mina Joe jest napięta. Kurde nie podoba mi się to. Jest tu kilka dziewczyn ale zdecydowanie mniej niż ostatnio. Podchodzimy do baru, Blaszka nalewa nam drinki a przynajmniej tak myślę, że leje i mi.
- Masz wypij.- Czyli to dla mnie. Biorę i na prawdę pije, może chociaż trochę alkohol pomoże mi uspokoić nerwy.
Kiedy ja biorę drugiego łyka Blaszka już robi sobie następnego.- Czekaj tu na mnie zaraz przyjdę.
Patrzy na kilku kumpli w tym na Joe i wszyscy wychodzą z pomieszczenia.
- Do mnie przysiada się jakiś starszy facet.
- Jeszcze cię tu nie widziałem laleczko. Dopij szybko drinka bo na ciebie ochotę.- Kurde no nie wierzę. Czy ja zawsze i wszędzie muszę mieć jakieś problemy?
- Spokojnie.- Mówię najbardziej opanowanym i flirciarskim głosem na jaki mnie stać.- Może pan nie lubi czekać ale ja z doświadczenia wiem, że im dłuższa jest gra wstępna tym lepszy jest później finał.- Z ogromnym oporem muskam jego skórę na przedramieniu. Ma podwinięte rękawy koszuli.
- Musisz laleczko. W takim razie wypijmy po drinku.- Tak drinka od Blaszki wypiłam całego w przypływie zbliżającego się zagrożenia.
- Dziękuję.- Stukamy się szklankami.
- Więc przyszłaś tu z Blaszką?- Zamilkł, zastanowił się a później zmrużył oczy. Wyraz jego twarzy uległ zmianie- Jesteś siostrą tego gówniarza, który zaczął sypać?- Co jest kurwa? Mój brat zaczął sypać?- Tylko dalej nie wiadomo skąd on miał informacje na temat miejsca przeładunku. Tak czy inaczej ty i twój brat zapłacicie za to. Wyrwał mi drinka, którego do połowy wypiłam.- Idziesz ze mną.- Szarpnął mną tak, że aż taboret barowy poleciał na podłogę z hukiem.- Jesteś kurwą a twoje miejsce jest na podłodze. Pchnął mnie mocno tak, że poleciałam na kolana. Od razu w okół nas zrobiło się małe kółeczko.
Chciałam się podnieść ale ten facet mnie przytrzymał. Drugą ręką rozpina rozporek.
- To jest zwykła dziewczyna, która stanie się nie długo wyszkoloną dziwką. Za długi swojego brata już zawsze będzie na nasze usługi.- Zaśmiał się na co inni zareagowali tym samym. Cały czas się szarpałam i próbowałam wstać a wtedy podszedł i uklękną obok mnie jakiś inny facet przytrzymał mnie w miejscu niczym imadło. W chwili kiedy tamten już miał zdjęte spodnie i gacie i próbował przyciągnąć moją głowę do swojego fiuta z pomocą tego drugiego zacisnęłam usta i zęby. Wtedy też rozległy się wystrzały. Gość z fiutem na wierzchu zatoczek się i padł a ten który mnie trzymał zluzował uścisk i poleciał na mnie a razem runęliśmy na ziemię. Z moich ust wydobywa się zduszony krzyk. Ktoś zdał ze mnie ciało i podniósł.
- Popierdoliło was. Ona jest moja.- Drze się Blaszka wymachując pistoletem. Kurwa normalnym, prawdziwym pistoletem.
- Blaszka, stary spoko. My chcieliśmy go powstrzymać.- Mówi jakiś przestraszony kretyn.
Dopiero teraz spostrzegam, że przytrzymuje się Joe, który coś szepcze mi do ucha.
- Spokojnie, już dobrze.- Od jego ciepłego oddechu na mojej skórze przechodzi mnie dreszcz.
- Komu jeszcze przestrzelić łep?- Patrzy po zebranych ale nikt nie zgłasza się na ochotnika co jest raczej zrozumiałe.- Pozbierać ich i wynieść.
Chce spojrzeć w miejsce gdzie leżą ciała ale Joe przytrzymuje mi głowę.
- Nie patrz.
Nie patrzę. Zaczynam drżeć. Joe nalewa mi solidnego drinka, podaje mi go a ja wypijam prawie pół szklanki. Podchodzi do nas Blaszka. Wchodzi na bar.
- Uwaga kurwa. To nie ten młody jest kapusiem. Mamy kreta. Młody nie miał dostępu do takich danych. Któryś z was nas sprzedał a ja dowiem się kto to jest bardzo szybko. Patrzę na niego i drżę jeszcze bardziej. Zeskakuje z baru, bierze butelkę i pije prosto z niej. Nie wiem co mam zrobić. Właściwie nic nie wiem. Na moich oczach dwoje ludzi straciło życie. Nie wątpliwie byli to źli ludzie ale to nie znaczy, że mieli zginąć.
- Boss dzwoni.- Podchodzi jakiś inny mężczyzna i podaje telefon Blaszce.
Tamten bierze aparat do ręki i odchodzi.
- Masz minę jak byś się miała rozpłakać.- Mówi Joe.
- Bo tak jest. Na moich oczach dwóch....- Nie kończę bo nie mogę.
- Oni żyją.- Patrzy na mnie rozbawiony.- Postrzelił ich tylko.
- Oh ale....ale oni się nie poruszyli.
- Bo wiedzą, że wtedy dostaliby śmiertelny strzał.- Przybliżył się do mnie trochę- jak się czujesz?
- Chyba jestem w szoku. Masz może fajkę?
- Mam.- Wyciąga i mnie częstuje. Biorę i odpalam. Zaciągam się. On też pali.- Uważaj na niego. Wciągał jak byliśmy pogadać.
Blaszka znowu przyszedł.
- Sorry laska. Muszę jechać do Bossa. Jedziesz ze mną czy zostajesz?
- Zostaw ją. Zawiozę ją do domu.
- Dobra. Jak chcesz. Ale nie dzielimy się nią z nikim innym bracie.
- Się wie.
- Czekaj moja torba.- Blaszka rzucił kluczyki do auta i wyszedł.
Joe wstał a ja razem z nim.
- Wychodzimy.
CZYTASZ
Przyjaciółka córki.
RomanceLosy Mel i Sedrica nie są tak do końca pewne. Czy tych dwoje będzie razem? Czy skończy się tylko przelotnym romansem?